#42

271 14 15
                                    

Minął dzień.
W ciągu tego ostatniego czasu w życiu księcia wydarzyło się tyle, że nie był w stanie, dalej wszystkiego poukładać sobie w głowie. Cały jego los stał przeciwko niemu. Nie zliczył nawet łez, które wylewał zeszłym nocą...
Tak potwornie się bał tego wszystkiego. A to co działo się teraz w miasteczku, dobijało go jeszcze bardziej.

Znajdował się właśnie na swoim balkonie. Oparty rękami o barierkę patrzył w dal. Tak bardzo chciał zrozumieć otaczający go świat. Ten zaś świat wolał do tej pory kryć przed nim wszystko.
Zmrużył powieki i błagał w sercu, aby lekki wiatr zatrzymał się na jego twarzy i pokołysał jego włosy.
Niestety tak się nie stało. Pogoda, która tego ranka panowała, nie miała dla niego chłodnego wiatru do zaoferowania.

Otworzył zmęczone powieki i jeszcze raz spojrzał w kierunku wymarzonego mu lasu. Przez moment zastanowił się, co by się stało, gdyby tamtego dnia chwycił go za rękę i uciekł w zakamarki ogromnego lasu. Czy oboje wtedy nie byliby skazani na tyle cierpienia?

Odrzucił tą myśl. Żadna z rzeczy czy czynów nie zmieniłaby tego, jak bardzo teraz muszą cierpieć. Myślenie o tym, co by było, było pierwszą z tych rzeczy.

Nagle wyrwał go dźwięk czyiś głosów. Skierował wzrok w tym kierunku i zobaczył coś, czego nigdy by nie pomyślał, że mógłby zobaczyć.

Pod bramą murów stało pełno mieszkańców miasta. Krzyczeli i domagali się, aby władca do nich wyszedł. Grozili i przeklinali króla od tchórzów i egoistów. Ponadto krzyczeli też na strażników, którzy nie chcieli otworzyć bramy.

Sandy nie dowierzał w to co słyszał. Obserwował cały czas całe to widowisko, stojąc w bezruchu.
Nie rozumiał dlaczego mieszkańcy tak buntują się przeciwko jego ojcu. Co takiego się stało? Przecież nigdy, nikt nie powiedziałby złego słowa o jego rodzinie.

Odsunął się bezszelestnie od barierki. Bał się, że jeśli ktoś go zauważy zaczną wytykać palcami również i jego. Wybiegł z balkonu i ruszył w stronę wyjścia z komnaty.
Po chwili biegł przed siebie, przez pałacowe korytarze. Chciał, jak najszybciej znaleźć się w komnacie tronowej. Stanąć przed ojcem i domagać się wyjaśnień.

Wbiegł do sali tronowej, jednak już na wejściu zatrzymali go strażnicy.

Sandy - Przepuście mnie! - wrzasnął, próbując przecisnąć się między nimi.

Król klasnął w dłonie, a strażnicy odsunęli się od księcia, dając mu przejść.

Sandy - Ojcze! Powiedz mi co się dzieje pod bramą!

Król - To nie twój interes Sandy...

Sandy - Dlaczego ludzie krzyczą i wyzywają naszą rodzinę?!

Król - Powiedziałem, że to nie twój interes! Wróć do swojej komnaty!!

Sandy - Ale ojcze! Musisz mi powiedzieć o co chodzi!!

Król - Wyjdź stąd!

Sandy - Nigdzie nie pójdę, dopóki nie powiesz mi całej prawdy!

Do komnaty weszła królowa. Na widok swojego syna od razu podeszła bliżej.

Królowa - Sandy, co ty tutaj robisz?! - chwyciła go za ramię.

Księże nie zdążył nic powiedzieć, bo odezwał się jego ojciec.

Król - Ophelio, zabierz go stąd!

Kobieta skinęła głowa i wyprowadziła księcia z pomieszczenia. Sandy przez chwilę próbował się wyrwać, jednak po chwili przestał.

Poprowadzony przez korytarz, w powrotnym kierunku do jego komnaty, nawet ani razu nie spojrzał na swoją matkę.

Królowa - Nie możesz, co chwilę tak buntować się przeciwko niemu.

Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz