Było już strasznie późno. Po mału zbliżała się godzina pierwsza, a cała trójka dalej podróżowała przez las.
Choć zmęczenie po woli zaczynało im doskwierać, to starali się aż tak bardzo nie zwracać na to uwagi.Shelly - Za niedługo będziemy - powiedziała widząc zmęczenie na twarzach swych towarzyszy.
Sama była zmęczona, jednak nie mogła aż tak tego pokazywać. Nie czas było na spanie...
Tara - Całe szczęście...
Było dość spokojnie jak na fakt, że szli przez las, w którym nie zawsze bywało tak spokojnie. Jednak tej nocy tylko oni byli jedynymi duszami, które odważyły się podróżować nocą po lesie.
Za chwilę mieli znaleźć się w Townsfolk, a tam porozmawiać z Byronem tak jak chciała Tara. Wierzyli kobiecie, że wie po co do niego zmierza i że zdołają uspokoić sytuacje...
Ricochet podszedł do swojej przywódczyni, aby dorównać jej kroku.
Spojrzała na niego lekko zaskoczona.Ricochet - Co jeśli Tara nie wie czy Byron pomoże nam?
Tara - Hej! Przypominam, że dalej tutaj jestem. Wiem może i zawiodłam w sprawie tego co zrobiła ta cała Julie, ale co do Byrona mam pewności, że on nam pomoże...
Ricochet - Ta jasne... - odwrócił wzrok.
Shelly - Możecie się uspokoić? Przez pół drogi coś sobie ciągle dogryzacie! Albo się uspokoicie albo was zgubię w tym cholernym lesie!
Tara - Shelly ma rację. Powinieneś mnie przeprosić.
Ricochet - Ja? Wypraszam sobie! To ty-
Shelly - ZAMKNIJCIE SIĘ!
Nie mogła już z nimi wytrzymać dlatego krzyknęła. Chciała żeby Ci w końcu się uciszyli. Ich sprzeczki wcale nie łagodziły sytuacji wręcz przeciwnie pogarszały, a to że Shelly już była bardzo zmęczona tym dniem to słuchanie ich sprzeczek ją drażniło.
Nastała znów cisza. Do celu zostało im tylko kilka kroków. W milczeniu szli dalej do momentu aż ujrzeli przed sobą delikatne światełka miasteczka Townsfolk w oddali.
Za chwilę już stali przy barze Barley'a. Mogli odetchnąć wreszcie z ulgą. Dotarli tu bezpiecznie, a później już tylko z górki...Shelly popchnęła lekko drzwi baru. W środku zabrzmiał mały dzwonek, który doczepiony był do nich. Zaskoczeniem dla nich było, że sam bar o tej godzinie był jeszcze otwarty.
W środku panowała pustka co nie było niczym zaskakującym, w końcu była pierwsza w nocy.
Jedynie barman Barley jeszcze stał przy swym barze. Dźwięk dzwonka lekko go zaskoczył. Nie spodziewał się, że czyjaś dusza zapragnie znaleźć się w jego barze o tej porze. Jednak gdy zobaczył czyje dusze znalazły się w środku odrzucił na bok swoje zaskoczenie. Przerwał swoją dotychczas robioną czynność i podszedł do swoich gości.Barley - Co was tu niesie o tej później porze?
Shelly - Długo było by opowiadać.
Kojarzysz Tare? - spytała wskazując na stojącą za nią kobietę.Barley - Ależ oczywiście!
Miło mi cie znów widzieć Taro. Co słychać?Tara - Po staremu, dziękuję.
Ukłonili się do siebie. Znali się krótko, ale nie mieli do siebie żadnego złego słowa. Szanowali się nawzajem, chodź praktycznie nic o sobie nie wiedzieli.
Barley - Co was sprowadza do mojej skromnej posiadłości?
Shelly - Słyszałeś o tym co wydarzyło się w mieście?
Barley - Wybaczcie, ale nie mam pojęcia o co chodzi...
Tara - W mieście wybuch pożar. Przed tym ślub księcia nie odbył się.
CZYTASZ
Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]
AdventureOd czasu kiedy zaczęła się wojna o swoje miejsca, brawlerzy złączyli się w bandy. Ukryli się w lesie, zakrywając jakiekolwiek po sobie ślady. Każda z tych Band jest zupełnie inna i każda skrywa w sobie inną historię, która nie może wyjść na światło...