Rozdział 33

456 24 0
                                    

Valeria 

- Dobrze się czujesz? - pomimo złości na chłopaka, byłam zmartwiona jego zachowaniem. Pozbył się Ludo, a mimo to wyglądał na złego. Nie powinien choć trochę być zadowolony, że w końcu pozbył się problemu, z którym męczyliśmy się od dłuższego czasu? - Roy! 

Krzyknęłam, ale on i tak uparcie milczał. O co mu chodzi? Czy mężczyzna coś mu przed śmiercią powiedział? Jechaliśmy już kilka minut, a ja coraz bardziej się stresowałam.

Westchnęłam pod nosem i zaczęłam oglądać widok za oknem. Choć nie było tam nic ciekawego. Lepsze to jednak, od zastanawiania się czemu mężczyzna się tak zachowuje. Skoro chce milczeć, to jego sprawa. Ja mam to gdzieś. Przynajmniej próbuje udawać, że tak właśnie jest. Kiedy dojechaliśmy, zielonooki opuścił szybko samochód, zdziwiona również to zrobiłam.

- Roy w tej chwili masz mi wytłumaczyć co się dzieje! - próbowałam go chwycić za ramię, jednak nie zdążyłam. Coraz bardziej wściekła, krzyknęłam sfrustrowana i zaczęłam iść do góry. Akurat gdy skończył rozmawiać, weszłam do gabinetu. 

- Zrobię co w mojej mocy szefie. 

Zdziwiona na niego spojrzałam. Czyli to musi być jakaś grubsza akcja, skoro rozmawiał z Dexem. W momencie kiedy wybierał następny kontakt, wyrwałam mu telefon. 

- Valeria! Co ty wyprawiasz? W tej chwili masz go oddać.

- Nie, dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz. 

Przez dobre kilka minut, toczyliśmy walkę na spojrzenia, którą oczywiście wygrałam. Nie ma w końcu nic gorszego od upartej i zawziętej kobiety, a taka właśnie jestem w tym momencie. Chociaż chyba zazwyczaj taka jestem, jednak w tym momencie te cechy się uwypukliły. W końcu muszę wiedzieć co się dzieje. 

- Dobra, ale najpierw usiądź. - bez chwili zwłoki wykonałam jego polecenie. - Ludo zanim umarł, powiedział, że należy do organizacji, której zadaniem jest wyeliminowanie ludzi rządzących tym stanem. 

- Czekaj, to znaczy, że ty, Sam i Dex jesteście zagrożeni tak? 

- Nie tylko my, każdy kto dowodzi regionem. Możliwe, że też przywódcy Devils i Blacks. Ty też jesteś w niebezpieczeństwie. 

- Niby dlaczego ja? - zapytałam zdziwiona. - Przecież jestem nikim. Nie liczę się w tym świecie. 

- Liczysz się w moim świecie. - prychnęłam na jego słowa. On  naprawdę ma mnie za aż taką kretynkę. 

- Kogo próbujesz oszukać. Myślisz, że jak powiesz mi jakieś romantyczne, tandetne teksty, to ci uwierzę. Nie jestem naiwna. A romantycy zazwyczaj kończą tragicznie, przynajmniej w starszych książkach. 

Wstałam i już miałam wyjść, gdy uderzył w biurko z taką siłą, że przedmioty znajdujące się na nim podskoczyły. Kubek spadł na podłogę i rozbił się na kilka kawałków. Ja za to zaskoczona na niego spojrzałam. 

- O co ci chodzi!? Ile razy jeszcze muszę ci to powtórzyć, żeby w końcu do ciebie dotarło, jak bardzo mi na tobie zależy. 

- Nawet milion razy byłoby za mało. Liczą się czyny nie słowa. - zacisnęłam mocniej pięści. - A twoje im zaprzeczają. 

- Naprawdę? Ciekawe które, bo jak na razie kilka razy już ci pomogłem, a nawet uratowałem życie! Także wytłumacz mi o co ci tak konkretniej chodzi?

- Nie mam zamiaru z tobą o tym dyskutować. - obróciłam się i już byłam na korytarzu, gdy pociągnął mnie z powrotem. Nawet nie zauważyłam gdy byłam przyciskana do biurka i patrzyłam w jego ciemniejące z każdą kolejną sekundą zielone oczy. 

- Jeszcze nie skończyliśmy. W tej chwili masz mi powiedzieć, o co tak właściwie masz do mnie pretensje? Pamiętaj, że obiecaliśmy sobie szczerość. Ja dotrzymałem umowy, teraz twoja kolej. 

Ma rację, dlaczego on musi mieć tak dobrą pamięć. Nie mógł o tym zapomnieć. Z drugiej strony, obiecaliśmy to sobie w kontekście związku. Czyli teoretycznie wystarczyłoby, żebym z nim zerwała i już nie musiałabym mu cokolwiek mówić. Jednak to byłoby oznaką tchórzostwa, a ja nie jestem typem cykora. 

- Podrywałeś Maze! Bezczelnie robiłeś to na moich oczach, ty parszywy dupku. 

Patrzyłam na niego zdziwiona, gdy zaczął się głośno śmiać. Go to jeszcze bawi. Jak ja mu zaraz przywalę, to dopiero będzie miał powód do śmiechu. Jeszcze chwila. 

- Czyli udało mi się. 

- Co niby? - zmarszczyłam czoło i patrzyłam na niego, nierozumiejąc co ma na myśli.

- Sprawić, że będziesz zazdrosna. Nie mogłem się powstrzymać. 

- Momencik, chcesz powiedzieć, że Maze ci się nie podoba? 

- Oczywiście, że nie! - krzyknął, ciągle nie przestając się śmiać. - Nie jest w moim typie. 

- Jaki niby jest twój typ? 

- Pyskate, niebieskookie, blondynki, które uwielbiają kopać mnie w klejnoty. 

- Już cię za to przepraszałam. - odparłam speszona, naszym pierwszym spotakneim. 

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że nie miałaś ochoty mnie kopnąć? Chociażby przed chwilą. 

Jego zbyt pewny siebie uśmieszek, doprowadzał mnie do szału. Na dodatek ma rację. Dlaczego muszę być tak bardzo przewidywalna.

- Myślenie a robienie, to dwie różne kwestie. 

- Oczywiście. - rozbawiony, puścił moje ręce i się odsunął. Poczułam rozczarowanie, nie tego się spodziewałam. - A teraz muszę cię wyprosić, bo będę dzwonił do Sama i innych, aby byli ostrożniejsi. Bardziej niż zazwyczaj. 

- W porządku. - stwierdziłam cicho i wstałam na równe nogi. 

- Coś jeszcze cię męczy? - spojrzałam na jego zatroskany wzrok i postanowiłam powiedzieć mu wprost. 

- Dlaczego mnie nie pocałowałeś? 

- Zwolniłem. Nie o to ci chodziło? 

Muszę się przyznać, że takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Bardziej tego, że się zaczął mną nudzić lub co gorsza brzydzić. Choć nie mam logicznych argumentów, właściwe to nie mam żadnych, to i tak mój umysł uznał to za jedyną możliwość. 

- Nie do końca. Ja po prostu. - przełknęłam ślinę, podrapałam się po głowie i nie patrząc na niego, kontynuowałam. - Nie jestem gotowa na wyższe poziom w naszej relacji. 

- Chodzi ci o sex? - zawstydzona przytaknąłam. Czuję się żałośnie mam dwadzieścia kilka lat, a wstydzę się nawet użyć tego słowa. 

- O wojowniczo. Obiecuję, że nie będę naciskał. - pocałował mnie w czubek głowy. - Ale i tak muszę się bardziej hamować. Zwłaszcza przed dłuższymi pocałunkami. 

- Dlaczego? - spojrzałam na niego nie rozumiejąc powodu, czemu ma tego nie robić. 

- Wątpię czy będę potrafił się wtedy powstrzymywać. Mam na ciebie ochotę od dłuższego czasu. - szepnął mi do ucha, jęknęłam, gdy je ugryzł. - Właśnie o to mi chodzi. 

Dopiero, gdy poczułam, jak jego członek na mnie napiera, zrozumiałam co miał na myśli. 

- Idź spać. Muszę wykonać kilka telefonów. Postaram się jak najszybciej do ciebie dołączyć. 

Przytaknąłam mu i wyszłam z pokoju. Gdy byłam już w łóżku, nie mogłam przestać o nim myśleć. Teraz nie tylko on ma na mnie ochotę, ja również go pragnę. W każdy możliwy sposób. Pytanie brzmi, czy będę w stanie przełamać swoje obawy? 

N.A.R.A

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz