Torii
Biegniemy przez gąszcza, w pewnym momencie zatrzymujemy się by rozeznać się w terenie
-Niedaleko stąd jest zamek
-Więc jaki masz plan? - pyta kiedy stajemy na górce niedaleko zamku
-Uratować następcę tronu - mówię poważnie a on patrzy na mnie jak na idiotkę na co nie zwracam uwagi
-Prosisz się o śmierć dziewczyno - kręci głową a ja wzruszam ramionami i idę powoli w dół by skierować się do zamku
-Jeśli się boisz nie musisz za mną iść. Poradzę sobie sama - mówię a ten prycha i mnie dogania. Przy linii kończącej drzewa odzywa się z pewnością w głosie
-Nie ma mowy, jestem ci winny przysługę za wyciągnięcie mnie stamtąd - jego mina jest zacięta na co podnoszę brew i wracam spojrzeniem przed siebie
-W takim razie zgub strażników - mój spokój w głosie go zaskakuje a kiedy przenosi spojrzenie na przód otwiera szeroko oczy i wciąga głośno powietrze
-Cholera jasna! Ty naprawdę chcesz umrzeć! - krzyczy kiedy w naszą stronę biegną strażnicy na co wzruszam ramionami z nikłym uśmiechem
-Mam plan powiązany z nimi, jeśli możesz nie zabijaj żadnego, po prostu się ich stąd pozbądź, obezwładnij, cokolwiek i nie daj się złapać - klepie mężczyzne po ramieniu
-Jakby to było takie proste - mamrocze pod nosem i nie czekając na moją odpowiedź zaczyna biec w stronę lasu, strażnicy są coraz bliżej więc usuwam się w tym samym momencie w cień. Czy go wykorzystuje? Może trochę ale nie protestował. Przemykam koło murów rozglądając się dookoła za strażnikami. Obok mnie właśnie jeden przechodzi na co łapie z całej siły za jego barki, nie spodziewał się tego więc z łatwością pozbawiam go przytomności, ciągnę w najbliższe krzaki i zabieram plakietkę dzięki której dostanę się do lochów. Teraz ta gorsza część planu. Biorę głęboki wdech i zakradam się do przejścia dla służby. Mieszkałam tu 2 lata, wiem gdzie co jest. Mijam kucharki które nie zwracają na mnie uwagi i nagle nachodzi mnie myśl. Przecież wyglądam identycznie jak Tracy, mogę ją udawać. Uśmiecham się na tą myśl. Może nie będzie tak trudno jak myślałam? Wchodzę na korytarz i mijam najróżniejsze drzwi mimo wszystko dmuchając na zimne, staje przed lochami i rozglądam się dookoła aby być pewną że nikt mi nie przeszkodzi. Nikogo nie ma na horyzoncie więc przykładam plakietkę strażnika i szybko znikam za drzwiami. Zamykam je za sobą i schodzę na dół. Mijam różne osoby które patrzą na mnie z obrzydzeniem. Nie zwracam jednak na nich uwagi, są teraz ważniejsze rzeczy niż martwienie się o to co myślą o mnie ludzie. Przechodzę cały korytarz z celami jednak w żadnej nie dostrzegam ani Sam'a ani królowej z Ayse
-Na prawde myślałaś że mnie przechytrzysz? - odwracam się gwałtownie w stronę głosu. Patrzy na mnie z rozbawieniem a ja cofam się o kilka kroków do tyłu - nie wiem jak udało ci się uciec z wieży jednak spokojnie, szybko tam wrócisz i będziesz miała czas na porozmawianie z książątkiem - kpi sobie a ja rozglądam dookoła za ucieczką. Dostrzegam za sobą okno. Nie wiem jaki debil to urządzał ale to okno nie posiada krat i jest dość duże. W momencie kiedy w moją stronę zbliżają się strażnicy wyskakuje z niego w tym samym momencie żałując tego. Szkło rozbija się wbijając w skórę a ja sama turlam się po ziemi obijając o kamienie i krzewy zatrzymując się na samym dole. Sapie z braku tchu i bólu by następnie powoli się podnieść. Czując ból w barku marszczę nos. To nie było najmądrzejsze. Krzywię się czując skutki mojej podróży na sam dół i strzepuje wszystko co zebrałam w czasie tej krótkiej drogi
♠️♠️♠️♠️
Oglądam się za siebie ostatni raz by upewnić się że mnie nie gonią i zwalniam. Biorę głębszy wdech i powoli ruszam przed siebie. Zmierzam już jakiś czas przez las kiedy z daleka dostrzegam Riccardo. Słońce wschodzi dając większą swobodę w poruszaniu się pomiędzy drzewami
-Co ci się stało? - pyta a ja się krzywię
-Wyskoczyłam z okna - mówię a on patrzy na mnie dziwnie do czego zdążyłam się już przyzwyczaić
-Cóż, myślę że nawet nie chce wiedzieć - wzrusza ramionami i kontynuuje - w każdym bądź razie, nie było ich w lochach prawda? - pyta a ja marszczę brwi jednak kiwam głową zgadzając się z nim - kiedy uciekałem przed strażnikami i zgubiłem ich w głębi lasu zauważyłem 4 postacie. 2 mężczyzn i kobiety. Myślisz że to oni? - pyta a ja się zastanawiam
-Jak wyglądali?
-Kobiety miały odarte i brudne suknie ale wyglądały dosyć ~ przerywam mu by nie tracić czasu
-Zaprowadź mnie w tamto miejsce, natychmiast, nie możemy tracić czasu - kiwa głową i podąża w stronę z której wrócił
-Na prawde jesteś jak swój ojciec, władcza i nieustępliwa - wzdycha ale ja się nie obrażam wręcz przeciwnie, uznaje to za komplement. Wchodzimy do jednej z jaskiń omijając kamienny okrąg. Oglądam się marszcząc brwi co zauważa mężczyzna przede mną
-Sprawi że będziemy niewidoczni dla tych którzy chcą dla nas źle - tłumaczy a ja kiwam głową i przechodzę przez wejście. W środku dostrzegam Milan'a, Sam'a wraz z księżniczką i królową. Milan dostrzegając mnie zrywa się z miejsca i obejmuje tak mocno że mam wrażenie że zaraz połamie mi żebra
-Dusisz - wykrztuszam na co puszcza mnie i opiera czoło o moje
-Ten facet powiedział że poszłaś sama do zamku jesteś całkowicie szurnięta - kręci głową i odsuwa się
-Dopiero teraz się o tym dowiadujesz? - pytam z sarkazmem a on wzdycha
-Dopiero teraz pokazujesz jak bardzo - nie wiedząc co mu odpowiedzieć wzruszam ramionami i odchodzę by usiąść pod ścianą. Nie spałam przez całą noc, najwyższy czas to nadrobić, może nie jest najwygodniej ale już się przyzwyczaiłam do twardości posadzki. Krzyżuje nogi w kostkach i zamykam oczy opierając głowę o zimny kamień. Po chwili czuję ruch z lewej ale ignoruje to jednak uczucie bólu szybko przywraca mi świadomość, otwieram oczy i patrze spod byka na Milan'a
-Nie patrz tak na mnie, trzeba cię opatrzeć żeby nie wdało się zakażenie, jako łowca powinnaś wiedzieć takie rzeczy - wywracam oczami i pozwalam mu wyciągać odłamki jeden po drugim by końcu pozbyć się wszystkich i pozwolić mi się przespać choć chwilę
