4

78 4 2
                                        

Torii

Do mojego pokoju wpada bez pukania Tracy. Bierze głęboki wdech i zamyka za sobą drzwi. Patrzę na nią, trzymając w ręce szczotkę. Skanuje mnie wzrokiem, więc rozkładam ręce i obracam się dookoła.

- Wyglądam wystarczająco dobrze jak na taki uroczysty bal? - pytam z ironią.

Najwyraźniej ją wychwytuje, bo kręci głową z politowaniem.

- Ujdzie - mruczy, wygładzając swoją suknię.

Przyglądam się jej. Mimo że wyglądamy identycznie, widzę siebie w bardziej eleganckiej wersji - w pięknej, zielonej sukni, która uwydatnia jej atuty, jakich ja nie mam. Tracy uśmiecha się kącikiem ust i podchodzi do mnie, zabierając mi szczotkę z ręki. Zaczyna czesać moje włosy z zamyśloną miną. W pewnym momencie wzdycha i rozpoczyna swój monolog.

- Jak myślisz, gdybyśmy mieszkały z rodzicami... miałybyśmy szansę pójść na taki bal? - pyta nagle.

Czuję się zaskoczona. Milczę przez chwilę, ale odpowiadam najbezpieczniej, jak potrafię:

- Dlaczego cię to zastanawia?

Wzrusza ramionami, sięgając po srebrne spinki w kształcie kwiatów. Zwija dwa przednie pasma moich włosów i spina je.

- Są tu kandydatki na przyszłe królowe. Myślisz, że gdyby nasze życie było normalne, też by nas wytypowali?

Wzdycham i patrzę jej w oczy przez odbicie w lustrze.

- To nie nasza liga, Tracy. Zawsze nam to powtarzano. A ty wciąż chcesz się do nich dopasować? Tam będą same szlachcianki: królowe, księżniczki, hrabiny...

- Wiem, ale będą też elfki, wiedźmy, driady... - unosi ręce i wzdycha. - Jednym słowem - albo dwoma - wszystkie magiczne istoty, którymi my nie jesteśmy.

- Odpuść, Tess. Chcę dla ciebie jak najlepiej. Nie warto wpychać się w ich świat.

- Po prostu myślę o przyszłości - mruczy pod nosem. - Gotowe.

Patrzę na swoje odbicie. Mimo prostego upięcia wyglądam całkiem schludnie. Wstaję z miejsca i przytulam siostrę.

- Czas się zbierać - mówi, spoglądając na zegar.

Łapię ją pod ramię i razem, krok w krok, ruszamy w stronę sali tronowej. Po drodze mijamy najróżniejsze istoty - od elfów ze śniedobiałymi cerami, przez wiedźmy ze szpiczastymi uszami, po rozchichotane lisołaki. Gdy wchodzimy do środka, puszczam jej ramię. Tracy znika w tłumie, ja zaś chowam się w cieniu. Wspinaczka w sukni nie jest wygodna, ale możliwa. Lata praktyki robią swoje.

- Moi drodzy - siadam wygodnie, by mieć widok na tron - zebraliśmy się dziś, by mój pierworodny, książę Samuel, wybrał przyszłą królową. Bal rozpocznie, tańcząc z obecną królową.

Zerkam na blondyna. Jego twarz jest kamienna. Podchodzi do matki i porywa ją do tańca. Odwracam wzrok i szukam Tracy. Widzę ją przy stole - uśmiecha się od ucha do ucha, a obok niej stoi jakiś mężczyzna, którego z tej odległości nie rozpoznaję. Nie wygląda na dużo starszego. Przynajmniej jednej z nas się w życiu poszczęści.

Opieram się o belki i przymykam oczy. Mimo woli widzę przed sobą naszych rodziców. Ojciec, choć nigdy nie był rycerzem, miał ojca strażnika, który wpoił mu pewne zasady. Potem przekazał je mnie.

Broń króla.

Bądź mu posłuszna.

Dochowuj jego tajemnic.

Wykonuj jego polecenia.

HUNTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz