#5 (kiedyś poprawie błędy)

392 15 18
                                    

Lokalizacja - Królestwo Księcia

Komnata księcia stała na najwyższym punkcie całego pałacu. Z okien i balkonu tej komnaty było widać wspaniałe widoki, o których można by było tylko pomarzyć.
Niestety dla księcia te widoki to nie było to czego najbardziej pragnął...

Książę słynął z indyjskiej urody, której każdy mógł mu tylko pozazdrościć...

Sandy - Naaah... - oparł się o obręcz bariery balkonu i zaczął patrzeć w dal.

Oprócz całego miasta, widział dalej piękne lasy, góry i inne rzeczy, których nie był w stanie nawet dotknąć.
Uderzył swój teleskop, który z łatwością opadł w dół. Książę używał teleskopu nie tylko do patrzenia w gwiazdy czystą nocą, a także do patrzenia w dal.
Nie wystarczało to, dalej nie mógł dojrzeć co kryje się w tych pięknych lasach za całym miastem i jeszcze dalej.
Czuł się taki mały...i bez silny. Tkwił w tym pałacu od lat, a wyjście z niego to było tylko, wyjście do królewskiego ogrodu.
Ciągle był pod okiem straży, więc myśl wymknienia się nie wchodziła w drogę.

(jakaś) służąca - Drogi Książę.

Sandy wzdrygł się i odwrócił.

Sandy - O co chodzi?!

Służąca - Pańscy rodzice proszą księcia do sali tronowej - pokłoniła się przed nim.

Sandy - Po co?

Służąca - Tego nie powiedzieli drogi książę.

Sandy - mhm...

Służąca pokłoniła się poraz kolejny i ruszyła w stronę wyjścia z komnaty.
Sandy po chwili ruszył za nią.

Po czasie Książę był już pod salą tronową.
Bez zastanowienia wszedł do środka i zauważył swoich rodziców.

Sandy - Wzywaliście? - pokłonił się przed nim chowając w sobie nie zainteresowanie tym co chcą mu przekazać.

(ojciec) Król - W końcu się zjawiłeś - powiedział jako pierwszy.

(matka) Królowa - miło że się zjawiłeś, by nas wysłuchać.

Sandy - o co chodzi? - skrzyżował ręce.

Król - Ehh mamy ci coś ważnego do przekazania.

Sandy - To już wiem - przewrócił oczami.

Królowa - Sandy! Trochę kultury do ojca.

Sandy - wybacz-

Król - Razem z twoją matką postanowiliśmy że wydamy cię za mąż.

Gdy tylko te słowa wyleciały z jego usty, Sandy wzdrygając się skierował wzrok na nich.

Sandy - Że co proszę?!

Królowa - Oh Sandy nie bądź taki, dostaliśmy informację o zjawieniu się wkrótce pięknej królewny u nas w pałacu.

Sandy - Co?

Królowa - Na pewno Ci się ona spodoba i będziesz chciał się z nią ożenić.

Sandy - To co będę chciał to już moja sprawa!

Król - Nie podnoś głosu na swoją matkę! Jeszcze nam podziękujesz!
A teraz zniknij nam z oczu!

Sandy - I właśnie taki mam zamiar!! - ruszył w stronę wyjścia z sali tronowej.

Miał już zamiar podaży do swojej komnaty, kiedy zdał sobie sprawę, że nigdzie nie ma strażników.

Sandy - "Czy to moja szansa?!" - zawołał do siebie w myślach.

Powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia z pałacu. Od dziwo tam też nikogo nie było. Jeszcze tylko parę kroków dzieliło go od wyjścia.

Popchnął ogromne drewniane drzwi, które przez problemu się otworzyły. Wpuściły do pałacu promnienie słońca, które oświeciły jego jasną skórę.
Gdy tylko świeże powietrze zawitało w płucach księcia, ten poczuł się wolny.
Wyszedł z pałacu i zbiegł z dużych kamiennych schodów. Przed sobą widział miasto, które wyglądało na większe niż to co widział z swego balkonu.

Sandy - Skażę na pożarcie lwom tego co mi tą chwilową wolność odbierze... - powiedział cicho do siebie.

Nagle jego oczom ukazała się postać w ciemnym kapturze. Biegła tak jakby przed kimś bądź czymś uciekała.

Księże wiedział że nie powinien by. Ale ciekawość była silniejsza, ruszył za nią.
Na jego korzyść nikogo z mieszkańców miasta nie było. Więc się nie przejmował, że ktoś go zobaczy.

Zakapturzona postać zatrzymała się nagle przed nie wielkim budynkiem, jakby zdała sobie sprawę że ktoś ją śledzi.

Książę zwolnił krok i też się zatrzymał.

Zakapturzona postać nagle złapała swój czarny kaptur i ściąga go z głowy.

Po chwili książę ujrzał piękne długie fioletowe włosy, które rozwiały się w każdą stronę przez lekki podmuch wiatru.

Dopiero po chwili Sandy sobie zdał sprawę z kim ma do czynienia.

Tara - Wymknąłeś się z zamku? - powiedziała wchodząc po schodach do swojego sklepu.

Sandy - Nie było nigdzie straży - ruszył za nią pod schodach.

Tara - Naprawdę? Aż tak źle cię pilnują - zaśmiała się.

Sandy - Na to wygląda skoro tu jestem.

Tara bywała często w pałacu, zarabiała tam pokaźną sumkę na wróżeniu z kart rodzinie królewskiej.
Zbyt często nie była szczera z tym co wyczytała z wróżb. Miała zasadę, że nie może nigdy powiedzieć czegoś związanego z nieszczęściem.

Tara - Powrożyć ci z kart?

Sandy - Nie otwierasz dziś sklepu?

Tara - Dzisiaj mam specjalnego gościa, którym muszę się zająć - spojrzała na niego puszczając mu oczo.

Sandy - Hehe, o mnie chodzi?

Tara - A jak myślisz.

Sandy wzruszył ramionami i się uśmiechnął.

Tara - Czego chcesz się dowiedzieć?

Sandy - Czy mnie coś spotka...ciekawszego niż siedzenie do końca życia w nudnym zamku

Tara podeszła do swojej szklanej kuli i położyła na niej dłonie.

Tara - Hmmm...

Sandy - Widzisz coś?

Tara - Tak, moja kula mi podpowiada, że spotkasz niedługo dość spontaniczną osobę...

Sandy - Kim jest ta osoba?!

Tara - Nie mogę Ci tego powiedzieć

Sandy - Ale...ale..gdzie ją spotkam i kiedy?!

Tara - Posłuchaj mój drogi, tego dowiesz się z czasem.

Sandy - powiesz coś jeszcze?

Tara - hmm...ta osoba spełni twoje największe marzenie i pokaże ci świat, przed którym nikt nie chce byś się dowiedział.

Sandy pokiwał głową. Nie miał pojęcia czy mógłby wierzyć w to wszystko, co przepowiadała mu szklana kula. Choć w głębi serca naprawdę chciał, aby to wszystko okazało się prawdą...

Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz