Carmen POV:
Wyrzucili nas z restauracji, ale nie czułam się smutna, ani winna. Wręcz przeciwnie, ciągle chciało mi się śmiać, jakbym znowu coś wypaliła. Było warto.
-To były najlepsze chwile w całym moim życiu. -przyznałam, gdy wysiadaliśmy z samolotu. Jesteśmy po długich godzinach lotu, ale trochę spaliśmy, więc zmęczenie nie było ogromne.
-Moje też, mimo wszystko. -odpowiedział, prostując się.
-Ciebie też tak bolą plecy? -zrobiłam to samo.
-Trochę. -zaśmiał się. Skierowaliśmy się na parking. Nie był daleko, doszliśmy do niego w dosłownie chwilę. Samochód stał na samym przodzie, przez co nie musieliśmy go szukać. Odblokował go kluczykami, po czym włożył nasze walizki do bagażnika.
Ostatni raz obejrzałam się, po czym wsiadłam do środka. Gdybym mogła, zostałabym tu dłużej. Zarezerwowałabym kolejny lot. Gdziekolwiek, byle razem.
Chłopak zajął miejsce obok. Odpalił silnik, przez co włączyło się radio.
-Nie mogę uwierzyć w to, że to już koniec.. -westchnęłam, gdy opuściliśmy lotnisko. Te dni były wspaniałe. Niestety, to co dobre, szybko się kończy.
-Ja też. Będzie mi tego brakować. -odpowiedział.
-Nie chcę Cię opuszczać. Nie mogę znieść myśli, że wracamy do rzeczywistości.. Znowu do innych domów, osobno.
-Przecież nie mieszkamy daleko.. Wszystko będzie tak samo. Będziemy się widzieć, tak, jak zwykle. -obiecał.
-Ojciec nie pozwoli mi wyjść na krok z domu po tym, co zrobiłam. -wpatrzyłam się w niego, ale ten był skupiony na drodze.
-I tak niedługo będziemy mieszkać razem. Wtedy to nie będzie żadnym problemem.
-Jeszcze lepiej.. -parsknęłam sarkastycznie.
-Będziemy musieli uważać na każde słowo i dotyk.-Mimo to, będziemy bliżej, zawsze są jakieś plusy. On nie może zabronić nam kontaktu. -zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.
Zbliżyłam się do niego i zaczęłam delikatnie całować jego szyję. Znów chciałam zaznać spontaniczności i adrenaliny.
-Carmen, prowadzę.. -podobało mu się to, ale myślał trzeźwo, chciał zachować bezpieczeństwo.
-To zjedź. Chcę zrobić to ostatni raz.. Potem przez długi czas nie będzie okazji. Chcę pieprzyć się z Tobą, nie myśleć o niczym innym. -mruknęłam mu do ucha.
Zjechaliśmy na stację benzynową. Poczułam narastające napięcie.. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i rozpoczęłam namiętny pocałunek. Jego dłonie zjechały na moje pośladki. Już mieliśmy przejść do dalszej części, gdy nagle ktoś zapukał w szybę. Spojrzeliśmy w tamtą stronę i dostrzegliśmy policjanta. Od razu zeszłam z jego kolan i zaczęłam poprawiać bluzkę. Wystraszyłam się..
Ashton szybko odjechał, niewiele myśląc. Zaczęłam śmiać się jak szalona, oglądając się sa siebie, aby sprawdzić, czy za nami nie jadą.
-Co to było?! -wybuchł śmiechem.
-Dlaczego uciekamy?! Mogliśmy z nim porozmawiać!.. -nie mogłam się uspokoić.
-Nie wiem, spanikowałem. -zaczął jechać jeszcze szybciej.
-Kurwa! -zachichotałam.
Zjechał na pobocze wgłąb lasu. Tutaj na pewno będziemy mieć spokój.. Nie zamierzałam przestawać.
Mialam zamiar kontynuować, gdy przeszkodził mi w tym jego dzwoniący telefon. Cholera, co jeszcze?.. Westchnęłam, wyciągając go z torebki. Nieznany numer.. Podałam mu go.
-Tak? -odezwał się. Po chwili uśmiech zszedł z jego twarzy, zastępując go przerażeniem. Jedno jest pewne.. Wydarzyło się coś złego. Wróciłam na swoje miejsce sytuacja zmieniła się, staliśmy się poważni.
-Że co? -zapytał z niedowierzaniem.
-Zaraz tam będę. -odpowiedział, powoli opuszczając telefon. Wpatrzył się w pusty punkt. Przez długi moment nie kontaktował, po prostu siedział w ciszy.. Był zszokowany.. Totalnie załamany.-Ash?.. -zapytałam, ale nie odpowiedział. Po prostu milczał.
-Ashton. -powtórzyłam zaniepokojona.-Mój dziadek nie żyje. -powiedział. Pomimo bólu, jego ton nie wyrażał żadnych emocji. To zdanie sparaliżowało mnie.. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Jezu.. To niemożliwe. Przecież czuł się dobrze.. -zmarszczyłam brwi.
-Możliwe. -tym razem jego głos się załamał. Zauważyłam u niego łzy. Walczył z nimi, nie pozwalał im spłynąć. Zacisnął szczękę, aby nie pokazać żadnych emocji. Złamało mi to serce..
-Kiedy to się wydarzyło? Jak? Jedźmy tam, musimy dowiedzieć się co dalej. -zasypałam go pytaniami, na które sam nie znał odpowiedzi.
-Chcę zostać sam.
-Ashton, ale.. -przerwał mi.
-Chcę zostać sam, czego nie rozumiesz?! -krzyknął. Targały nim emocje, nie panował nad sobą.
-P-Przepraszam.. -zająknęłam się. Tak bardzo chcę mu pomóc..
♡♡♡
Podwiózł mnie pod moją ulicę. Przez całą drogę powstrzymywał się od płaczu. Nie odzywał się, ciągle myślał.
-Kocham Cię.. Nie rób głupot, błagam. Wiem, że to trudne, ale.. -znów mi przerwał.
-Nie mam siły nic mówić, Carmen.. Po prostu wyjdź. Jutro przyniosę Ci walizkę. -nawet na mnie nie spojrzał.
-Zadzwoń do mnie, gdy czegoś się dowiesz.. -w moich oczach również zebrały się łzy. Odpięłam pas, po czym opuściłam jego samochód. Chciałam pocałować go, przytulić.. Dać mu bliskość. Wiedziałam jednak, że to nie ten moment.
Zaczęłam iść w stronę domu. Nogi uginały się pode mną, niczego nie rozumiałam. Nie mogę w to uwierzyć.. Przecież ten człowiek miał żyć. Miał wyzdrowieć..
Wzięłam głęboki wdech, zanim otworzyłam drzwi. Weszłam do salonu. Ojciec akurat schodził po schodach.. Zobaczył mnie i od razu zaczął krzyczeć. Przez to poczułam się jeszcze gorzej.
-Co Ty sobie myślisz?! -wrzasnął, podchodząc bliżej.
-Przepraszam. -powiedziałam tak cicho, że prawie szeptem.
-Przepraszasz?! Nie było Cię cztery pierdolone dni i przepraszasz?! -jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
-Nie wiem co innego powiedzieć.. -odwróciłam wzrok od jego rozwścieczonej twarzy.
-Gdzie byłaś?!
-U koleżanki. -skłamałam.
-Oddawaj telefon.. -powiedział po raz pierwszy w całym moim życiu.
-Mam osiemnaście lat, nie możesz zabrać mi tele.. -przerwał uderzeniem mnie w twarz.
-Do pokoju! Ciesz się, że nie wezwałem policji! -krzyknął, wyrywając mi torebkę. I tak nie zna kodu.. Gorzej, gdy Ashton coś do mnie napisze, albo zadzwoni. Wtedy zaczną się kłopoty.
Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Uderzenie zabolało, ale nie aż tak, jak cała ta sytuacja. Pobiegłam do siebie i zamknęłam drzwi. Rzuciłam się na łóżko, nie mogąc niczego zrozumieć. Było tak dobrze.. Myślałam, że będzie tak już zawsze. Byłam naiwna..
♡♡♡
Następny rozdział będzie ciekawszy
I DZIĘKUJĘ ZA 20K WYŚWIETLEŃ!!
loveyou
♡♡♡
CZYTASZ
You Can Be The Boss
RomanceZapłakana spojrzałam na mężczyznę, który ściągnął mnie z mostu. Jego przerażona twarz i pędzące za nią samochody były jedynym, co widziałam. Wpadłam w jego ramiona, głośno zanosząc się płaczem. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie chciałam jeszcze umier...