#20

267 12 23
                                    

Nastał ranek, a Leon obudził się z głową opartą o coś miękkiego. Nigdy nie czuł takiej wygody.
Bez bicia mógłby przyznać, że jego hamak nie był za wygodny miejscem do spania. A nie wspominając już o zimnej, kamiennej podłodze, na której miał okazję spać gdy był w lochach.

Otworzył powoli powieki, zdając sobie sprawę, że znajduję się w komnacie zamkowej.
Usiadł na łóżku i złapał się za głowę, by przypomnieć sobie wydarzenia z nocy.

Poczuł chłodny, przyjemny podmuch wiatru. Podniósł głowę i spojrzał przed siebie.
Zauważył otwarte drzwi od balkonu, zakryte jasnymi prawie przezroczystymi zasłonami.

Wstał z miękkiego łoża i podszedł do tych drzwi balkonowych.
Zaplątał się nie co w zasłony nie wiedząc którędy się je odsłania.
Lecz po chwili udało mu się wyjść na zewnętrzną stronę balkonu.

Rozejrzał się, a jego wzrok skupił się na stojącym i opierającym się o barierkę księciu.
Widać było, że książę nie zauważył go, gdy ten wchodził. Dlatego on też nie chciał się odezwać. Nie chciał wystraszyć księcia, który w idealnej ciszy i spokoju patrzył w dal.
Leon czuł, że ten spokój księcia jest dla niego czymś cennym.

W pewnym momencie Sandy poczuł na sobie czyiś wzrok. Odwrócił głowę w stronę Leona, tak że obaj byli zaskoczeni.

Sandy - Leon? - oderwał dłonie od barierki i podszedł do niego.

Leon - Wybacz, że tak wszedłem bez słowa! Byłem po prostu zdezorientowany tym, że obudziłem się na twoim łóżku! - próbował wybrnąć jakoś z tej niezręcznej dla niego sytuacji.

Sandy cicho się zaśmiał po czym położył swą dłoń na jego ramieniu.
Leon delikatnie się wzdrygnął i spojrzał mu w oczy.
Książę zrobił to samo i posłał mu delikatny uśmiech.

Sandy - Nic się nie stało i tak musisz się tu ukrywać..

Leon - Muszę?

Sandy - Znaczy...no wiesz... - nie potrafił znaleźć słów do wyjaśnienia.

Leon - Spokojnie, chyba rozumiem - odwrócił wzrok w kierunku lasu, który był oddalony dość bardzo od pałacu. - Dlaczego tak patrzyłeś w dal?

Sandy skierował swój wzrok na ten sam element, co patrzył Leon.

Sandy - Po prostu zawsze mnie ciekawiło co tam jest..

Leon - Heh, w końcu królewicz nie może wychodzić po za obszar pałacu - powiedział to z lekką ironią.

Sandy dalej patrzył na ogromny las, dłużący się w daleką dal.

Sandy - Co tam jest?

Leon spojrzał na niego.

Leon - Bieda i życie w ciągłej gotowości, bo nigdy nie wiesz co się wydarzy..

Sandy - Wydarzy?

Leon - Ten las oddziela to miasto od naszego miasteczka.
W twoim mieście nie może przydarzyć się nic złego bo wszędzie można napotkać na strażników. A w naszym miasteczku zwykle dochodzi do bijatyk i takich tam.
W tym lesie ukrywa się sporo band.
Choć położenie niektórych jest wszystkim znane. Nas jeszcze nie znaleźli.

Sandy - Was?

Leon - Moich przyjaciół jest nas pięciu.
Ja, mój starszy "brat", nasza przywódczyni, jakiś idiota i przerośnięty kaktus.

Sandy - Skąd się w ogóle znalazłeś w tej bandzie?

Leon - Ja?

Sandy - Mhm..

Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz