24

584 41 1
                                    

*Pov.Freya* 

Obudziłam się słysząc rozdzierające krzyki z pokoju niedaleko. Przetarłam oczy dłonią i spojrzałam na Charliego w takim samym stanie jak mój. 

- Przepraszam. - szepcze do niego na co macha dłonią i obserwuje jak wstaje z miejsca. 

- Zrobię herbatę. - proponuje zaspanym głosem i rusza zaraz za mną. Tylko zamiast skierować się w stronę pokoju Tiany rusza schodami na bok. Kiedy krzyki zmieniają się na coraz głośniejsze wpadam do pokoju i podbiegam do córki potrząsając jej ramionami. 

- Nie! - krzyczy podnosząc się i wpadając prosto w moje ramiona. - Przepraszam, że was obudziłam. - mówi od razu kiedy przytula się do mnie. 

- To nic takiego. - mówi Charlie wchodząc do środka z parującym kubkiem herbaty. - Nic czym trzeba się przejmować, wierz mi. - kiwam głową na potwierdzenie słów mężczyzny i przeczesuje włosy Tiany. 

- Każdemu się zdarza. - dodaje swoje pięć groszy i odsuwam się od nastolatki. Charlie podaje jej herbatę którą przyjmuje i po chwili bierze łyk. 

- Co się śniło? - pyta mężczyzna stając obok mnie i obejmując mnie ramieniem. Przyglądam się córce, która zastyga w miejscu i wpatruje się w ścianę naprzeciwko. Myśli o czymś gorączkowo, aż w końcu uśmiecha się w naszą stronę sztucznie. 

- Nie pamiętam. - wzdycha na co kiwam głową i spoglądam na Charliego, który posyła mi spojrzenie mówiące, że też jej nie wierzy. 

- Zostawicie mnie samą? - pyta na co przytakuje i razem z Charliem opuszczamy pokój dziewczyny. Nim zamknę za nami drzwi spoglądam jak kuli się na łóżku z kubkiem herbaty w dłoniach i pustym wzrokiem patrzy na ścianę przed nią. Wzdycham cicho i zamykam drzwi, spoglądam na Charliego, który patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem. 

- Może czas poprosić o pomoc psychologa? - proponuje po raz kolejny. 

- Musi poradzić sobie z tym sama Charlie. - wzdycham i przytulam się do mężczyzny, który obejmuje mnie ramionami i całuje w czoło.

- Wiem, ale martwię się o nią Freyo. - mówi na co przełykam ślinę i spoglądam na zamknięte drzwi za którymi znajduje się pokój mojej córki. Mojej córki która ma złamane serce po swojej epickiej miłości. 

- Chodźmy spać. - proponuje na co ten kiwa głową i oboje wracamy do sypialni. 

*Pov. Tiana* 

- Jacob! - wpadłam w ramiona chłopca który ze śmiechem podniósł mnie ponad ziemię. Zaśmiałam się cicho kiedy obrócił nas wokoło osi i klepnęłam go w ramię. - Jest ze mną Angela, mam nadzieję, że nie masz nic przeciw. 

- Absolutnie nie. - uśmiecham się na jego słowa i cofam się kilka kroków by spojrzeć na dziewczynę. 

- Zapraszamy. - okularnica niepewnie wchodzi do środka i kiedy spogląda na Jacoba rumieni się soczyście. - Och racja, ubierz się Jake! Zawstydzasz mi przyjaciółkę. - opadam na fotel niedaleko i sięgam po żelka leżącego na blacie. 

- Jestem piękny! - wywracam oczami na jego przytyk w moją stronę. Owszem kiedyś wyrwało mi się coś takiego z ust pod wpływem chwili i teraz chłopiec nie pozwala mi o tym zapomnieć. 

- To że masz mięśnie nie robi na mnie wrażenia. Widziałam lepsze towary niż ty. - chichocze kiedy posyła mi mrożące spojrzenie i w jednej chwili łapie mnie w ramiona przewieszając przez ramię. Śmieje się głośno kiedy klepie mnie w udo kilka razy kręcąc się. 

- Jacob będę wymiotować! - piszczę na co szczypie mnie w pośladek i stawia na nogach. - To bolało cioto! - uderzam go pięściami w brzuch. 

- Bo zrobię to jeszcze raz. - ostrzega na co wywracam oczami i spoglądam na Angelę która ma aparat skierowany w naszą stronę. 

- Hej! Hej! Żadnych zdjęć! Ani dowodów na nasz nielegalny interes! - wydzieram się w jej stronę na co klika coś w aparacie. 

- I po co mówiłaś o nielegalnym interesie? Nie musiała wiedzieć Tiano, mogłaś powiedzieć, że to zwykłe LEGALNE interesy. - jęczy niezadowolony Jacob na co wywracam oczami i obserwuję jak Angela wyłącza aparat kładąc go na szafkę obok. 

- Więc naprawdę budujecie te maszyny śmierci? - pyta na co spoglądam na Jacoba wpatrującego się w dziewczynę jak w obrazek. 

- On buduje. - wskazuję na Jake'a który uśmiecha się delikatnie. - Ja mu tylko przeszkadzam lub podaję klucze jakich potrzebuje. - wzruszam ramionami. - Zawsze podaje mu zły by musiał sam się po niego fatygować. - szepcze, ale ten jakimś cudem i tak to słyszy. 

- Wiedziałem ty czarownico. - wywracam oczami i wskazuję na kanapę, dwa fotele i krzesła. 

- Rozgość się. Niedługo będzie Quil i Embry z jedzeniem jak zawsze więc poznasz resztę z nas. - uśmiecham się i sama opadam na fotel najbliżej biurka. 

- Tiano? - spoglądam na Blacka który patrzy na mnie smutnymi oczami. - Nie ważne - marszczę brwi, ale kiwam głową i sięgam po jeden z kluczy, który obracam w dłoniach. 

~*~

Wpatrywałam się w Angelę, Quila i Jacoba, którzy wygłupiali się na plaży. Przechyliłam głowę spoglądając na telefon, jednak nic tam nie zobaczyłam. Żadnej wiadomości od Embry'ego, żadnego połączenia, nic. 

- Ti! Chodź do nas. - spoglądam na Angelę która patrzy na mnie wyczekująco. Wymuszam szeroki uśmiech i zdejmuję buty wraz ze skarpetkami. 

- Nadchodzę. - podnoszę się z koca i rzucam na niego telefon. Biegnę w stronę reszty i wpadam prosto w ramiona Quila, który śmieje się i okręca się ze mną wokoło własnej osi. Piszczę gdy poprawia mnie tak, że zwisam mu z ramienia i ruszamy w stronę wody. - Quil nie! - krzyczę na co z tyłu słyszę śmiechy pozostałej dwójki.

Bloodline|E.CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz