Torii
-Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałem - odwracam się do tyłu dostrzegając przed sobą Fox'a. Uśmiecha się z kpiną kręcąc głową - szczwana z ciebie lisica Lartrak. Nie doceniałem cię - podchodzi bliżej i zniża głowę do mojego poziomu - pamiętaj jednak że do tanga trzeba dwojga - odchodzi a ja marszczę brwi. Jakiego tanga? O czym on nawija? Najadł się zatrutego jabłka? Wzdycham i wchodzę do sali tronowej. Muszę mieć go na oku, tym razem nie popełnię tego błędu
-I co udało ci się ustalić? - pyta bez ogródek a ja staje przed nim
-Ślady znikają przed rzeką a po drugiej stronie nie widać żadnych oznak że wyszły. Musiały popłynąć z prądem, w promilu 3 kilometrów również nie było żadnych śladów jednak obiecuje że je znajde - mówię mechanicznie patrząc w ziemię
-Och, w to nie wątpię. W końcu na egzaminie byłaś najlepszą łowczynią - mówi robiąc dziubek z ust. Biorę głębszy wdech i kiwam głową - a teraz dziecko - mówi a ja ponoszę głowę. Patrzy na mnie mrużąc oczy i uśmiecha się przebiegłe - złóż pokłon swemu władcy - zaciskam zęby doskonale widząc w co pogrywa. Od dawna nie ugiełam przed nikim karku. Z opresji ratuje mnie strażnik wbiegający do środka
-Mibuany nas atakują - mówi z lekką zadyszką a ja zerkam na króla. Niezadowolony macha ręką więc wybiegam razem z strażnikiem. Nawet ziemia się buntuje przed władaniem Martanzo. Jak tak dalej pójdzie a Libuna nie będzie miała władcy ziemia się rozerwie. Wbiegamy na dziedziniec dostrzegając z daleka uginanie się drzew. Wszystkie rozchylają się w boki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Biorę głębszy wdech i staje obok ludzi z mojej grupy. Krzywo na mnie patrzą jednak nie czas teraz na to
-Mibuany są stworzeniami ślepymi. Atakują przez wyczuwanie wibracji w ziemi więc trzeba stąpać po terenach gdzie nie ma ziemi - mówię a z tyłu ktoś parska. Odwracam się i dostrzegam kpiący uśmieszek Bafox'a
-Na prawde Lartrak? Czy widzisz gdzieś teren na którym nie ma ziemi? - pyta z kpiną a ja wywracam oczami i pokazuje mu mury, wielkie głazy i beczki. Nie komentuje już tego więc odwracam się do strażnika który przybiegł do sali tronowej
-Wiecie ile ich jest? - zastanawia się przez chwilę aż w końcu kiwa głową
-Łowcy którzy patrolowali tamte tereny dostrzegli około setki - zanim odpowiem na linii drzew pojawiają się białe stworzenia. Wyglądają trochę jak syerny tylko że bardziej przerażające. Ich źrenice są równie białe jak skóra a włosy długie do ziemi potrafią złapać ofiarę, najgorsze w tym wszystkim jest to że potrafią kontrolować pogodę i manipulować naturą. Wokół zaczyna wiać niemiłosiernie mocy wiatr. Pierwszy błąd jaki zrobiliśmy? Nadal byliśmy na ziemi. Teraz jednak musimy się jej kruczowo trzymać aby nas nie zdmuchało. Po chwili przestaje a kilka metrów od nas dostrzegam ich dużo więcej niż mówił strażnik. Czas na najgorsze, pozbyć się ich. Są prawie nie zniszczalne
-Wiecie co robić! Na szkoleniu uczyli nas jak zabić Mibuany! - mówię ale nikt się nie rusza - no na co czekacie!? Może nie jestem waszą przełożoną ale wiem co robić!
-Dlaczego mielibyśmy słuchać zdrajczyni korony? - pyta jedna z dziewczyn w tym samym momencie w którym atakuje ją jedno ze stworzeń. W sekundę znajduje się przy nie i pozwalam wroga
-Może właśnie dla tego - ironizuje i pomagam jej wstać
♠♠♠♠
Wchodząc głębiej w tunel słyszę coraz bardziej podniesione głosy. Heee? Czyżby mieli już siebie dosyć?
-Nie będę czekać aż ta zdrajczyni pojawi się tutaj z super wybitnym planem! Jest człowiekiem! Na pewno znalazła sposób aby pozbyć się twojego czaru! - przekrzywiam głowę w bok i słucham wrzasków Ayse. A jednak elfowie nie przestaną mnie zadziwiać. W jednej chwili potrafią zmienić nastawienie do wszystkiego. Inne stworzenia są łatwiejsze do rozgryzienia a potrafią kłamać. Wzdycham kręcąc głową i postanawiam wyjść z cienia mając dość słuchania kłótni. Królowa kiedy tylko wyłapuje mnie wzrokiem zrywa się z miejsca
-A ty czego tu szukasz?! - pyta a rodzeństwo milknie odwracając się w moją stronę. Kłaniam się jej cenicznie co doskonale wie i wcale jej się to nie podoba co pokazuje jej grymas na twarzy
-Mam pewne informacje które mogą nam pomóc obalić niekoronowanego króla - zanim wyciągnę spod płaszcza kilka grubych teczek księżniczka wtrąca się
-Na prawde? Myślisz że będziemy się ciebie słuchać? - pyta z kpiną a ja krzyżuje ręce i podnoszę brwi
-Ayse ~ zaczyna Sam jednak ja mu przerywam
-Dostałam jako zadanie znalezienie was i przyprowadzenie pod tron. Nie ważne czy żywych czy martwych. W każdej chwili mogę was wydać a ty jako księżniczka powinnaś stawiać dobro państwa nad swoje i schować swoje kaprysy w kąt - mówię i kładę nadal trzymane w moich rękach teczki na stole przed Milan'em który w ciszy przysłuchiwał się temu wszystkiemu - zapoznajcie się z tym. Niedługo wrócę a wy musicie uważać i jeśli chcecie żyć nie wyłaniać się stąd. Szukają was - wychodzę kątem oka obserwując szenszala. Dlaczego nadal go nie rozwiązali? Asye już się nie odezwała ale doskonale wiem co chodziło jej po głowie, w końcu przed chwilą to mówiła dosyć dosadnie. Przecieram zmęczoną twarz i wychodzę na zewnątrz. Przechodzi mnie dreszcz zimna ale ignoruje go i powoli idę w stronę dworu Micalrio. Już z polany dostrzegłam świecące się światła, wzdycham i nie spiesząc się wchodzę do środka. Nie oglądając się na osoby w salonie po prostu idę w stronę swojego pokoju i zamykam się w nim. Wchodzę do łazienki, rozbieram się i wskakuje pod prysznic włączając zimną wodę. Biorę głębszy wdech i podnoszę głowę.
Wychodzę zmarznięta, wycieram się i ubieram czyste ciuchy. Wchodzę do pokoju z zamiarem zabrania szczotki jednak pewien osobnik mi w tym przeszkodził
-Co ty tutaj robisz? - pytam zaciskając usta w wąską linię a on powoli wstaje z łóżka i podchodzi
-Chciałem z tobą porozmawiać
-Nie mamy o czym a teraz wynoś się z mojego pokoju - mówię a ten prycha i podchodzi bliżej
-Wiem, że wiesz gdzie książę - patrzę na niego mrużąc oczy i prycham. Łapie go za ramię i ciągnę w stronę drzwi jednak w ostatniej chwili się wyrywa
-Daj spokój. Wiem że ci się podobam - patrzę przez chwilę na niego aż w końcu wybucham głośnym pełnym kpiny śmiechem i kręcę głową
-Chyba ci się coś w główce poprzewracało - mówię pokazując palcem czoło - przypomnę ci zabawny fakt jesteś NARZECZONYM mojej siostry więc odpierdol się ode mnie - kończę i chce się odwrócić kiedy łapie mnie za ramię i przyciąga do siebie. W tej samej chwili do środka wpada Tracy, chłopak odpycha mnie i podchodzi do mojej siostry
-Skarbie jak dobrze że jesteś. Twoja siostra właśnie wyznała mi miłość ale powiedziałem jej że kocham tylko ciebie - mówi a ja otwieram szeroko oczy. Gdyby był elfem to bym mu prawie uwierzyła ale lafox'y mają tendencje do knowań i spisków. Siostra patrzy na mnie przez chwilę aż w końcu podchodzi
-Na prawde Tori? Nie wystarczy ci władza? Chcesz mi przy okazji odebrać narzeczonego? - pyta z zawiedzioną miną a we mnie zaczyna się gotować
-Nie sądziłam że mnie za taką masz Tracy. On kłamie i skutecznie tobą manipuluje, dobrze wiesz że nienawidzę całej zgrai Bafox'a - mówię a ta tylko zamachuje się i daje mi z liścia. Otwieram szeroko oczy i łapie się za policzek
-Nigdy więcej nie mów że mną manipuluje. Doskonale wiem co robię - prycham na jej słowa i podchodzę tak blisko że stykamy się butami, w tym momencie czuję ogromną furię i najchętniej rozwaliła bym komuś ryj na ścianie
-I ty jesteś moją siostrą bliźniaczką? Powinnyśmy się trzymać razem i być po tej samej stronie - mówię a ona czerwienieje ze złości
-Tak?! Przypomnę ci że to ty wiecznie znikałaś i nie miałaś czasu! To ty zdradziłaś kraj dla władzy! To co się dzieje jest tylko i wyłącznie twoją winą! - krzyczy a zanim jej odpowiem wychodzi ciągnąc za sobą rozbawionego chłopaka i trzaska drzwiami. Wzdycham i siadam na łóżku. Ten dzień to po prostu jakaś kpina