Carmen POV:
Nie mogłam odwracać się za siebie, ale słyszałam, że mnie gonią. Nigdy nie byłam tak przerażona. Ulewa robiła się coraz cięższa, utrudniając mi ucieczkę.
Nagle zauważyłam wysokiego mężczyzę kierującego się do wyjścia z parku. Trzymał na smyczy dwa duże psy. Znajdował się dość daleko, ale postanowiłam zacząć krzyczeć. Usłyszał mnie, przez co się odwrócił. To Ashton..
Poślizgnęłam się na błocie i upadłam. Próbowałam wstać, gdy poczułam ogromny ból w biodrze. Byli coraz bliżej, ale tamten był szybszy. Podniósł mnie, lecz nie uciekał dalej. Próbowałam biec, gdy ten po prostu stał. Nie czułam wstydu, miałam inny powód do zmartwień.
-Nie będę uciekał! -krzyknął, trzymając mnie za rękę. Schowałam się za jego plecami, mocno go ściskając. Ledwo co łapałam oddech, miałam wrażenie, że moje płuca płoną.
-Puść ją, ma długi do spłacenia! -wrzasnął jeden z nich, trzymając w dłoni kawałek potłuczonego szkła.
-Tylko spróbuj. Jedno słowo, a zagryzą Cię na śmierć. -wspomniał o głośno szczekających psach. Zbliżyli się o killa kroków, więc wyjął z kieszeni scyzoryk. -Mam Cię dźgnąć?! Po co Ci to?! -krzyknął, ale w jego głosie nie wyczułam ani odrobiny strachu. Zupełnie jakby był przyzwyczajony do takich sytuacji.
-Możemy się nią podzielić, niedaleko jest hotel. Mam heroinę, podamy jej i będzie spokojna. -myślałam, że się przesłyszałam. Byłam w szoku.
Zbliżyli się, a ten złapał za kaganiec jednego z psów.
-Zaraz je spuszczę. -ostrzegł, a ci się zatrzymali.
-I tak Cię znajdziemy, masz oddać wszystko co do grosza. -powiedział jeden z nich, wyrzucając szkło. Popatrzyli na mnie przez chwilę, po czym zwyczajnie nas ominęli. Wystraszyli się i zmienili zdanie.
-Dasz radę iść? -zapytał przejęty, chowając scyzoryk.
-Tak, zaraz mi przejdzie.. -odpowiedziałam przerażona. Czułam jakby wszystko mi wirowało. Przeżyłam kolejny szok. Nie byłam na to gotowa. Chyba już nigdy nie wyjdę sama w środku nocy. Było mi głupio, że znowu mnie ratuje. Tak, jakbym była idiotką, która nie potrafi sobie sama poradzić.
♡♡♡
Przeszliśmy do jego domu. Mogłabym wrócić do siebie, ale byłam za bardzo wstrząśnięta tym, co się stało. Potrzebowałam, żeby ktoś przy mnie był.. Żeby ktoś zwyczajnie mnie pocieszył. Ashton był w tym nie do zastąpienia.
-Chcesz się czegoś napić? -zapytał, zamykając za nami drzwi.
-Ostatnio napiłam się i wylądowałam na moście. -parsknęłam.
-Nie pozwolę Ci na to. -zaśmiał się. Weszliśmy do kuchni. Jego dom urządzony był w podobnym stylu do mojego, również bardzo ekskluzywnie i nowocześnie. -Mam wódkę i colę, chyba, że wolisz jakieś wino.
-Może być wódka. Ojciec mnie zabije.. -westchnęłam, opierając się o blat.
-Powiesz, że poszłaś do koleżanki. Możesz skłamać, że rozstała się z chłopakiem, cokolwiek. -wzruszył ramionami, wyciągając alkohol. Podał mi dwie szklanki, które od razu od niego wzięłam.
-Nie mam koleżanki.
-Ani jednej? -zapytał zaskoczony.
-Ani jednej. -odpowiedziałam.
-W takim razie mogę założyć sukienkę i ją udawać. Ojciec na pewno się nie zorientuje, może nawet się we mnie zakocha. -sprawił, że zaczęłam się śmiać. Nikt nie zakocha się w Tobie bardziej, niż ja, Ash.. Chciałabym mieć tyle odwagi, żeby powiedzieć to na głos. To chyba do mnie dotarło, po prostu się zauroczyłam.
Przeszliśmy do dużego salonu, a następnie usiedliśmy na kanapie. Postawiliśmy butelki i szklanki na stole. -Okej, pośmialiśmy się, ale chciałbym usłyszeć wytłumaczenie. O jakich długach mówil? -zadał mi pytanie, a ja odwróciłam od niego wzrok. -Chcę Ci pomóc, Car.. -użył zdrobnienia, nalewając nam po drinku. Od razu wypiłam połowę szklanki. Potrzebuję alkoholu, aby o tym mówić..
-Nie chodzi o mnie, a mojego brata. Ja nie mam żadnych długów, nie jestem tak głupia.
-Co z nim? -zmarszczył brwi.
-Jest martwy. Zaćpał się jakiś rok temu. -spojrzałam mu w oczy. Znów zobaczyłam w nich współczucie. Jest tak dobrą i szczerą osobą..
-Ja.. Nie chciałem, przykro mi.
-A mi nie. -przyznałam, dopijając szklankę. On również wypił całą zawartość swojej. Polał więcej.
-Nie rozumiem, przecież był Twoim bratem.
-Wolałabym, żeby nim nie był.. Ciężko mi o tym mówić.
-W porządku, nie musisz. -dał mi spokój, ale czułam, że jednak chce wiedzieć. Jest tak samo ciekawski jak ja.
-Nie.. Potrzebuję komuś o tym powiedzieć. Muszę tylko pomyśleć. Ułożyć to wszystko w głowie.
-Powoli. -zbliżył się i położył mi rękę na plecach. Dreszcz..
-Zabrzmię jak potwór, ale nie. Nie jest mi przykro. Uwolniłam się od niego.. Bardzo mnie ranił. -zrobiłam przerwę, aby znów się napić. -David ćpał od dziecka, miał przez to zrujnowaną psychikę. Był bardzo agresywny.. Bił się po twarzy, albo uderzał głową w ścianę, gdy wpadł w szał. Denerwowały go najmniejsze drobnostki, nie potrzebował wiele, żeby się wściec. Wrzeszczał.. Tak bardzo na mnie krzyczał. To może wydać się śmieszne dla obcej osoby, ale nie dla mnie. -zatrzymałam się, bo poczułam, że robi mi się ciężej. Wspomnienia wróciły.. -Zawsze według niego byłam najgorsza. Najbrzydsza i najgłupsza. Przez niego wpadłam w zaburzenia odżywiania. Wyzywał mnie od grubej, więc przestałam jeść. Byłam tylko dzieckiem.. Zagubionym dzieckiem. Kłótnie, wyzwiska i ciągłe napięcie były dla mnie codziennością. Nie znałam innego życia, lecz tak bardzo chciałam je mieć.. Być normalnym dzieckiem w normalnym domu.
To, co teraz powiem może wydać się podłe, ale gdzieś w środku poczułam ulgę, gdy zmarł. Nie musiałam już tego znosić.. Nawet ustały koszmary, w których robił mi krzywdę. Wiedziałam, że już nigdy mnie nie wystraszy. Już nigdy mnie nie dotknie. -wyznałam załamującym się głosem.-Jesteś tu ze mną. On nigdy nie wróci.. Gdy spotkasz na swojej drodze osobę podobną do niego, zniszczę ją. Będę z Tobą.. Zawsze. -zbliżył się.
Łza spłynęła po moim policzku, ale ten szybko ją starł. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Mój wzrok spadł na jego usta.. Tak bardzo chciałam ich posmakować.Nagle zbliżył się ekstremalnie blisko. Czułam na sobie jego oddech.. Delikatnie mnie pocałował, a ja zamknęłam oczy. Tak, jak myślałam, ten moment był magiczny. Dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam. Drżącą dłonią dotknęłam jego policzka, oddając pocałunek.
♡♡♡
CZYTASZ
You Can Be The Boss
RomanceZapłakana spojrzałam na mężczyznę, który ściągnął mnie z mostu. Jego przerażona twarz i pędzące za nią samochody były jedynym, co widziałam. Wpadłam w jego ramiona, głośno zanosząc się płaczem. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie chciałam jeszcze umier...