Rozdział 4

15.6K 417 50
                                    

Carmen POV:

Otworzyłam oczy i zrozumiałam, że jestem w szpitalu. Rozjejrzałam się. Nie było przy mnie nikogo. Nic nowego.. Do oczu napłynęły mi łzy. Pamiętałam wszystko, ale najbardziej w pamięć zapadła mi twarz mężczyzny, który ściągnął mnie z mostu. Był taki.. Intrygujący. Nieskazitelny. Nie umiem nazwać go słowami. Są one za proste, aby to ująć.

Próbowałam wstać, ale nie miałam na to siły. Odwróciłam twarz i spojrzałam na zegarek umieszczony nad drzwiami. To dopiero piąta rano.. Muszę znowu zasnąć. Tylko to uratuje mnie przed negatywnymi myślami, które chodzą po mojej głowie. Zamknęłam oczy, ignorując łzy spływające po skroniach.

♡♡♡

Znowu znalazłam się na moście. Znów po drugiej stronie. Przymknęłam powieki, słuchając jeżdżących obok samochodów i powiewu wiatru. Puściłam barierkę, po czym przechyliłam się do przodu. Zaczęłam lecieć. Tak bardzo chciałam nauczyć się latać w dzieciństwie. Tak bardzo chciałam mieć skrzydła.. A więc to takie uczucie. Było wspaniałe. Czułam się taka wolna.. Szkoda tylko, że to trwało tak krótko. Zaledwie kilka sekund.

Wylądowałam w wodzie. Poczułam paraliż i straciłam czucie w nogach i rękach. Wzięłam ostatni oddech, po czym zanurzyłam się, a następnie powoli zeszłam na dno.

Próbowałam oddychać, ale nie było to możliwe. Zaczęłam się dusić. W życiu nie czułam takiego bólu.. Rozpoczęłam próbę wynurzenia się z wody, ale wszystko na nic.

Po długich minutach męczarni straciłam przytomność. Nie czułam już niczego. Ani dobrego, ani złego.

Przeniosłam się w czasie i zobaczyłam mojego tatę na brzegu. Jego łzy spływające po policzkach, a następnie wytatuowanej szyi raniły mnie jak nic innego..

Jakiś mężczyzna zasunął worek, w którym znajdowało się moje blade, posiniaczone ciało. Tata odwrócił się, aby na nie nie patrzeć i zamknął twarz w dłoniach. Mamy tylko siebie.. Mieliśmy. Teraz nie mamy już nikogo.

♡♡♡

Obudziłam się. Zerwałam się z łóżka i poczułam ból w ręce spowodowany wenflonem. Musiałam nim o coś zaczepić.

Nagle do sali weszła pielęgniarka i.. Mężczyzna, który wczoraj mnie uratował. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego ze zdziwieniem.

-Przecież nic jej nie jest.. -odezwała się kobieta.

-Wystraszyłem się, zaczęła płakać. -odpowiedział, a ja zrozumiałam, że moja twarz jest cała we łzach.

-Kiedy się obudziłaś? -zapytała.

-Koło piątej. -mruknęłam będąc jeszcze zaspana.

-Było nas poinformować.. -burknęła. Była wredna, jakby pracowała za karę.

-Nie mogłam wstać, miałam krzyczeć? -również postanowiłam być niemiła. Nie jestem tu na wakacjach. Jest mi cholernie ciężko, a ta jeszcze to pogarsza.

-Idę po lekarza. -odwróciła się i wyszła. Mężczyzna usiadł na krześle, ciągle na mnie patrząc.

-Co Ty tu.. -przerwał mi.

-Teraz to ja będę pytał.. -westchnął. Nie zdążył zacząć, bo lekarz wszedł do sali.

-Jak się czujesz?

-Chyba dobrze. -spojrzałam na niego.

-Przejdę do rzeczy. W Twoim organiźmie znajdowały się narkotyki, zrobiliśmy Ci badania krwi. W niewielkiej ilości, ale jednak.

-Co? -przeżyłam szok. Przez całe życie patrzyłam na uzależnienie mojego brata, nie zażyłabym ich świadomie. -Nigdy nie brałam żadnych narkotyków, to pomyłka.

-Nie, wykryliśmy marihuanę.

-Nigdy nie ćpałam.. -zszokowana wpatrzyłam się w pusty punkt, zaczynając intensywnie myśleć. -Wczoraj czułam się dość dziwnie, ale nic nie zażywałam, przysięgam.

-Może ktoś coś Ci podał, zastanów się.

-Chłopak, z którym się spotkałam dał mi papierosa, to tyle. -zmarszczyłam brwi.

-Więc to chyba nie był tylko papieros.. Wiesz czym spowodowane było wczorajsze omdlenie? Stres, może jakieś nowe leki? Skontrolujemy to, ale ważna jest Twoja opinia.

-Stres. Na pewno to był stres..

-W porządku, czy.. -przerwała mu pielęgniarka znajdująca się w innej sali.

-Doktorze, jest Pan potrzebny! -zawołała. Szybko wyszedł, zostawiając nas samych.

-Dlaczego chciałaś to zrobić?.. Nie ma sytuacji z której nie da się wyjść. Wystraszyłaś mnie.

-Bo coś mi kazało. Boże, nie tak.. Zabrzmiałam jak psychopatka. -zamknęłam twarz w dłoniach, zastanawiając się co mówić. -Ta noc była dla mnie bardzo trudna, tak samo jak moja historia, ale ja nie chciałam tego zrobić. Nie mam pojęcia dlaczego to się stało.. To przez ten narkotyk. -opuściłam dłonie, po czym spojrzałam w jego piękne brązowe oczy. Były kojące.. Jakby mówiły mi, że wszystko jest już w porządku. On sam był bardzo przystojny. Jak chłopak, o którym zawsze marzyłam. Szkoda, że zostawi mnie jak wszyscy. Porozmawia ze mną i odejdzie, żeby już nigdy się do mnie nie odezwać.

-Naprawdę niczego nie brałaś, czy tylko tak mu powiedziałaś? -zadał mi pytanie.

-Naprawdę.. Zabiję tego idiotę, gdy go zobaczę. -przetarłam oczy.

-Jeśli jesteście w związku, to nie powinien robić takich rzeczy. To mogło skończyć się tragicznie..

-Nie jesteśmy. Nigdy nie będziemy. Ośmieszył mnie.. Zrobił mi nadzieję, a ja.. -znów poczułam łzy w oczach. Staram się nie płakać, ale w tej sytuacji nie potrafię. Jeszcze ten sen.. Gdybym skoczyła, wyrządziłabym tacie ogromną krzywdę. Nie ma nikogo poza mną. Muszę żyć.. Dla niego.

-Dobrze, nie płacz. Nie mogę na to patrzeć, zasługujesz na coś lepszego.

-Potrzebuję z kimś porozmawiać, nawet nie wiesz jak bardzo. Jest mi tak ciężko.. -przyznałam. Nie mam znajomych, on jest jedyną osobą, która może mnie wysłuchać. Trzymam wszystko w sobie, powiedzenie tego na głos naprawdę jest mi potrzebne.

-W takim razie słucham. -słabo się uśmiechnął.

♥︎♥︎♥︎
Instagram: wiktoria_salvatore
Będę dodawać tam informacje dotyczące tej książki, może też inne ciekawe rzeczy, tylko musi być tam was trochę więcej
♥︎♥︎♥︎

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz