Torii
Ze snu wybudza mnie skrzatka która służy w zamku jako pomocnica. Król ma ich wiele. Ponoć odrabiają dług za stare lata. Wstaje niechętnie i podążam do łazienki by się ogarnąć. Kiedy wychodzę w pokoju zauważam Tracy. Skanuje ją wzrokiem i dochodzę do wniosku że jest ubrana tak samo jak ja. Podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się
-To chyba bliźniacza telepatia co? - pyta rozbawiona a ja wzruszam ramionami. Podchodzę do biurka i łapie za trobe. Wyrzucam z niej wszystko na drewniany blat i łapie za 2 duże zeszyty. Po spakowaniu obracam się w stronę siostry
-Idziemy? - pytam a ona kiwa głową i wychodzi za mną z komnaty. Po drodze dostrzegam księcia Samuela. Również podąża do wyjścia więc dziś zapewne Bafox i jego świata będą latać dookoła niego. Zerkam na Tracy, po jej minie wnioskuję że pomyślała o tym samym co ja
-Dziś mamy wykład z Enzo - na dźwięk tego imienia jęcze podnosząc oczy ku niebu - też się cieszę - parska i bez dalszej rozmowy przechodzimy w ciszy przez las.
-Tori - słysząc ten głos wzdrygam się. Przez jakiś czas skrupulatnie udawało mi się go unikać. Wywracam oczami i niechętnie odwracam się do Avy. Tracy posyła mi pokrzepiający uśmiech sama kierując się do sali lekcyjnej
-Streszczaj się nie mam dużo czasu - mówię krzyżując ręce
-Obiecałaś mi randkę - mówi patrząc na mnie. Prycham na te słowa
-Rozmawiałeś z Tracy, nie ze mną - kręcę głową i cofam się - nie mam na to czasu, mam inne rzeczy na głowie - po tym nie pozwalam mu dokończyć i uciekam do środka. Dopiero w swoim pokoju wzdycham z ulgą. Rzucam torbę koło biurka i wchodzę do łazienki by się przebrać. Wiąże włosy w kucyka i wychodzę. Na dolnym korytarzu dostrzegam Micalrio. Wywracam oczami chcąc go wyminąć jednak ten zagradza mi drogę. Cofam się i krzyżuje ręce
-Słyszałem że wznowiliście treningi
-Owszem - mówię niechętnie na niego patrząc
-Pamietaj jednak że aby zostać łowcą trzeba mieć popracie rodzica - mówi z wrednym błyskiem w oku. Zaciskam pięści i uśmiecham się nieszczerze
-O to nie musisz się martwić - wymijam go i nim zbiegnę ze schodów dodaje - oni nie żyją - po tym jak znalazłam się na dole i wybiegłam na zwenątrz w sadzie wpadam na coś twardego co skutkuje moje bolesne lądowanie. Podnoszę głowę aby zobaczyć w co uderzyłam a nad sobą dostrzegam rozbawione zielone oczy
-Znowu się spotykamy - mówi wyciągając do mnie rękę. Niechętnie przyjmuje pomoc. Staje na równe nogi i otrzepuje się z ziemi
-Na to wychodzi
-Wybierasz się gdzieś? - pyta podążając za mną. Biorę głębszy wdech i odpowiadam
-Idę pobiegać - poprawiam pasmo włosów które wydostało się z kucyka i zerkam na chłopaka
-Mogę iść z tobą? - podnoszę brwi - no co?
-Nie musisz pilnować książętka? - pytam krzyżyuąc ręce
-Ma teraz jakieś tam zebranie z królem, troche tam sobie posiedzi - wzrusza ramionami - to mogę? - dopytuje a ja wywracam oczami
-Jeśli dasz radę mnie dogonić to śmiało - parska na moje słowa i wyrównuje ze mną krok. Po minięciu muru zaczynam powoli biec
-Co powiesz na wyścig? Kto pierwszy przy rzece w środku lasu wygrywa - proponuje a ja kiwam głową na zgodę i przyspieszam. Przez kilka kilometrów biegniemy mniej więcej równo jednak w połowie drogi oboje przyspieszamy. Z oddali dostrzegam rzekę, biegnę tym samym tempem w momencie w którym Milan przyspiesza, parskam wiedząc że nie da rady, po chwili zwalnia a ja przyspieszam dzięki czemu zwycięstwo jest po mojej stronie. Przeskakuje na drugi koniec i odwracam się w stronę Milan'a
-Wygrałam - uśmiecham się zwycięsko a on kręci głową i kładzie się na ziemi. Przeskakuje na jego stronę i siadam obok. Milczymy wsłuchując się w dźwięki lasu
-Jak to jest? - pytam a brunet otwiera jedno oko i zerka na mnie - jak to jest być obrońcą księcia? - wzdycha i przeciera twarz dłońmi
-Ciężko, czasami ci zazdroszczę że nie musisz tego wszystkiego robić. Nie trzymasz się etykiety, nie boisz się że oskarżą cię o zdradę kiedy nie podołasz i nie uda ci się ochronić księcia - kończy a ja zamyślam się. Z tego stanu wyrywa mnie chłopak. Wstaje pomagając mi zrobić to samo. Powoli idziemy w drogę powrotną
-Czasami chciałbym być normalnym nastolatkiem. Nie musieć chodzić na te nudne bankiety, bale, po prostu się bawić - wzrusza ramionami a ja patrzę na niego
-Nie chcesz być tym kim jesteś? - pytam a ten kręci głową
-Nie o to chodzi, mamy teraz wiele obowiązków, za kilka miesięcy Sam przejmuje tron, wielu ludzi będzie chciało sabotować ceremonie a moim zadaniem będzie powstrzymanie ich - wzdycha a ja parskam
-Jedyne co może być gorsze to spóźnienie się na lekcje Enzo, ostatnio nieźle dał popalić nowemu - mówię wywracając oczami
-Wrócił?! - pyta z niedowierzaniem a ja kiwam głową z grymasem
♠♠♠♠
Wkładając ręce pod poduszkę wyczuwam coś innego oprócz materiału. Podnoszę się na łokciach i wyciągam kartkę
Zdobądź jej zaufanie a zdobędziesz władze - marszczę brwi nie do końca rozumiejąc, biorę głębszy oddech z nadzieją że moje słowa coś poskutkują
-Kim jesteś?
Kimś godniejszym zaufania niż nasz król
-Znam cię?
Im mnie wiesz tym lepiej śpisz
Jako królowa to ty będziesz mogła wymierzać kary i nikt się nie sprzeciwi, to ty będziesz ich kontrolować a nie oni ciebie - zaciskam wargi w wąską linię. Władza? Gdybym chciała być królową mogłabym zbajerować księcia Sam'a. Wzdycham i kładę się na plecach
-Dlaczego ona ma być kluczem do władzy? - czekam aż dostanę odpowiedź jednak po 10 minutach bezczynnego gapienia się w kartkę odpuszczam. Chowam ją w materac i zerkam na zegar. Zrywam się uświadamiając sobie która godzina. Spóźnię się! Sprintem wybiegam z pokoju potrącając przy okazji kucharkę z talerzami. Wykrzykuję przeprosiny i w akompaniamencie jej wyzwisk w moją stronę zbiegam po schodach. Staje na samym końcu w szeregu i biorę głębszy wdech próbując uspokoić oddech
-Minuta przed. Masz szczęście Lartrak - mówi obojętnie a ja uśmiecham się w duchu ze swojego małego zwycięstwa - dziś jedna z grup odbędzie zajęcia strategiczne natomiast druga będzie wylewać siódme poty. Chyba nie muszę mówić kto do której należy? - pyta retorycznie kiedy jedna z niewielu dziewczyn pyta
-Czy grupy nie powinny być równe?
-Gdybyście ćwiczyli jak ostatnia trójka możliwe że by tak było jednak aby ich dogonić musicie więcej ćwiczyć. Zawiedliście mnie. A teraz! Dosyć gadania i do roboty - gwiazda głośno a wszyscy poza mną i jeszcze dwójką innych zaczynają robić kółka - pójdziecie teraz do bazy generała straży. Tam znajdziecie księcia Sam'a. To on będzie was trenować w strategii przy okazji sam się poduczając. Oczywiście odbędzie się to po okien jednego ze strategów. Nie marnujcie czasu. Odmaszerować! - szybko wycofujemy się i wchodzimy po schodach. Czyżbym miała właśnie okazję przyjrzeć się z bliska bazie? W ciszy przemierzamy korytarze by na jednym z nich na drugim końcu zauważyć zielonookiego. Opiera się o ścianę jednak kiedy nas zauważa prostuje się. Dwójka moich towarzysz kłania się czego ja nie robię
-Chodźmy. Szkoda czasu - mówi ignorując mój brak szacunku i podąża prostym korytarzem do drzwi. Wchodzimy do środka. Obserwuję teren w którym właśnie się znalazłam. Setki drzwi prowadzących zapewne w różne oddziały. Kręte korytarze, lewy prowadzący do sali narad, prawy do pomieszczenia dla strategów i właśnie do tamtego podążamy
-Nareszcie - słysząc ten głos odwracam głowę. Patrząc w te ciemne oczy przechodzi mnie dreszcz. Nie, on nie może być ich strategiem
-Zaczynajmy, mam nadzieję że macie choć małe pojęcie o strategii, nie każdy się nadaje na to stanowisko ale każdy musi się o nim uczyć. Siadajcie - mówiąc to może raz zetknął na innych jednak przez większość czasu to we mnie się wpatrywał. Czując ciarki na ciele zbliżam się i siadam na najbardziej oddalonym krześle