10

918 45 4
                                    

Kiedy tylko Alice rzuca piłkę w moją stronę biorę głęboki wdech i wpatruję się w biały przedmiot lecący w moją stronę. Biorę zamach i kiedy piłka odbija się od kija rzucam go na ziemię i ruszam biegiem wokoło boiska. 

Ślizgam się wpadając w dom, ale piłka właśnie w tym momencie wpada w rękę Esmee. Podniosłam się z pomocą Rosalie, czując lekkie pieczenie na skórze i skrzywiłam się delikatnie. 

- Wychodzisz. - mówi Bella na co Emmett podskakuje radośnie. Posyłam mu zabójcze spojrzenie i objęta ramieniem Rose podchodzę na bok siadając na ziemi. Podwijam nogawkę legginsów i krzywię się widząc zdartą skórę z boku nogi. 

- Wszystko w porządku? - spoglądam na Edwarda i kiwam głową. Widziałam jak strużki krwi powoli opadają w dół mojej nogi i spoglądam na Rosalie siedzącą przede mną. 

- Nie przeszkadza wam to? - pytam zaskoczona i rozglądam się po reszcie która nawet nie drgnęła tylko kontynuowała grę w baseball. 

- Twoja krew nie ma dla nas zapachu. - kiwam głową i zakrywam ranę spoglądając na mecz. 

- Stop! - pół godziny później przerażony krzyk Alice sprowadza mnie na ziemię od radosnej pogawędki z Edwardem. Mogę przyznać bez bicia, że nie jest taki zły jak na początku, chociaż jego dwubiegunowa choroba jest straszna!

Podnoszę się z miejsca i podbiegam do Emmetta, który wyciągnął w moją stronę dłoń. 

- Zabiorę z tąd Tianę. - mówi Edward patrząc na mnie na co marszczę brwi. 

- Nie uda ci się. Są blisko. - mówi Alice na co ten kiwa głową i spogląda na mnie, jednak odwraca wzrok gdy Bella patrzy na niego zaskoczona. 

- Rozpuść włosy Bells. - mówi do dziewczyny która szybko to robi. 

- Mogę wyczuć ją z drugiego końca boiska. - drwi Rose i staje po mojej drugiej stronie. - Nie bój się, jesteśmy obok. - szepcze do mnie na co kiwam głową. 

- Rose moja noga.. - szepcze i spoglądam wielkimi oczami na dziewczynę. 

- Spokojnie. - mówi na co kiwam głową i uśmiecham się do niej delikatnie. - Nic ci nie będzie. 

Wpatrywałam się w mgłę tak samo jak reszta rodziny. Kiedy po niedługim czasie wyłoniło się z niej trzech ludzi, a raczej wampirów przełknęłam ślinę. Po prawej szła rudowłosa kobieta, po środku czarnoskóry mężczyzna z dredami, a po lewej blond włosy mężczyzna. Jedyne co ich łączyło ze sobą to czerwone niczym krew oczy. 

- To zapewne należy do ciebie. - mówi czarnoskóry i rzuca piłką do Carlisle stojącego na środku. - Jestem Laurent, to Victoria - wskazuje na kobietę mierzącą się wzrokiem z Rosalie - a to James. - mężczyzna po lewej wpatruje się w każdego z nas. Jego wzrok zatrzymał się na Edwardzie, z którym toczył walkę na spojrzenia. 

- Jestem Carlisle, a to moja rodzina. - przedstawia się blondyn. - moja żona Esmee i nasze dzieci Jasper, Alice, Emmett, Rosalie, Tiana, Edward oraz Bella. - wzrok trzech wampirów przesuwał się na każdego z nas po kolei. Rudowłosa kobieta wpatrywała się we mnie z przechyloną na bok głową i zadziornym uśmiechem na twarzy. - Wasze polowania narobiły nam kłopotów. - mówi Carlisle - Mieszkamy niedaleko stąd. 

- Nie wiedzieliśmy o tym. - Laurent przeprasza na swój dziwny sposób. 

- Jesteście już bezpieczni, poprowadziliśmy ludzi na zachód. - Victoria przenosi swój wzrok na lekarza. 

- Nie potrzebujecie trzech dodatkowych graczy? - pyta Laurent na co przełykam ślinę i spoglądam na Rosalie. - Och no dawaj, jeden mecz. - dodaje widząc niezdecydowanie Carlisle'a. 

- I tak niektórzy z nas wychodzili, uderzamy pierwsi.- mówi blondyn i rzuca piłką w przybyszów. 

- To ja mam złą podkręconą piłkę. - mówi Victoria z szerokim uśmiechem. 

- Zobaczymy. - mówi Jasper na co Emmett wydaje z siebie głośne buczenie. 

- Chodźmy. - mówi Rosalie obejmując mnie ramieniem i ciągnąc w stronę jeepa Emmetta. Przeklęłam gdy rana na mojej nodze otworzyła się i znów zaczęła płynąć krew, i właśnie wtedy jakby cały świat się walił i palił zaczął wiać wiatr. 

- Przynieśliście przekąskę. - piszczę gdy ramiona Rosalie zacieśniają się wokoło mnie. Spoglądam wielkimi oczami na Jamesa i spotykam się z jego czerwonymi tęczówkami wlepionymi we mnie. 

- Wiedziałem, że skądś cię kojarzę.. - mamrocze do siebie i uśmiecha drapieżnie. 

- Victoria, James.. mecz skończony. - mówi Laurent patrząc na mnie przerażonym wzrokiem. - Idziemy, teraz. - oba wampiry przez chwilę jeszcze stoją w pozycji atakującej, aż w końcu podnoszą się i odchodzą obejmując ramionami. 

- Chodźmy Ti. - mówi Rosalie i szybkim krokiem rusza ze mną w stronę jeepa. Obok nas przebiegł Emmett na co pisnęłam i z pomocą czarnowłosego wsiadałam do jeepa. 

- Powiecie mi co się dzieje? - pytam kiedy Emmett wycofał z boiska jak szalony. 

- James będzie cię teraz ścigał Ti. - mówi blondynka ściskając moją dłoń w swojej. - Jego krew jest dla ciebie zbyt pociągająca i musimy zabrać cię z miasta. - kręcę głową na jej słowa. 

- Mamy nie ma w domu, a ja musze jej powiedzieć co się dzieje. - przerażona wyjmuję telefon z kieszeni. Wybieram jej numer i prawie płaczę gdy nie odbiera. - Mamo zapewne bawisz się świetnie z Charliem, chcę ci powiedzieć że coś stało się na meczu i.. proszę oddzwoń jak najszybciej. - krzyczę gdy Emmett gwałtownie skręca, a na tył jeepa ktoś wskakuje. 

- To Jasper. - mówi blondynka na co kiwam głową. 

- Potrzebuję cię mamusiu. - szepcze i rozłączam się wpatrując w las za oknem. 

~*~

Kiedy siedzieliśmy w domu Cullenów moja noga podskakiwała ze zdenerwowania, niedaleko Laurent rozmawiał z Carlislem, a mnie chronił Jasper i Alice. Zamknęłam oczy przecierając twarz dłonią i wypuściłam drżący oddech. 

- Skąd on mnie zna? - pytam nagle na co trzy pary złotych oczu i jedna czerwonych spojrzały prosto na mnie. - Wiesz skąd prawda? Powiedz mi! - zrywam się z miejsca i prawie podbiegam do czarnoskórego wampira. Prawie bo ramię Jaspera przytrzymuje mnie w miejscu nie pozwalając zrobić mi kroku.

- Jesteś córką Damiena. - wzrusza ramionami na co mrużę oczy patrząc na niego. - To dla niego wystarczający powód Tiano. 

- Skąd on zna mojego ojca? Skąd ty go znasz? Co jest z wami nie tak? Żerujesz na bezbronnych ludziach! - wskazuję na niego palcem - Czemu nikt mi nic nie mówi?!

- Wystarczy Ti. - mówi cicho Emmett na co spoglądam na niego z łzami w oczach. 

- Dlaczego? - prycham i unoszę brwi. - Bo to nie jest dla was wygodne? Mam to gdzieś! Pozwólcie mi umrzeć i po sprawie! - krzyczę na co każdy spogląda po sobie. 

- Czy wiesz co mówisz? - spoglądam na Edwarda stojącego za Emmettem. 

- Wiem! Wiem co mówię Edward! - wzruszam ramionami i opadam na kanapę. 

- Ti.. - czuję dłoń Alice na kolanie, ale szybko podrywam się z miejsca i podchodzę do wielkich okien wychodzących prosto na las. - Musisz nas posłuchać. 

- Dajcie mi spokój. - nie patrzę na nikogo z nich tylko przykładam dłoń do ust i wpatruję w spokojny krajobraz. 

Bloodline|E.CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz