Rozdział 40

4.3K 134 2
                                    

Ashton POV:

Przyszedł dzień pogrzebu dziadka. Dzień o którym tak bardzo starałem się nie myśleć.. Czasami nie mogę uwierzyć, że już go tu nie ma.

Dołączyła do mnie Carmen, niestety razem ze Scottem. Zwolniły się dwa miejsca na stypie i uparł się, że chce mnie wspierać.. Wolałbym być tylko z nią, ale ten oczywiście musiał się przyczepić. Mam wrażenie, że próbuje nas kontrolować i chyba czegoś się domyśla. Musimy się pilnować..

Poprosiłem ich, żeby zostali w samochodzie. Nie chciałem, żeby patrzyli na mnie w takim stanie. Szczególnie Carmen, dla której muszę być mężczyzną. Nie mogę się przy niej rozklejać.

Przez cały pogrzeb liczyłem, aby nie płakać. Dziadek nigdy nie pozwalał mi na takie słabości. Ne byłby zadowolony, gdybym poddał się emocjom.

Starałem się skupiać na liczbach, a nie na słowach księdza, czy widoku urny. Wychodziło mi to, bo przez cały ten czas po policzku spłynęła mi tylko jedna łza. To było trudne, gdy z każdej strony dało się usłyszeć płacz bliskich.

♡♡♡

Jakiś czas temu dotarliśmy do restauracji. Jeśli mam być szczery, najchętniej wróciłbym już do domu bez oglądania swojej żałosnej rodziny.

Mój kuzyn jako jedyny miał dobry humor, co okropnie mnie wkurzało. Ciągle zaczepiał Carmen, cały czas coś do niej mówił. Przystawiał się do niej, za co miałem ochotę mu przyłożyć.

-Na pewno nie chcesz nic zjeść? -zapytał, patrząc na jej talerz pełen jedzenia.

-Nie, nie jestem głodna.. -westchnęła. Gówno prawda. Zaczęło dziać się z nią coś niedobrego. Przestała jeść, boję się, że znowu dopadają ją zaburzenia odżywiania. Zauważyłem, że to działa jako epizody. Je normalnie, aż przychodzi moment, w którym jej odbija. Głodzi się, to mija, i tak w kółko.

-Wyglądasz świetnie, mogłabyś zjeść trzy razy tyle. -zaśmiał się.

Położyłem dłoń na jej kolanie, wciągając powietrze. Nie widać nic przez duży stół, więc robię to od początku tego cyrku.

-Ta.. -mruknęła. Nie była nim zainteresowana, ale ten nie chciał dać jej spokoju. Gdybym tylko mógł powiedzieć co myślę.. Sięgnąłem po butelkę wódki i nalałem jej sobie do kieliszka.

-Masz może chłopaka? -zapytał, a ta spojrzała na ojca, który siedział po drugiej stronie stołu.

-Nie, nie mam.

-A, bo pomyślałem, że może.. -nie wytrzymałem i wypiłem zawartość kieliszka, a następnie wstałem od stołu. Od razu skierowałem się do wyjścia. Muszę zapalić, bo zaraz mu przyjebę..

Carmen wyszła za mną niemalże od razu. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów i szybko jednego odpaliłem.

-Nie denerwuj się, Ash.. Widzisz, że go ignoruję. Mam go już dość. -zaczęła się tłumaczyć, mimo, że nie zrobiła niczego złego.

Zamilkłem, bo zobaczyłem, że zbliża się Scott.

Gdyby tego było mało, nagle z taksówki wysiadł mój jak zwykle spóźniony na wszystko brat. Miał minę, jakby nic się nie stało. Jakby nie zmarł właśnie człowiek, który zastępował nam ojca przez ostatnie piętnaście lat. Do tego był wstawiony.. Nawet w takim dniu nie potrafi być trzeźwy.

-Coś się stało? Czemu jesteś taki wkurwiony? -zapytał, podchodząc do nas.

-Tak, stało się. Nie wiem czy wiesz, ale ktoś zmarł. Ktoś, kto powinien być Ci bardzo bliski. -wycedziłem.

-No wiem, przecież tu jestem. -parsknął. -A Ty co, dalej za nim łazisz? -zwrócił się do Carmen.

-O czym Ty mówisz? -udała, że się nie znamy. Zauważyłem, że cała się spięła.

-To nie Ty byłaś w jego mieszkaniu? Brałaś prysznic, coś mi się przypomina.. -zmarszczył brwi.

-To źle Ci się przypomina. Mam tyle dziewczyn, że już je mylisz. Nie tylko Ty, ja też zaczynam mieć z tym problem. -skłamałem. Scott stał kilka metrów za nami, musiałem to zrobić.

-A.. No tak. Rzeczywiście, to nie Twój typ.

-Racja. Gustuję w innych. -znów specjalnie ją zraniłem. Nie mogę sobie tego wybaczyć.. Mówienie złych rzeczy o przypadkowych dziewczynach nie jest dla mnie ani trochę trudne. Jeśli chodzi o Carmen, takie słowa nie chcą nawet przejść mi przez gardło.

♡♡♡
Przepraszam że ten rozdział jest nieco krótszy, nastepny jest dłuższy <3
♡♡♡


You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz