Torii
Kolejna moja próba idzie na marne, sfrustrowana siadam na ziemi i robię obrażoną minę, dlaczego to nie wychodzi? Pewien mężczyzna kuca przede mną i uśmiecha się lekko czochrając po włosach, odpycham jego dłoń i patrzę spod byka co go nie zraża natomiast pstryka mnie w nos który natychmiast marszczę
-Nie możesz się poddawać jeśli coś ci nie wyjdzie, zawsze są dwa wyjścia - podnosi rękę i wyciąga jednego palca - pierwsze to poddanie się - później wyciąga następnego - drugie to walczenie. Jesteś silna, walcz o swoje do ostatniej kropli krwi, masz potencjał - mówi patrząc mi w oczy z uśmiechem i dumą w oczach czego nie rozumiem
-Znowu ją buntujesz? - słyszę za sobą na co odwracam głowę i dostrzegam blondwłosą kobietę ze skrzyżowanymi rękami
-Skądże kochanie! - mężczyzna podnosi się i podchodzi do kobiety - uczę ją tylko walczyć o swoje, w przyszłości na pewno jej się to przyda, prawda Tori? - pyta a ja po namyśle żwawo kiwam głową na potwierdzenie jego słów - widzisz? Z moimi radami nie zginie - mówi dumny a kobieta tylko wzdycha i kreci głową
-Ciesze się że chociaż twojej siostry nie ciągnie do walki - zwraca się do mnie a później do zielonookiego mężczyzny
-Obawiam się że możesz nie mieć racji, z twoimi radami wplącze się tylko w kłopoty
-Ależ kochanie cóż ty wygadujesz?! Zobaczysz, w przyszłości będzie kimś wielkim i będziemy w szoku jak daleko zaszła- odwraca się w moją stronę i uśmiecha szeroko - pamiętaj że nie ważne jakąkolwiek decyzję podejmiesz ja zawsze będę dumny, kiedyś uda ci się okiełznać to co w sobie masz - słowa rozmywają się a ostatnie słyszę jak przez ścianę. Otwieram oczy i mrugam nimi by pozbyć się snu z powiek. Odwracam się na plecy i wpatruje w ciemność, nie dostrzegając przebłysków światła przez dziury wzdycham. Pewnie jest jeszcze noc, ale co to było? Sen? Wspomnienie? Podnoszę się do siadu opierając głowę o ścianę. W przyszłości będzie kimś wielkim. Kimś kto wyląduje w lochu za podwójną zdradę. Chyba nie o to ci chodziło staruszku co? Zamykam oczy próbując znowu zasnąć i nie myśleć o tym co widziałam przed oczami
♠♠♠♠
-Wstawaj! Nie mam całego dnia aby go na ciebie marnować - czuję kopnięcie w żołądek na co biorę głębszy wdech natychmiastowo się budząc. Patrzę ze znudzeniem na strażnika który chyba właśnie stracił cierpliwość. Łapie mnie za ramię i siłą wypycha z celi przez co ledwo ustaje na nogach
-Król pragnie cię widzieć - mówi i zakuwa mi ręce ciągnąc za sobą jak psa
-Zdajesz sobie sprawę że nikt nie założy mu korony? - pytam z przekąsem a ten nie odpowiada tylko idzie przed siebie. Prycham na to wywracając oczami. Będąc w zamku wpycha mnie do sali tronowej przez co ledwo łapie równowagę
-Spokojnie trylorgyto umiem sama chodzić - sarkam na niego a ten patrzy na mnie morderczym wzrokiem. Uśmiecham się do niego słodko a kiedy ma mi odpowiedzieć w naszą "rozmowę" wtrąca się Martanzo. Niechętnie odwracam głowę w jego stronę i krzyżuje ręce na tyle na ile pozwalają mi kajdany na nadgarstkach
-Masz ostatnią szansę Tori. Powiedz mi gdzie są a będziesz wolna i zapomnimy o wszystkim - mówi spokojnie a ja patrzę na niego przez chwilę aż w końcu wybucham śmiechem, nie tylko dlatego że jego propozycja jest idiotyczna ale również dlatego że mimo iż nie świadomie, byłam po jego stronie i właśnie zdałam sobie sprawę z tego w jaki wielkie bagno wpadłam zgadzając się. Do czego może doprowadzić chęć zemsty
-Na prawde myślisz że wiem gdzie są? - pytam rozbawiona a on zaciska szczękę. Uśmiecham się szeroko i pochylam w jego stronę - cóż - przekrzywiam głowę - może masz rację - prostuje się i wzruszam ramionami - jednak ci tego nie powiem nawet jeśli wyrywalibyście mi paznokieć po paznokciu - prowokuje go co udaje mi się ponieważ uderza pięśćmi o podłokietniki i wstaje podchodząc do mnie powoli z czerwonymi policzkami
-Szenszal mi powiedział kim jesteś, już dawno wiedziałbym gdzie są gdyby on sam znał swoje położenie - wskazuje na mnie palcem a ja unoszę wysoko brwi. Ah tak? Czyli to był jego plan? Nie.. w końcu kazał mi go zabić, skąd mógł wiedzieć że tego nie zrobię? Parskam śmiechem czym go jeszcze bardziej irytuje
-Szenszal najwyższego króla? Ten którego sam osobiście kazałeś mi zabić? - mówię prześmiewczym tonem na co podchodzi do mnie i strzela z liścia. Odwracam głowę w bok lekko zdezorientowana jednak ból w policzku szybko przywraca mnie na ziemię. Odwracam głowę w stronę wściekłego mężczyzny który aż kipi i gdyby to było możliwe para poleciałaby mu z uszu
-Doskonale wiedziałem że go nie zabijesz! Niepotrzebnie ci to mówiłem jednak zaraz załatwię sprawę i nie będziesz nic pamiętać - mówi jakby do siebie a kiedy chcę rozerwać kajdany i go dorwać do środa wchodzą następni strażnicy którzy ciągną za sobą.. rodzinę królewską. Nosz cholera jasna! Prowokowałam go i dałam się spoliczkować na nic?! Stają przed tronem a ja dostrzegam jak facet który chwilę temu był wściekły teraz wygląda na zadowolonego i szczęśliwego. Siada na tronie i łączy razem ręce jakby nigdy nic się nie stało
-Ach, poszło wam szybciej niż bym tego chciał - mówi i klaska w dłonie, do środka wchodzi blondwłosa dziewczyna. Zaciskam pięści kiedy dostrzegam zdradziecką twarz, szybko jednak je rozluźniam uświadamiając sobie że jestem dokładnie taka sama. Jednak jesteśmy do siebie podobne z charakteru. Ciągnie nas do władzy jak muchy do lepu. Tracy nie obdarza mnie nawet spojrzeniem tylko staje po prawej stronie tronu
-Spójrz królowo, tak oto wszystkie dziecięta twego generała przeszły na mą stronę, naprawdę myślałaś że mnie pokonasz? Jesteś bezbronna, w tym zamku mam wszystkich pod kontrolą. Nikt już was nie uratuje - mówi uśmiechając się szeroko by po chwili machając dłonią wydaje rozkaz - zabrać ich do lochów - wtedy kiedy odwracają się w moją stronę dostrzegam zaskoczenie w niebieskich oczach, moje wyrażają chęć mordu na bandzie idiotów. Mieli jedno, JEDNO zadanie, tak trudno siedzieć na tyłku?
-Oj Tori, musisz mi wybaczyć ten akt złości, mam nadzieję że się nie gniewasz, w końcu zostanę królem - podnosi wysoko ręce z zadowoloną miną - a moim szenszalem będzie Tracy, władza będzie w naszych rękach a ziemię spowije zło, szykuj się bo nadchodzą ciężkie czasy - widzę jak mięśnie twarzy Tracy drgają jednak nie dostrzegam większej reakcji na jego słowa. Spuszcza tylko wzrok a ja zrezygnowana pozwalam wyciągnąć się z sali. Ciekawe czy będzie próbował usunąć mi pamięć o tym kto jest zdrajcą. Wzdycham i opuszczam głowę. Najwyraźniej nie potrafię spojrzeć szerzej na otaczający mnie świat, żyje w swojej bańce ze swoimi przekonaniami, muszę to zmienić bo inaczej będę zgubiona