#11

307 13 12
                                    

El primo stał przed pokojem Amber. Stał tak już od 5 minut i nie wiedział co miał zrobić. Zawsze był odważny i pewny siebie, a teraz...stchórzył. Bał się ze zrobił coś złego i Amber znienawidzi go bardziej.
Czuł się jak egoista wiedział, że zranił Amber swoim zachowaniem, ale czy on naprawdę nie potrafił jej wysłuchać?

Wziął głęboki wdech. Przez jego ciało przeleciał dreszcz. Walczył z własnym sobą by odważyć się zapukać do drzwi jej pokoju.

Po minucie mu się udało. Na początku zapukał cicho, lecz nie dostał żadnej odpowiedzi. Spróbował głośniej, ale drzwi nie miały zamiaru się nawet uchylić. Od środka nie słyszał nic, głucha cisza brzmiała mu w uszach co zaczynało przyspieszać jego ton.
Spanikował i złapał mocno za klamkę. W jego oczach zaczynały pojawiać się łzy. Nie wybaczył by sobie gdyby Amber coś się stało.

Szarpnął mocno za klamkę i otworzył drzwi:

El primo - AMBER?! - wbiegł do pomieszczenia jak poparzony.

Jego serce waliło mu tak, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi.
Po chwili jednak się uspokoił gdy zauważył siedzącą na łóżku Amber.
Dziewczyna miała wzrok skierowany na swoje kolana i wyglądała jakby nie chciała kontaktować się z światem.

El primo podszedł do niej spokojnym krokiem by jej nie wystraszyć.

El primo - Amber...ja... - zabrakło mu słów w gardle.

Nie mógł znaleźć żadnych słów przez co zamilkł.
Po chwili wzdrygł się gdy poczuł jak Amber rzuca się w jego ramiona.

Poczuł jej oddech na szyji i ciche łkanie.
Czuł jak jego serce zaczyna mu pękać.
Położył dłonie na jej plecach i odwzajemnił objęcie.

Amber - P-przepraszam...ja...ja...n-nie miałam tego na myśli... - wydobyła z siebie cichy załamany głos.

El primo - Już dobrze... - poklepał ją delikatnie po plecach.

Poczuł się w tym momencie jak starszy brat. Amber była dla niego bardzo ważną osobą w jego życiu. Gdyby jej się coś stało on nie mógł sobie wyobrazić co by wtedy zrobił.
Szlochał razem z nią. Nigdy nie płakał bo był za twardy na to, a teraz płakał niczym małe dziecko.

El primo - Bałem się o ciebie - wyszeptał nie ukrywając się z tym.

Amber spojrzała na niego. W jej oczach widać było łzy.

El primo pogłaskał ją delikatnie po policzku wycierając spływającą po nim łzę.

El primo - Nigdy więcej już mnie tak nie strasz.

Amber - Dobrze - posłała mu delikatny uśmiech i wtuliła się w niego.

Oboje przez dłuższy czas nie wydawali z siebie żadnego dźwięku. Stali tak w tej głuchej ciszy wtuleni w siebie, czekali aż się uspokoją.

Amber - Wypuścimy tego chłopca do domu..? - odezwała się przerywając tą głuchą ciszę.

Primo spojrzał na nią.

Amber - Wiem że, on nic nie wygada, czyje to... To doby chłopak...

El primo - wypuścimy.. - odpowiedział po krótkiej chwili namysłu.

Amber - Dziękuję - wyszeptała do niego.

~~~

Leon - Jebłaś go patelnią, czy co? - spytał patrząc na El primo, który pierwszy raz nie wyglądał jakby chciał go zabić.

Amber - Spokojnie wszystko sobie wyjaśniliśmy, prawda..? - skierowała wzrok na El primo.

El primo - Taa.. - skrzyżował ręce.

Leon - Okej?

El primo - Wracasz do domu smarkaczu i żebyś mi się więcej tu nie pokazywał!

Amber - Hehe oczywiście że możesz wpaść do nas kiedyś jeszcze. Nam dwoje będzie trochę nudno bez towarzystwa.

El primo - Amber!

Leon - Dzięki? - niepewnie zaczął się kierować w stronę wyjścia.

El primo śledził go wzrokiem, za to Amber ruszyła za Leonem by odprowadzić go wyjścia.

~~~

Amber - To do zobaczenia - pomachała do oddalającego się już w głąb lasu Leona.

Leon odmachał jej i ruszył dalej przed siebie. Po chwili jednak zdał sobie sprawę że nie ma pojęcia dokąd ma iść. Las był wielki, a w nim miliony ścieżek, które prowadziły w najróżniejsze zakątki lasu.

Leon - cholera... - złapał go strach, nigdy nie był w takiej sytuacji, że nie wiedział gdzie znajduje się jego dom.

Chodził najróżniejszymi ścieżkami już od kilkunastu minut. Nie miał pojęcia, która z ścieżek zaprowadzi go do domu, do jego przyjaciół, którzy są jego rodziną...

Czuł się jak spłoszone dziecko, które nie ma pojęcia gdzie jest.

Leon - O matko zaraz mnie tu coś zeżre!! - zaczął panikować i przyspieszać tępo.

Zaczynało się lekko ściemniać a on nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Ten las był ogromny, a on taki mały i zagubiony.

Odetchnął z ulgą gdy przed sobą zobaczył jaskrawe światło słońca, które zaczynało zachodzić. Wydobywało się ono między drzew. Leon po chwili zrozumiał, że było to wyjście z lasu!

Leon - Nareszcie! - wykrzyknął i ruszył szybko w kierunku wyjścia.

Czuł że za chwilę zobacz znajomą okolice, a później nie daleko dom, a w nim...

Zatrzymał się a jego myśli o powrocie do domu znikły. Widział przed sobą zupełnie obcą dolinę pełną zadbanej trawy, kwiatów, a dalej ogromny pałac zupełnie jak z snów, okrążony wielkim miastem.

Leon - Gdzie ja do cholery jestem... - powiedział do siebie.

Był oszołomiony, nie miał pojęcia co właśnie się przed nim znajduje.

Ruszył przed siebie, jego ciekawość sama kierowała jego ciałem.

Gdy znalazł się w ulicach miasta zaczął rozglądać się wokół niczym małe ciekawskie dziecko. Koło niego przechodziło dużo mieszkańców, którzy zwracali szczególną uwagę na Leona.
W końcu Leon był ubrany w brudną, przetartą zieloną bluzę, która miała przyszyte łatki w miejscach dziur, w dodatku wskazywała na to, że Leon często narażał się na niebezpieczeństwo.

Ten nie zwracał uwagi na mieszkańców. Zbyt był zajęty rozglądaniem się wokoło, niż patrzeniem na ludzi, którzy na niego dziwnie patrzą.

Leon - "Jak tu cudownie..." - powiedział do siebie w myślach.

Był zaczarowany tym miastem, wyglądało ono tak cudownie. Chociaż nie wielka ilość domów było dość starych i zniszczony, ale i tak dawało to klimat tego miejsca.

Szedł dalej przed siebie nawet nie patrząc dokąd. Po prostu szedł zamyślony i zaczarowany tym miejscem.
Jego umysł był w innym miejscu. Zupełnie odleciał tak, że nic dla niego realnego na tą chwilę nie istniało.

Wrócił na ziemię dopiero gdy wpadł na zakapturzoną postać...

Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz