24

2 0 0
                                    

Torii

Z nudów bawię się bronzoletką na nadgarstku. Stoję z boku lekko za tronem i ze znudzoną miną czekam na werdykt. Co się właściwie dzieje? Po kilku dniach w których Martanzo nadal nie został królem a inne podkrólestwa zaczęły się "buntować" Dały ultimatum, albo dziedzic tronu go koronuje albo zostanie obalony

-Na prawde myślicie że dacie mi radę? - fuka znudzony bardziej niż ja - mam po swojej stronie najlepszych rycerzy - mówi pewny siebie a ja mimowolnie wywracam oczami

-To nasze ostatnie słowo. Albo staniesz się prawdziwym królem albo możesz szykować się na wojnę - najbardziej odważny dowódca z wszystkich królestw. Król Aaron Carter ( właśnie jego wysłali jako posłannika ) jako jedyny nie boi się stanąć twarzą w twarz z wrogiem. Wszyscy są świadomi skutków siedzenia na tronie intruza i wszyscy chcą temu zapobiec. Odwraca się plecami i bez słowa wychodzi z sali tronowej. Przekręcam głowę w stronę Martanzo, który stuka nerwowo palcami po podłokietniku tronu. W końcu odwraca głowę w moją stronę. Zaciska mocno szczękę i pokazuje na mnie palcem 

-Znajdź ich! Przekop ziemię jeśli będzie trzeba! Jeśli nie będzie ich tu do końca tygodnia sama trafisz do wieży stracenia! - huczy mi w uszach ale staram się tego po sobie nie pokazać. Staje przed nim i kiwam głową. Szybkim krokiem wychodzę i skręcam na jedną z wież. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Tydzień? To zdecydowanie za mało. Przez to wszystko nie zauważyłam osoby przede mną i się zderzyliśmy. Zataczam się do tyłu ale utrzymuje równowagę. Podnoszę głowę na przeciwnika, nieznanego mi chłopaka

-Patrz jak łazisz - fuka i wymija mnie. Wywracam oczami na jego zachowanie, sam też mógł patrzeć gdzie idzie. Gdybym miała chęci to bym się z nim kłóciła. Wzdycham i wchodzę na najwyższą wieże. Otwieram okiennice i wskakuje na parapet by po chwili podciągnąć się w górę. Siadam na dachu i wdycham mrożący polika wiatr. Co powinnam zrobić? Przełykam gule w gardle i przejeżdżam dłońmi po twarzy. Na pewno nie poddam się tak łatwo jednak nie mam planu i nie mogę ich tutaj sprowadzić. Przeczesuje włosy palcami zostawiając dłonie z tyłu głowy. Zamykam oczy i wsłuchuje się w cisze kiedy nagle słyszę kroki. Niestety zorientowałam się za późno

-Znowu się spotykamy? Kto by pomyślał że szenszal będzie przebywać na dachu jednej z wież, sam, bez nikogo - zbliża się powoli do mnie a ja cofam, niestety w końcu staje przy krawędzi - co teraz Tori? Myślisz że przeżyłabyś upadek z tej wieży? - Zagryzam policzek i nie odzywam się. Wiele razy próbował mnie zabić, dlaczego teraz miałby nie wykorzystać okazji? W ostatniej chwili umykam w bok a on sam spada jednak zdążył złapać za krawędź dachu. Kucam kawałek od niego i zerkam w dół 

-Wystarczy jedno słowo a cię wciągnę - mówię spokojnie a ten próbuje wejść sam, niestety, nigdy nie ćwiczył więc długo się nie utrzyma

-Przeklinam cię Tori Lartrak, jedyne co będzie ci towarzyszyć to śmierć i odrzucenie- przechodzą mnie ciarki po plecach z zimna i zanim zdążę odpowiedzieć albo choćby otworzyć usta puszcza dachu. Wzdycham i wstaje, szybko wchodzę do środka aby nikt nie pomyślał że to ja go zabiłam, dopiero by się porobiło. Drapie się go głowie i bije z myślami kiedy słyszę za sobą dobrze znany mi głos

-Tori - odwracam się a kiedy dostrzegam osobę za sobą zrywam się z miejsca

-Zwariowałeś?! Mogą cię zobaczyć! - krzyczę szeptem i szybko do niego podchodzę. Kątem oka dostrzegam strażników. Chłopak chyba też ich zauważył bo mnie pociągnął na ścianę, jednak zamiast na nią wpaść wpadamy do małego pomieszczenia z kanapą. Podnoszę się z podłogi i poprawiam lekko podwiniętą bluzkę

-Gdzie jesteśmy? - pytam rozglądając się

-To tajne pomieszczenie, nikt o nim nie wie a ja sam odkryłem je przypadkowo jako dzieciak - wzrusza ramionami i rozsiada się na kanapie

-Dlaczego nie pilnujesz księcia? - pytam marszcząc brwi a on wzdycha i poprawia się by wygodniej usiąść

-Jego matka cały czas na ciebie narzeka a Ayse ją popiera, nie chcą słuchać twojego planu ale ja.. ~ zacina się i przez chwilę myśli przechylając głowę aby dobrać odpowiednie słowa, w końcu wzdycha i kręcąc głową kontynuuje - nie wiem jakie miałaś intencje robiąc to co zrobiłaś ale nadal jesteś moją przyjaciółką, z resztą, masz rację, próbowałaś mi powiedzieć ale nie dane mi było cię wysłuchać - wstaje z miejsca i łapie za moje ręce - nie odwrócę się od ciebie - opieram głowę o jego ramię i milczymy przez dłuższą chwilę

-Prawda jest taka że nie mam żadnego planu a Martanzo chce ich przed sobą do końca tygodnia - wzdycham i odsuwam się - nie wiem co robić, nienawidzę bycia bezradną - kręcę głową i siadam na sofie chowając twarz w rękach. Kuca przede mną i uśmiecha się pokrzepiająco

-Ale ja chyba wiem - podnoszę na niego wzrok na co wzrusza ramionami i siada przede mną na ziemi - jesteś odporna na czary, wiesz czy próbował na ciebie jakiś rzucić? - pyta a ja bez zastanowienia kiwam głową

-Wiele razy - odpowiadam

-Czy zalicza się do tego przyprowadzenie rodziny królewskiej? - znów kiwam głową - więc zrób to. Nie może niczego podejrzewać. Musimy to zrobić z głową - mówi a ja patrzę na niego spod byka

-Chcesz go koronować? - pytam z ironią - dobrze wiesz jak to się skończy, jeśli Sam go nie koronuje prawdopodobnie skończy jak ojciec - wzdycham i opieram się o oparcie. Jest już późno a ja mało co spałam. Kiedy prawie przysypiam Milan postanawia się odezwać

-Zdetronizujemy go zanim narobi większych szkód - dotyka moich kolan i ją otwieram oczy patrząc prosto w jego zielone - wierze w ciebie Tori - mówi i znika za drzwiami 

♠♠♠♠

Wzdycham i kręcę się po komnacie w zamku. Muszę wymyślić dobry a przede wszystkim bezpieczny plan. Tylko jak skoro wszystko wali mi się na głowę a problemów dochodzi coraz więcej? Zatrzymuje się na środku i łapie za głowę zamykając oczy. Nagle w pomieszczeniu rozlega się pukanie, odwracam sie w stronę drzwi

-Wejść - mówię i krzyżuje ręce

-Szenszalu - kiwa głową - nie znaleźliśmy nic przy rzece, wysłałem innych łowców aby spróbowali złapać ich trop - zagryzam od środka policzek, granie na dwa fronty nie wyjdzie na dobre nawet jeśli jedna ze stron o tym wie. Wzdycham i przecieram twarz

-W porządku. Musimy ich znaleźć do końca tygodnia. Możesz iść, jeśli coś znajdziecie natychmiast mi o tym powiedzcie - macham ręką a on znika za drzwiami. Szybko siadam do biurka i łapie za kartkę papieru póki pamiętam

Zabrać pierścień królowej. 

Wyrzucić w środku lasu aby łowcy bez problemu go znaleźli. 

Sprowadzić królową i księżniczkę, co uśpi czujność Martanzo. 

Ale co dalej? Jak się go pozbyć? 

Stukam długopisem po głowie w zamyśleniu. A co gdyby tak porozmawiać z podkrólestwami które go nie zaakceptowały? Powinny jeszcze gdzieś mieć obozowiska. Zrywam się z miejsca i wybiegam z zamku kierując się w stronę ruin. Muszę im o tym natychmiast powiedzieć aby dopracować ten plan. Gwałtownie się zatrzymuje i biorę głębszy wdech. Przecież one nie będą chciały mnie słuchać a królowa w życiu nie odda mi swego pierścienia. Zagryzam policzek i idę już wolniejszym krokiem do ich kryjówki, niestety niedaleko dostrzegam łowców. Znaleźli trop? Podchodzę do nich spokojnie z włożonymi rękami w kieszenie spodni. Zauważają mnie niemal natychmiast

-Szenszalu? Co tutaj robisz?

-To samo mogłabym zapytać was - wzrusza ramionami a on drapie się po głowie

-Cóż, znaleźliśmy trop - zaczyna a ja ciężej przełykam ślinę, mam wrażenie że to zauważyli albo to ja już wariuje - ale urywa się w pobliżu ruin - kończy a ja wzdycham w głębi duszy z ulgą. Nie ma szans że znajdą ten właz

-Więc sugerujecie że tutaj byli? - pytam a on prostuje się i mówi z pewną miną

-Nawet jestem pewny, że gdzieś niedaleko czają się, ukryci, schowani w cieniu

HUNTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz