Rozdział 42

4.2K 126 9
                                    

Carmen POV:

Zapukałam do drzwi, próbując kontrolować oddech. Trzecie piętro.. Mieszkają w starej kamienicy bez windy. Wchodziłam trochę za szybko. Żałuję, mogłam zrobić sobie przerwę w połowie.

Otworzyła mi Lizzy. Zobaczyła moją minę i od razu się zmartwiła. Kochana..

-Co się dzieje, słońce? -przepuściła mnie przez próg. -Chodź.. -zamknęła za mną drzwi. Przeszłyśmy do największego pokoju. Siedzieli tam Oliver i Allie.

-Cholera, źle wyglądasz.. Chcesz? -zapytał, podnosząc butelkę wódki.

-Jeśli to nie problem.. Przepraszam, że tak się wepchałam, ale nie mam gdzie iść. -usiadłam na fotelu.

-Nie wepchałaś się, wyluzuj. Gdybyśmy Cię tu nie chcieli, nie zgodziłbym się. -odpowiedział, nalewając alkoholu do wcześniej przygotowanej dla mnie szklanki.
-Pomieszać z colą? -zapytał, na co od razu pokiwałam głową. Nie dałabym rady wypić czystej.

-Chcesz o tym porozmawiać? -Allie zadała mi pytanie.

-Chyba tak.. Mam dość trzymania tego w sobie. -napiłam się drinka. -Chodzi o Ashtona, tego chłopaka, który po mnie przyjechał.

-A.K.A. dojebana fura? -wtrąciła się Lizzy, przez co automatycznie się zaśmiałam.

-Tak.. Widziałam jego byłe dziewczyny, są idealne. Nie to, co ja.. Wyglądam przy nich jak ofiara losu.

-Tylko Ci się tak wydaje. Jesteś naprawdę urocza, nie myśl tak. -zmarszczyła brwi.

-To nie wystarczy, nie mam idealnego ciała. One wyglądają jak te zdziry z okładek playboy'a.. Jestem chora, ale czasami wyobrażam sobie jak je posuwa. Przepełnia mnie wtedy zazdrość i aż nie mogę na niego patrzeć.

-Jesteś przewrażliwiona, Ty też pewnie miałaś przed nim wielu chłopaków. Normalna rzecz. -powiedział Oliver.

-Okrągłe zero. -zeskoczyłam go.

-Serio? Nie pomyślałbym.. Więc jest Twoim pierwszym, to dlatego tak się przejmujesz.

-Jest pierwszym i ostatnim, nie chcę nikogo innego. Nie wyobrażam sobie przyszłości bez niego.. Jest dla mnie wszystkim. Gdyby nie on, już dawno bym nie żyła. -przyznałam.

-Nie przesadzasz trochę? -podniósł brwi, odpalając papierosa.

-Nie. Dosłownie mnie uratował.. Długa historia. Najgorsze jest to, że musimy udawać przed moim ojcem, że nic nas nie łączy. Musi mnie obrażać, żeby się nie domyślił.. Każde jego słowo jest dla mnie jak nóż w sercu, chociaż wiem, że musi to mówić. Mieszkamy razem, a mimo to nie możemy nawet się dotknąć, to cholernie męczące.

-Uważam, że powinnaś przestać o nim myśleć i się zabawić. Odciąć na chwilę od tego wszystkiego.. -zaproponowała Lizzy.

-Co masz na myśli?

-Niedaleko jest klub, możemy wyjść. Napijemy się czegoś, posłuchamy muzyki.. Jestem pewna, że to Ci pomoże.

-Sama nie wiem.. To chyba nie dla mnie. -westchnęłam.

-Nie daj się prosić, też chętnie wyjdę. -powiedziała Allie. Zaczęłam się zastanawiać. Raczej mi to nie zaszkodzi, najwyżej wcześniej wyjdę.

-No dobra, ale nie mam w co się ubrać.. Nie wyjdę tak, wyglądam okropnie. -zgodziłam się.

-To nie problem, chyba nosimy podobny rozmiar. Zaraz coś Ci przyniosę. -wstała z kanapy, a następnie wyszła do swojego pokoju.

-Pożyczyłabym Ci coś swojego, ale w tym utoniesz. Moje sukienki są trochę za duże.. -zaśmiała się Lizzy.

-Liczą się chęci. -słabo się uśmiechnęłam. Już po chwili Allie wróciła ze stosem ubrań.

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz