2

99 4 0
                                    

   Torii

Uśmiechałam się szeroko do młodszej siostry. Nasz plan był łatwy w wykonaniu. Obserwowałam jej roziskrzone zielone oczy- identyczne jak moje. Ruszyłyśmy szybkim krokiem w stronę domu, ekscytując się po drodze

-Myślisz, że się zgodzą? - pyta a ja odwracam się w jej stronę i idę tyłem

-Myślę, że razem mamy jakąś szansę - uśmiecham się i odwracam w stronę ogrodu, kiedy patrzę prosto w okno domu mój uśmiech natychmiast znika. Zatrzymuję się w miejscu i patrzę wystraszona na siostrę a ona na mnie. Podchodzę do niej i łapie za rękę ściskając mocno

-Co oni tutaj robią? - szepcze piskliwie a ja zaciskam wargi

-Nie mam pojęcia ale zaraz to sprawdzę - puszczam jej rękę jednak zanim zrobię krok łapie mnie za łokieć i cofa do tyłu

-Zwariowałaś?! Królewska straż jest nieobliczalna tak samo jak król. Masz tendencje do wnerwiania strażników, to nie skończyłoby się dobrze - wzdycha a ja zanim jej odpowiem słyszę przeraźliwy krzyk. Zerkam szybko na Tracy i wyrywam się. Za sobą słyszę jej kroki. Podbiegamy ostrożnie do okna. Wychylam się a widok jak tam zobaczyłam sprawił że skamieniałam

-Co tam się dzieje? - słyszę jak z oddali - Tori? - w tym samym momencie jakiś strażnik popatrzył w okno. Natychmiast kucam ciągnąc Tracy za sobą i zatykam ręką usta. Nie mógł mnie widzieć prawda? Mocniej ściskam rękę siostry i schylone odchodzimy najdalej jak się da. Za płotem prostuje się a za mną robi to blondynka

-Posłuchaj. Musimy uciekać. Módlmy się żeby nie wiedzieli, że mieli dzieci - łapie za jej ramiona a ona wygląda jakby miała się zaraz rozpłakać - wszystko ci wyjaśnię - zaczynam a kiedy widzę wychodzącego strażnika zamieram. Łapie ją za dłoń i biegnę najszybciej jak się da. Mam nadzieję że nie jest za późno. Nawet jeśli nas zobaczył zdążymy uciec. Musimy

-Zatrzymajcie się! - słyszę za sobą na co przyspieszam ciągnąc za sobą Tracy, która lekko nas spowalnia. W oddali widzę rzekę. Zerkam na siostrę a ona na mnie. Już wiemy co zrobić. Dzieli nas kilka metrów od wody. Obie przyspieszamy a będąc przy niej, wskakujemy. Potrafimy pływać więc nie utoniemy, wzmacniam uścisk na dłoni zielonookiej. Nie mogę jej teraz puścić. Prąd niesie nas dalej, rzeka jest na tyle głęboka byśmy mogły być całkowicie w wodzie a pod nogami nie mamy gruntu. Dokąd prowadziła ta rzeka? Mam nadzieję że nie będą tam na nas czekać. W końcu wypływamy na powierzchnię nie mając już tlenu. Czuję palenie w płucach a kiedy zerkam na bliźniaczkę Tracy też próbuje złapać oddech. Podpływam do gruntu i podciągam się. Pomagam siostrze która kaszle łapiąc głębokie oddechy. Kładę się na ziemi wpatrując się w ciemniejące niebo

-Będzie padać - wzdycham na słowa siostry i podnoszę się. Obserwuję jej niezdarne próby wyciśnięcia wody z sukienki

-Tracy - zaczynam niepewnie a ona podnosi na mnie swój wzrok - gdzie my się teraz podziejemy? - pytam podkulając nogi. Zanim mi odpowie słychać stukot kopyt. Patrzymy na siebie i zrywamy się z miejsc. Już chcę biec kiedy siostra łapie mnie za łokieć zatrzymując w miejscu

-Zaczekaj - patrzę na nią spod byka

-Jeśli zaczekamy złapią nas i zabiją - mówię a ona wzdycha

-Wolisz głodować i mieszkać po norach? To nie jest życie dla siedmiolatek Tori - kręci głową patrząc na mnie - jesteśmy niewinne. Nic nam nie zrobią

-Jesteś pewna? - pytam z kpiną krzyżując ręce - sama mówiłaś że są nieobliczalni - wpatruje się w jej oczy w których widać rezygnację. Dlaczego tak szybko się poddajesz? Stukot kopyt jest coraz głośniejszy. Wzdycham głęboko i siadam na ziemi. Nie zostawię jej. Tkwimy w tym razem do samego końca, nawet jeśli ten koniec ma nastąpić za chwilę. Konie się zatrzymują a ja podnoszę głowę i patrzę w czarne oczy generała głównej straży na dworze. Skąd wiedziałam że to on? Cóż, jego nie da się nie znać. Jednak moje pytanie brzmi tak: dlaczego przysłali generała do zabicia niewinnych ludzi? Dlaczego jest z nim tylu strażników? Zaciskam usta w wąską linię. Czarnooki schodzi z konia i staje koło niego. Nie podchodzi. Nie odzywa się. Po prostu nas obserwuje z odległości paru metrów

-Nieźle wykiwałyście moich ludzi małe uciekinierki ale nic wam to nie dało - kiwa głową na dwóch innych którzy do nas podchodzą. Przełykam ciężko ślinę. Właśnie teraz, kiedy stoją przed nami odczuwam prawdziwy strach. Jeden z nich łapie mnie za ramię podnosząc a drugi robi to samo z Tracy. Sadzają nas na koniach i bez słowa kierują się w stronę zamku. Co chwilę oglądam się za siostrą chcąc się upewnić że jeszcze tam jest. Co teraz z nami zrobią? Zabiją? Wjeżdżamy przez główną bramę. Mężczyzna który jechał ze mną na koniu ściąga mnie i prowadzi w innym kierunku niż Tracy. Zapieram się nogami i szapie próbując wyrwać się z jego rąk. Nie mogą nas rozdzielić!

-Tracy! - krzyczę kiedy widzę jak i ona próbuje się wyrwać. Wokół rozbrzmiał grzmot po którym zaczęło lać. Przez całe zamieszanie nie zauważam jak u szczytu schodów pojawia się rodzina królewska. W mroku jaki panuje przez deszczową pogodę wyglądają jeszcze bardziej upiornie. Spinam się a strażnicy wokół oddają pokłon. Ten obok mnie łapie mój kark abym go zgieła przed monarchą. Niestety od teraz moje zdanie o nim zmieniło się całkowicie, może mnie zabić ale nie pokłonie się mordercy mojej rodziny. Nie chcę tego. To nie jest mój król. To zwyrodnialec. Nie będę takiemu oddawać szacunku

-Co tutaj się dzieje? - słyszę donośny głos królowej. Po moich plecach przechodzą ciarki. Nie tylko na surowość jej tonu ale i z zimna. Deszcz nie ustępuje a ja zaliczyłam pływanie w lodowatej wodzie. Otulam się rękoma by zdobyć choć trochę ciepła

-Wasza wysokość. Te dziewczynki uciekały z ogrodu domu Lartraków. Sądzimy że są ich córkami - przełykam ślinę i odwracam głowę by zobaczyć co z Tracy. Siedzi skulona na ziemi a jej ramiona się trzęsą. Zerkam dyskretnie na strażnika obok mnie. Szybko wymykam się obok niego i biegnę do siostry. Zanim mnie złapią padam na jej ramiona osłaniając sobą. Jeśli mają coś nam zrobić to niech zrobią to tylko mi. Patrzę hardo w oczy strażnika który stoi nade mną. Łapie mnie za ramiona jednak ja się zapieram i wyrywam. Zakrywam zielonooką przy okazji dając choć trochę ciepła. Zamykam oczy gotowa na kolejne szarpaniny kiedy słyszę odgłos szabli. Miecz. Czyli tak to ma się skończyć?

-Wystarczy Troxsie, zabierzcie je do jednej z komnat. Trzeba je przesłuchać - głos zabiera król. Przełykam ciężko ślinę. Jeśli naprawdę jest taki jak mówią to mamy lekko mówiąc przerąbane. Podnoszę wzrok na strażnika który do nas podchodzi. Kuca naprzeciwko mnie i uśmiecha się smutno

-Hej mała. Nie zrobimy wam krzywdy. Musicie iść z nami, nie chcemy żebyście się rozchorowały - mówi cicho. Wydaje się inny od reszty, jakby miał choć trochę empatii. Moje oczy szklą się. Nie jestem silna, prawda jest taka że jestem cholernie przerażona. Bierze mnie ostrożnie na ręce a ja już nie mam siły się sprzeciwiać. Patrzę na Tracy którą bierze inny strażnik. Wyciągam do niej rękę ale jest za daleko aby ją dosięgnąć. Chcę dodać jej otuchy. Chce zapewnić że wszystko będzie dobrze. Chcę żeby przestała się bać. W końcu jej starsza siostra ją ochroni. Nie patrzę na miejsce w którym jesteśmy. Nie rozglądam się na boki zafascynowana zdobieniami zamku i jego bogatością. Patrzę na siostrę aby choć trochę mieć kontrolę nad tym wszystkim, aby ona wiedziała że jestem. Wchodzimy do jednej z komnat, blondyn puszcza mnie a ja natychmiast rzucam się na Tracy przytulając ją. Staje naprzeciwko niej wciąż trzymając jej rękę

-Spokojnie. Nic wam nie zrobimy, nie musisz przed nami bronić swojej siostrzyczki

-Zabiliście naszych rodziców - w pokoju nastaje cisza - zabiliście ich więc jak mam wam zaufać? Strażnik powinien bronić ludzi a nie ich mordować - mój głos się łamie a po policzkach ciekną ciepłe łzy. Szybko je scieram aby nie pokazać słabości. Podnoszę wysoko głowę mimo strachu. Słowa wypowiedziane przeze mnie odbijają się niczym echo. Oni zamiast odpowiedzieć tylko patrzą po sobie i wychodzą. Ciągnę siostrę w kąt i siadamy tam. Nie jesteśmy same póki mamy siebie. Po czasie jaki wydaje mi się godzinami wchodzi grupka strażników na czele z generałem. Kiedy mu się przyglądam stwierdzam że to on. Morderca naszych rodziców. Ściskam mocniej dłoń Tracy a drugą zaciskam w pięść. To na jego rękach jest krew niewinnych osób

-Co z nimi zrobimy? - pyta jeden z nich patrząc na nas. Nie mogę nic wyczytać z jego twarzy. Inny wzdycha i przeczesuje dłonią włosy. Pozostali zaś stoją nawet nie mrugając, niczym posągi. Nikt nie chce się odezwać przez co pytanie zawisa w powietrzu

HUNTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz