Rozdział 29

481 23 0
                                    

Valeria

Oczywiście, że mam plan, jednak nie mogę mu o nim powiedzieć. Po tym jak zareagował na moją zwyczajną, przynajmniej w moim mniemaniu, rozmowę z lekarzem wolę nie ryzykować. Dowie się w swoim czasie. Na szczęście, będę miała podsłuch. W końcu nikt mnie nie sprawdzi, za dobrze mnie znają.

- Idę wziąć leki, a ty pójdź po podsłuch.

Mężczyzna pokiwał głową i każde z nas poszło w inną stronę. Gdy byłam w łazience, zdjęłam ubranie i zaczęłam smarować fioletowe ślady. Połknęłam tabletki, które zapisał mi Miles i gdy miałam pewność, że maść całkowicie się wchłonęła, z powrotem założyłam ubranie. Choć starałam robić to ostrożnie, kilka razy musiałam zacisnąć zęby, żeby nie jęknąć z bólu. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

W salonie zastałam Roy, który trzymał coś w dłoni.

- To ma być podsłuch? Jest mniejszy niż ten który miałam wczoraj.

- Wolę nie ryzykować, że ktoś cię z nim przyłapie zwłaszcza Rick. - szatyn podszedł do mnie i włożył podsłuch do kieszeni bluzy. - Powinien łapać dźwięki z sześciu metrów. Jednak nigdy go nie używałem.

- Po co ci tyle różnych podsłuchów?

- Czasem podkładam je znajomym osób, które mam za zadanie znaleźć. Robię to zwłaszcza wtedy, gdy widzę, że coś ukrywają, albo bardziej kogoś. Jest to bezpieczniejszy i szybszy sposób wyciągania informacji, niż jakbym miał wszystkich torturować.

- Pewnie tak. - pokiwałam głową. - Jedziemy?

- Chodźmy.

Gdy byliśmy w samochodzie, po raz setny omawialiśmy plan.

- Dobra wystarczy, już wszystko wiem. - stwierdziłam sfrustrowana. - Pamiętaj, że dam ci sygnał, gdy masz wejść, jasne?

- Nic nie obiecuję.

- Roy! To nie jest śmieszne.

- Czy ja się śmieje? Mówię na poważnie. Wtargnę do środka, gdy uznam, że na to pora.

Westchnęłam. Dlaczego nie może zrobić to o co go proszę, albo bardziej każe. Przez niego cały mój plan spali na panewce. Byłoby mi łatwiej go przekonać gdyby wiedział co chce zrobić. Jednak nie mogę mu tego zdradzić.

- W porządku. Niech ci będzie. - odpuściłam jest za bardzo uparty. Po prostu będę musiała się pospieszyć.

- Uważaj na siebie. - obróciłam się do niego. Troska w jego głosie wzruszyła mnie do tego stopnia, że pocałowałam go w usta.

- Nie martw się, poradzę sobie. - szepnęłam i wyszłam z samochodu.
Zielonooki zaparkował, dosłownie za rogiem od klubu. Oby tylko wybaczył mi to co zamierzam zrobić.

Mijając ochroniarzy, weszłam do środka. Tak jak się spodziewałam, nie przeszukali mnie. Weszłam do góry po schodach i z szybko bijącym sercem zapukałam do drzwi. Oby tylko nie było powtórki z rozrywki. Wystarczy mi jedno złamane żebro.

- Wejść.

Nie czekając dłużej, zrobiłam jak mi kazał.

- Chciał mnie szef widzieć?

- Valkiria. - przeszły mnie ciarki po samym sposobie wypowiedzenia przez niego mojego imienia scenicznego. Jak ktoś może być tak bardzo obrzydliwy. - Mam dla ciebie propozycje.

- Jaką?

- Będziesz pracować dla mojego znajomego. Poszukuję ludzi.

- Co będę robiła?

- To proste, kiedy do ciebie zadzwoni rzucisz wszystko i zjawisz się w miejscu, które ci poda. Zrobisz tam to co zwykle, czyli będziesz walczyć, wszystko jasne?

- Tak, a mogłabym poznać jakieś szczegóły? - zapytałam niepewnie.

- W porządku. Za kilka dni dojdzie do starcia pomiędzy dwoma grupami. Nie masz się czym przejmować, waszym zadaniem będzie jedynie odwrócenie uwagi.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z jego kłamstwa. Najwyraźniej Ludo zbiera ludzi, żeby zaatakować Sama. Musi ich mieć naprawę dużo, w końcu mężczyzna handluje bronią. Za pewne będziemy mięsem armatnim.

- Oczywiście. - zgodziłam się w końcu i tak nie miałam większego wyboru.

- Świetnie, możesz już iść.

Wstałam, jednak zamiata pójść w stronę drzwi, to przybliżyłam się do Ricka. Patrzył na mnie uważnie, gdy w końcu zapytałam.

- Czy propozycja, którą złożyłeś mi kilka tygodni temu, jest nadal aktualna? - z całej siły starałam się, wypowiedzieć to uwodzicielskim głosem. Oby tylko nie wyczuł fałszu. Oblizał wargi i zaczął skanować wzrokiem całe moje ciało.

- Jest aktualna. Widzę, że zmieniłaś zdanie. W takim razie klękaj i zabieraj się do roboty.

Rozłożył się wygodniej na kanapie i patrzył na mnie wygłodniałym wzrokiem, z chytrym uśmieszkiem. Jeszcze trochę i nie będziesz miał czym się uśmiechać.

- Wolałabym zrobić to w bardziej ustronnym miejscu. - szepnęłam do jego ucha i zaczęłam jeździć dłonią po jego udzie, aż dotarłam do kroczu. Robiąc to z trudem hamowałam odruch wymiotny. Nagle chwycił brutalnie za moją rękę i wstał.

- W takim razie, nie traćmy czasu. - gdy był ode mnie odwrócony i byłam pewna, że mnie nie zobaczy, skrzywiłam się na dźwięk jego rechoczącego głosu.

Gdy byliśmy na dole, zaczęłam go całować, on był na tyle zaskoczony i rozkojarzony, że nie zauważył, iż prowadziłam go w stronę tylnego wyjścia. Gdy byliśmy na zewnątrz, rzucił mnie na ścianę, przez co upadłam z jękiem na kolana.

- Dość tych podchodów. - zaczął rozpinać pasek, a ja z trudne przełknęłam ślinę. - W tej chwili masz to zrobić, albo.

Nie dane mu było dokończyć, gdy Roy wbił mu strzykawkę z środkiem usypiającym w szyję. Nie byłam wstanie nawet na niego spojrzeć. Na pewno był wściekły. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głośny huk. Wystraszona spojrzałam przed siebie, z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam samochodu.

- Wsiadaj. - po całym ciele przeszły mnie ciarki. Nawet wtedy, gdy zabrał mnie do swojego domu, tak bardzo się nie bałam jak teraz. Na drżących nogach zrobiłam, to co mi kazał. Wjechaliśmy do garażu, w którym stało dwóch nieznanych mi mężczyzn.

- Zanieście go do piwnicy. - zwrócił się do nich, a mnie chwycił za rękę. Na nieszczęście w to samo miejsce, które wcześniej złapał mnie Rick.

- Ja ci wszystko wytłumaczę. To był najlepszy sposób, żeby go wywabić.

- Zamknij się. - warknął i dosłownie ciągnął mnie po schodach. Zrobiłam ti co mi kazał, było to w tej sytuacji najlepsze wyjście.

Popchnął mnie na łóżko, na które opadłam na brzuch. Następnie zamknął drzwi sypialni. Obróciłam się w jego stronę i usiadłam na łóżku.

- Ostrzegałem cię, że następnym razem, gdy zobaczę, że z kimś flirtujesz gorzko tego pożałujesz. Ja moja droga nie rzucam słów na wiatr.

Z przerażeniem patrzyłam jak zbliża się w moim kierunku. Miałam wrażenie, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Jego piękne oczy, w tym momencie najbardziej mnie przerażały. Ich odcień zrobił się ciemniejszy i widziałam w nich jedynie złość. Jednak mogłam wymyślić coś innego, albo mogłam go po prostu posłuchać. Za bardzo jednak bałam się o jego zdrowie, w końcu nie miałby szans w pojedynkę, wyjść bez szwanku z klubu. Teraz przyjdzie mi za to zapłacić. 

N.A.R.A

Niepokonana #2 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz