Carmen POV:
Pojechaliśmy na wzgórze. To idealne miejsce do zatrzymania się i pomyślenia co dalej.
-Nie mogę już patrzeć na Twoje łzy.. Obwiniam się o to. -przyznał chłopak, wpatrując się w widok miasta. Z góry wszystko wydawało się małe. Latarnie lśniły tak samo jak gwiazdy, nadając wszystkiemu blasku.
-Nie chodzi o Ciebie, Ash.. To jego wina. To przez niego. -przetarłam policzek.
-Mam wrażenie, że źle zareagowałem. Pozwoliłem na to.. Mogliśmy wynieść się już dawno temu. -powiedział. Spotkał się z ciszą. -Przepraszam.. Możesz do niego wrócić. Nie powinienem za Ciebie decydować.
-Nie. Nie chcę. -odpowiedziałam, a ten przeniósł wzrok na mnie.
-Jest Twoim ojcem..
-A Ty jesteś moją miłością. Moim światem.. Nigdzie nie wracam. -złapałam go za dłoń.
-Wiesz, że będziemy musieli uciekać?..
-Z Tobą ucieknę nawet na koniec świata. Przy Tobie czuję się jak w domu, gdziekolwiek jestem. -oparłam głowę o jego ramię, wpatrując się w latarnie i przejeżdżające po ulicach samochody. -Ash.. Dlaczego ojciec tak bardzo chce nas rozdzielić? -zapytałam, a ten wziął wdech.
-Bo nie chce, żebyś związała się z kimś takim.
-Jakim? Jesteś czuły, kochany. Dobry.. -nie mogłam zrozumieć.
-Mam trudną przeszłość. Wiesz o niej.. Wolałby dla Ciebie kogoś bardziej ułożonego.
-Zmieniłeś się. Jesteś teraz kimś innym, lepszym. Kimś, z kim chciałabym spędzić resztę życia. Nikt i nic tego nie zmieni.
-Carmen, on jest Twoją jedyną rodziną.. Nie wybaczę sobie, jeśli to zepsuję.
-Nie obchodzi mnie to. Kiedyś założę z Tobą nową. Nie wyobrażam sobie innego życia. -podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. -Będziemy razem. Z nim, czy bez niego.. Trudno.
-Kocham Cię, Car.. -wyznał, dotykając moich włosów. -Wyjdź za mnie. -dodał po chwili, powodując mój uśmiech.
-Co? -spojrzałam na niego zaskoczona.
-Chcę, żebyś została moją żoną. -odpowiedział zdecydowany. Zasłoniłam usta dłonią. Znów poczułam łzy, tyle, że te były ze szczęścia. -Nie trzymaj mnie w niepewności.. -zaśmiał się.
-Tak! Zgadzam się.. -szybko go przytuliłam. Usiadłam okrakiem na jego kolanach, a ten postawił dłonie na moich biodrach. -Nie masz pierścionka. -zauważyłam.
-Cholera.. -zaczął się rozglądać. Wyrwał z trawy dwie stokrotki, po czym splątał je ze sobą. Podałam mu dłoń, a ten nałożył mi je na palec.
Znów powtórzyłam pocałunek. Był spokojny i czuły.. Mogłabym kontynuować go przez wieczność.
Niestety przerwał nam mój dzwoniący telefon. Nie musiałam na niego zerkać, aby wiedzieć kto dzwoni.
Zeszłam z jego kolan, biorąc wdech. Znów wpatrzyłam się w miasto, zastanawiając się co zrobić.
-Myślę, że powinnaś.. Należą mu się ostatnie słowa. -wyciągnął komórkę z mojej torebki. Podał mi ją, a ja niepewnie odebrałam.
-Nie żartuj sobie, wracaj do domu! -zaczął z pretensjami. -Wiem, że mnie słyszysz! Odpowiadaj do cholery! -krzyknął, ale znów spotkał się z ciszą. Nie wiedziałam co powiedzieć, nie potrafiłam nic z siebie wydusić. -Nieważne, i tak Cię znajdę! -zagroził.
-Nie znajdziesz. Nie wrócę. -odpowiedziałam.
-Co Ty sobie wyobrażasz?!
-Nie każ mi wybierać, bo wybiorę jego. -czułam, że tym jednym zdaniem sprawiłam mu przykrość, ale nie dało się inaczej.
-To chore. Nie wiesz jaki jest naprawdę. Nie wiesz o nim wszystkiego.
-O Tobie też nie. Dlaczego nie możesz go zaakceptować? -zmarszczyłam brwi.
-Widziałem zbyt dużo. Nie masz o nim pojęcia.. Będziesz mieć przez niego problemy.
-Kocham go. Myśl sobie co chcesz, ale jest najlepszym, co spotkało mnie w życiu. On jest moim życiem.. Gdyby nie on, już dawno by mnie tu nie było. -przyznałam.
-O czym Ty mówisz?.. To minie. Jesteś zauroczona, wyprał Ci mózg. Steruje Tobą jak pieprzoną lalką!
-Nie powiedział ani słowa. Chce dla mnie tego, co najlepsze.
-Carmen, ale.. -przerwałam mu.
-Nie chcę już tego słuchać. -westchnęłam.
-Jeszcze zatęsknisz..
-Nie mam za czym.
-Kocham Cię. Jesteś moim jedynym dzieckiem, nie poddam się. Znajdę Cię, to tylko kwestia czasu.
-Ja Ciebie też. Żegnaj, tato.. -powiedziałam, po czym szybko się rozłączyłam. Spuściłam głowę, czując kolejne łzy w oczach. Ashton złapał mnie za rękę, a ja szybko się w niego wtuliłam.
-Już.. Wszystko będzie dobrze.. -mruknął, zamykając mnie w swoich ramionach.
-To nic złego czuć smutek po podjęciu dobrej decyzji. -odwróciłam telefon, po czym wyjęłam z niego kartę. Odkleiłam się od niego i podniosłam się z ziemi. Zrobił to samo, również wyciągając swoją komórkę.
Obydwoje wyrzuciliśmy karty ze wzgórza. Patrzyłam jak spadają w dół, czując spokój. Teraz nie namierzy naszych telefonów.
-Jestem gotowa. Chodźmy stąd.. -spojrzałam na niego. W jego oczach zobaczyłam nadzieję na to, że wszystko się ułoży. Tak samo jak przy naszym pierwszym spotkaniu.
Odeszliśmy w stronę samochodu. Odblokował go kluczykiem, po czym do niego wsiedliśmy. Odpalił silnik, przez co automatycznie włączyło się radio. Akurat leciała piosenka o tytule ,, Paris, Texas ". Wsłuchałam się w tekst, opierając głowę o fotel. Odjechaliśmy.
When you know, you know
When you know, you know
It's time, it's time to go
When you know, you know
That it's time to leave
Like the summer breeze.-Czuję, że robimy dobrze. -mruknęłam, gdy ten postawił dłoń na moim kolanie.
Straciłam ojca i świat, w którym żyłam, ale zyskałam znacznie więcej. Nie będę tego żałować.
♡♡♡
ISTNIEJE DRUGA CZĘŚĆ TEJ KSIĄŻKI I SERDECZNIE NA NIĄ ZAPRASZAM!Nazywa się ,, You Can Be The Boss 2 "
Znajdziecie ją na moim profilu.Jesteście moją motywacją,
Love you all.
♡♡♡
CZYTASZ
You Can Be The Boss
RomanceZapłakana spojrzałam na mężczyznę, który ściągnął mnie z mostu. Jego przerażona twarz i pędzące za nią samochody były jedynym, co widziałam. Wpadłam w jego ramiona, głośno zanosząc się płaczem. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie chciałam jeszcze umier...