//Na początku mała notka: Zupełnie nie znam się na tarocie, więc wszystko co jest podane w tej książce nie jest żadnym tego typu poradnikiem, czy czymś tego podobnym. Dlatego z dobrej woli radzę nie powtarzać tego co zawarte jest tutej.
~Życzę miłego czytania//
~~~
Sandy usiadł na ławce w ogrodzie. Pochylił głowę w dół i zaczął się zastanawiać.
Martwił się, że Leonowi coś się stało, a on z tym faktem nic nie może zrobić.Wiedział, że ma w sobie jakąś władze. Ale w tej sytuacji po prostu czuł się bez silny.
Za trzy dni miał się odbyć jego ślub. Ta myśl sprawiała, że w jego głowie narastało więcej myśli. Starał się uspokoić, lecz było to na marne.
Sandy - Muszę tam do niego pójść... - powiedział do siebie łapiąc się za głowę.
Przez nadmiar myśli ta zaczęła go boleć. Przez co miał wrażenie, że zaraz zwariuję. Wiedział, że musi poczekać do nocy i wtedy na spokojnie dostanie się do lochów.
~~~
Król - Za trzy dni ma się odbyć ślub mojego syna.
Nie chce by cokolwiek to zakłóciło.Strażnik - Rozumiem wasza wysokość - pokłonił się.
Leon nasłuchiwał przez cały czas ich rozmowy. Po usłyszeniu tego, że książę ma się ożenić za trzy dni, nieźle go zatkało.
Nie rozumiał tego czemu Sandy chce się ożenić z zwykłą oszustką.Po chwili zastanowienia przypomniał sobie, że tak naprawdę nic nie powiedział księciu na temat Bibi.
Leon - "Ty głupku!" - powiedział sobie w myślach uderzając głową o ścianę.
Po chwili jednak zrozumiał, że był to głupi pomysł, a ból było ledwo wytrzymać.
~~~
Ricochet - gdzie my właściwie jesteśmy?
Shelly i Ricochet stali przed pewnym dużym budynkiem. Wyglądał niczym jak sklep.
Shelly - Znam tu pewną osobę.
Ricochet - Znów to jakiś czarnoksiężnik nie znający się na swojej pracy?
Shelly - tym razem nie - ruszyła schodami do drzwi.
Ricochet ruszył za nią. A gdy znaleźli się już pod drzwiami, Shelly cicho zapukała.
Drzwi po chwili same się uchyliły zapraszając ich do środka.Gdy weszli zaczęli się rozglądać.
Wszystko co się znajdowało w tym budynku było w janych i barwnych kolorach.
Ale nigdzie nie było widać żadnych ludzi.Ricochet - też mi sklep bez klientów... - zaczął się rozglądać po półkach.
Głos za nimi - Akurat teraz jest zamknięte..
Odwrócili się jednocześnie w kierunku dobiegającego głosu.
Ujrzeli za sobą Tarę. Ta jednak nie wyglądała na zaskoczoną ich obecnością w jej sklepie.Shelly - Cześć Taro - przywitała się z kobietą, która po cichu do nich się zbliżała.
Tara - Chodźcie - powiedziała omijając ich i prowadząc w kierunku jednego z pokoi.
Shelly ruszyła za nią odrazu, a Ricochet na widok tego, że jego przywódczyni ruszyła, też postanowił za nimi pójść.
Po chwili znaleźli się w nie wielkim pomieszczeniu.

CZYTASZ
Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]
MaceraOd czasu kiedy zaczęła się wojna o swoje miejsca, brawlerzy złączyli się w bandy. Ukryli się w lesie, zakrywając jakiekolwiek po sobie ślady. Każda z tych Band jest zupełnie inna i każda skrywa w sobie inną historię, która nie może wyjść na światło...