Siedziałam z tyłu auta obok Izabelli, dziewczyna nawet nie wiem dlaczego jechała z nami. Edward napomknął coś, że James wyłapał jej zapach blah...blah...blah. Tak Cullenowie stwierdzili, że będzie lepiej jeśli wywiozą mnie z miasta by złapać rudą i blondyna i ich zabić.
Mama zapewne szaleje, że nie ma mnie w domu. To samo Charlie z powodu Belli. A o ojca się nie martwię bo... po prostu nie.
Od kilku godzin nie zmieniłam pozycji w aucie tylko uparcie wpatrywałam w okno po mojej stronie, ze słuchawek rozbrzmiewały głośne nuty by zagłuszyć Alice próbującą ze mną porozmawiać.
Kiedy tylko zatrzymaliśmy się pod hotelem wysiadłam jako ostatnia z ociąganiem. Alice złapała mnie pod ramię i kiedy zameldowaliśmy się w budynku ruszyliśmy do naszego pokoju. Usiadłam na jednym z łóżek i przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej.
Przygryzałam wargę i kiedy poczułam smak krwi wypuściłam ją. Wetchnęłam gdy łzy pojawiły się w moich oczach i opadłam plecami na łóżko zakrywając dłońmi twarz. Łapałam głębokie wdechy chcąc się uspokoić, ale dopiero fala spokoju przepływająca przez moje ciało mnie uspokoiła.
- Dziękuję Jazz. - szepczę leżąc w tej samej pozycji. Czuję jak materac ugina się po mojej drugiej stronie i wtulam się w klatkę piersiową blond wampira. - Przepraszam, że tak wybuchłam u was w domu. Nie powinnam tego robić i naprawdę doceniam, że chcecie mnie chronić. Jestem po prostu nie... nie chcę by ktoś z was został zraniony lub co gorsza zabity.
- Jedyny kto zostanie zabity to James i Victoria. - mówi na co kiwam głową i uśmiecham się delikatnie.
- Mamy progresywne czasy Jazz imię kobiety musi być powiedziane wcześniej. - chichoczemy na moje słowa. Niedaleko słyszę drwinę z ust Belli i wywracam delikatnie oczami by tego nie widziała. - Jaki masz problem? - pytam podnosząc się z miejsca i spoglądając prosto na dziewczynę Swan.
- Ty jesteś moim problemem. - mówi na co otwarcie wywracam oczami - Zdajesz sobie sprawę, że przez ciebie mogą umrzeć? Mogę stracić moją przyszłą nieśmiertelność przez ciebie. - moje usta rozchylają się gdy te słowa wypływają z jej ust.
- Jesteś niewiarygodna Bello Swan. - kręcę głową i spoglądam na zaskoczonych Alice i Jaspera. - Jesteś tak wielką psycholką, że bawisz się uczuciami Edwarda dla swoich korzyści?!
- N-nie to nie tak. - zaprzecza na co z drwiną podnoszę się z miejsca. - A po za tym co cię to obchodzi?! Jesteś dla niego nikim! I na pewno nie powiesz mi, że nie zadajesz się z nimi dla nieśmiertelności!
- Izabello. Jesteś tak bardzo niewiarygodna, że aż mi cię szkoda. - kręcę głową i spoglądam na Jaspera. - Zadaję się z nimi bo są przy mnie nawet jeśli się kłócimy. Pierwszego dnia bardzo mi pomogli i wciąż to robią. Kocham ich i są moją rodziną. - wzruszam ramionami - Nie chcę być nieśmiertelna, patrzeć jak umiera moja mama, moi ludzccy przyjaciele oraz moje dzieci. A ty jesteś bardzo samolubna. Pomyślałaś o Charliem? Lub swojej mamie?
- Nie twój interes. - warczy na mnie na co unoszę ręce do góry i opadam na miejsca obok Jaspera. Rozmowa jest zakończona, przynajmniej dla mnie.
~*~
Dwie godziny później po wizji Alice o sali baletowej gdzie Bella miała zajęcia, Allie i Jazz zeszli by nas wymeldować, Bella zamknęła się w łazience po rozmowie z Edwardem więc w pokoju zostałam sama.
Kiedy czuję wibracje w kieszeni wyjmuję telefon i odbieram go widząc identyfikator dzwoniącego.
- Rosie! Wszystko w porządku? - pytam gorączkowo na co po drugiej stronie słysze lekką szarpaninę. - Rosie? Wszystko w porządku? Rose? Rosalie!

CZYTASZ
Bloodline|E.Cullen
FanfictionTiana nie zdawała sobie sprawy, że przybywając do miasteczka Froks wypełni swoje przeznaczenie. Lub Gdzie w miasteczku Forks Tiana Gerard znajduje miłość i dom u boku siedmiu wampirów i dowiaduje się co jest jej przeznaczone.