#45

343 22 56
                                    

Bibi przymknęła swoje powieki, po krótkiej będąc gotową na zrzucenie się z krzesła. Wyciągnęła powoli jedną z swoich stóp do przodu, aby za chwilę zrzucić na nią cały ciężar swojego ciała. Później już tylko chciała móc zawisnąć pod pięknym, kryształowym żyrandolem i w spokoju dać sobie odejść…

Wzięła cichy oddech, wsłuchując się w ciszę. Nikt nie był w stanie jej powstrzymać. Któż by tego nawet chciał?

Po minięciu kilku sekund powoli popchnęła swoje ciało do przodu. Gotowa była na czekające ją uczucie zaciśnięcia się pętli na jej ślicznej, białej szyi.
Tak się jednak nie stało. Zamiast duszącego na szyi uścisku, poczuła jak ktoś mocno chwyta ją za jej kończyny, nie pozwalając, aby jej spokojne ciało mogło w spokoju zawisnąć.

Choć pętla tylko trochę się zacisnęła, nie była tym efektem, na który ta oczekiwała. Po jej skórze przeszedł dreszcz. Bała się spojrzeć kim jest ten, kto nie pozwolił jej zginąć.
Dopiero po minięciu dłużej chwili, była w stanie w ciszy skierować swój wzrok w dół. Pod sobą zauważyła te bujne loki księcia, które jak zawsze były istnym chaosem, nad którym chłopak nie potrafił zapanować.
Przełknęła z ledwością ślinę, a do jej oczu zaczęły napływać łzy. Dlaczego ją uratował?

Sandy - Dlaczego?! - wrzasnął wstrząśnięty.

Trzymał ją najmocniej jak tylko mógł, tylko dlatego, aby dziewczyna nie mogła opaść bardziej w dół. Nie mógł pozwolić, aby pętla na jej szyi odebrała jej dostęp do tlenu.

Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. Była tak blisko do zakończenia tego wszystkiego, a tu on musiał ją przed tym powstrzymać. Miała tyle pytań.

Sandy - Stań z powrotem na krześle, błagam!

Bibi posłusznie postawiła nogi na krzesło. Czuła, że Księże nie puści jej dopóki nie ściągnie pętli uwiązanego prześcieradła. Więc zanim ten zdążył się odezwał, sama uwolniła się od węzła.

Sandy pomógł jej zejść bezpiecznie z krzesła i wspólnie usiedli na podłodze.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, nie mając pojęcia co do siebie powiedzieć.

Sandy - Dlaczego?... - odezwał się jako pierwszy.

Bibi nie spojrzała na niego. Jej łzy cały czas spływały jej po policzkach. Wiedziała, że przez ciemność, która panowała w tym momencie w w pomieszczeniu, ten zapewne nie będzie mógł ich dostrzec. I o to jej chodziło.

Sandy - Dlaczego próbowałaś odebrać sobie życie?! - tym razem odezwał się głośniej, a w jego głosie było czuć złość.

Był wściekły, ale nie na nią. Był wściekły na siebie, za to, że nie zauważył tych znaków od razu. Zamiast pójść do Leona, mógł przecież sprawdzić jak ona się miewa. Dowiedzieć się dlaczego nie było jej na kolacji. A może wtedy powstrzymał by ją o wiele wcześniej...

Sandy - Proszę cię, powiedz mi!! - zaczął zalewać się łzami.

Bibi - Jesteś taki durny, mój Książe... - wydobyła z siebie cichy głos.

Sandy spojrzał na nią i zamilkł. Co miała na myśli, mówiąc tak?

Bibi - Nie potrafisz nawet na chwilę udawać, że ci zależy...

Sandy - Co ty wygadujesz?! - nie mógł zrozumieć jej słów. - Próbowałaś się zabić! Uratowałem cię!

Bibi - Dlaczego dopiero moja próba samobójcza musiała otworzyć ci oczy, abyś zauważył, że jest ze mną źle?

Sandy zamilkł, otwierając szerzej powieki. Nie miał pojęcia co ma jej odpowiedzieć. Przełknął cicho ślinę, starając się znaleźć jakieś słowa. Było to jednak nie takie łatwe, jak mogło mu się wydawać.

Właściwą Drogą... [BRAWL STARS - Dobrozło]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz