21

551 37 0
                                    

Dzień 29

*Pov.Freya*

Po tym jak Theo odszedł, Tiana zamknęła się w sobie. Odcięła od wszystkiego i wszystkich. Przestała chodzić do szkoły, jedyne gdzie wychodzi to łazienka i cudem wciskam w nią jedzenie. Charlie jest przerażony tak samo jak ja i powoli zaczynam wierzyć, że jego pomysł jest dobry. 

Wróciłam właśnie do domu z nocnej zmiany i usłyszałam krzyk z góry. Rzuciłam torbę na szafkę i ruszyłam biegiem na górę. Wpadłam do pokoju Tiany, która rzucała się przez sen krzycząc głośno. 

- Tiana, kochanie! - przekrzykuję ją i od razu łapię w ramiona kiedy podnosi się do siadu krzycząc przerażona. - Już jestem. Już jestem z tobą kochanie. - głaszczę plecy córki i spoglądam na łapacz snów wiszący na ramie łóżka. - To nie działa zbyt dobrze. 

- Wszystko w porządku? - spoglądam na mojego byłego męża i wzruszam ramionami. - Mogę ci pomóc Tiano. - proponuje na co nasza córka po prostu kładzie się znów i odwraca do nas plecami. Wzruszam ramionami gdy patrzy na mnie wielkimi oczami i spoglądam ostatni raz na Tianę. 

Nie musiał wiedzieć jakie postępy ostatnio nastąpiły i lepiej żeby zniknął. 

~*~

Kiedy nastał wieczór czym prędzej wracałam do domu. Moją drogę do auta zastąpił Billy i Jacob na co sapnęłam zaskoczona. 

- Freyo dobry wieczór. - wita się Billy na co kiwam głową z uśmiechem na ustach.

- Cześć Billy. - wkładam zakupy do auta i spoglądam na Blacków. 

- Jacob pójdziesz po zakupy? Zaraz do ciebie dołączę. - chłopiec patrzy na nas przez chwilę, aż w końcu rusza do wejścia. 

- Wiesz, że podsłuchuje? - pytam na co przytakuje i posyła mi smutny uśmiech. 

- Jak się ma? - pyta na co wzdycham i opieram się o auto. 

- Robimy małe postępy jednak to wciąż nie jest to co chcę by było. - spoglądam na Billy'ego. - Ostatnio wyszła z pokoju się wykąpać, ale wciąż się nie odzywa ani nie je. Śmierć Theo dobiła ją jeszcze bardziej. - wzdycham i spoglądam na zegarek na moim nadgarstku. 

- To był jej przyjaciel. - podsumowuje Billy na co kiwam głową. 

- Muszę iść Billy, niedługo wpadniemy do was. - obiecuję i wsiadam do auta odjeżdżając z pod sklepu w stronę domu. Można by rzec, że jadę jak wariatka, ale mam uzasadnienie. Moja córka od dwóch dni rusza się z łóżka, odnalazła siłę by w ogóle zrobić krok. 

Weszłam schodami na górę zakupy odkładając w kuchni i weszłam do łazienki, gdzie siedziała moja dziewczynka. 

- Umyć ci plecy? - pytam podwijając rękawy swetra. Spojrzała na mnie zza kurtyny włosów i wyciągnęła w moją stronę dłoń w której znajdowała się gąbka. Kucnęłam na boku wanny wcześniej zamykając za sobą drzwi i odebrałam z rąk córki gąbkę. Powoli okrężnymi ruchami zaczęłam pocierać jej plecy i uśmiechnęłam się mając nadzieję, że moja Tiana która została w tym pieprzonym lesie powoli do mnie wraca, a ciemność oddaje mi ją kawałek po kawałku. 

*Pov.Tiana* 

Dzień 144 

Minęły dokładnie sto czterdzieści cztery dni odkąd Edward odszedł. 

Sto piętnaście dni odkąd zmarł Theo. 

I dziś spoglądałam prosto na Charliego wpatrującego się we mnie z gniewem na twarzy jakby chciał mnie zabić. 

- Nie wiem co ci powiedzieć. - oznajmił w końcu. 

Jęknęłam w myślach.

- Dlatego będę się streszczać. 

Bogu dziękuję!

- Tiano Violet Gerard, podnieś wreszcie dupsko z tego łóżka. To trwa zdecydowanie za długo. - ryknął na mnie. 

Uniosłam brew i skupiłam się na ścianie za nim, a moja mama zaczęła się śmiać. 

- Mówiłam, że to nic nie da Charlie. - śmieje się ze swojego partnera. 

- Musiałem spróbować Freyo, ale najwidoczniej moja córka wcale mnie nie słucha. - Ucałował mnie w głowę, a ja mogę dać sobie głowę, że gdybym miała czym płakać łzy lałyby mi się strumieniami po policzkach. - Jadę do pracy. Uważajcie na siebie. - całuje moją mamę w czoło i wychodzi z pokoju. 

- Kochanie, - zaczyna delikatnie i siada obok mnie na łóżku. - Rozumiem cię, Charlie też ale po prostu się martwimy. To trwa już tak dużo dni i po prostu chcę by wróciła moja pełna życia córka. Ale rozumiem potrzebujesz czasu, Theo był też moim przyjacielem i ciągle za nim tęsknię kochanie. Rozpaczaj tyle ile potrzebujesz, gdy będziesz gotowa wstaniesz i wróci moja mała córeczka. - obserwuję jak wychodzi z pokoju i po prostu myślałam nad tym co mi powiedziała. 

Dzień 145

Zbiegłam schodami w dół, moje włosy były zaczesane do tyłu twarz zdobił delikatny makijaż który zakrywał worki pod oczami. Weszłam do kuchni i uśmiechnęłam się delikatnie na widok mamy i Charliego obejmujących się i kołyszących do muzyki lecącej z radia. 

- Mamy coś na śniadanie? - pytam na co oboje spoglądają na mnie z zaskoczeniem. - Pisałam do dziewczyn i idziemy na zakupy, w końcu mamy przerwę letnią co jest spoko. - podchodzę do blatu i sięgam po jeden z naleśników złożonych w trójkąt. 

- Z kim idziesz? - pyta Charlie na co przeżuwam jedzenie i wzruszam ramionami. 

- Jessica i Lauren, Angela nie może ma coś do załatwienia. - uśmiecham się delikatnie i sięgam po kolejny z naleśników. - To jest takie dobre! - jęczę zachwycona i ruszam do wyjścia. Prawda jest taka, że wszystko smakowałoby mojemu nienasyconemu od dobrych pięciu miesięcy brzuchowi. Owszem jadłam ale tylko tyle by nie zemdleć lub nie zginąć pod okiem mojej mamy. 

- Miłej zabawy kochanie! - słyszę za sobą krzyk mamy kiedy opuszczam dom i ruszam w stronę mojego auta. 

Bloodline|E.CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz