Rozdział 56

4.1K 128 2
                                    

*SEN*
Ashton POV:

Zobaczyłem Carmen jak jeździ na łyżwach po ogromnym lodowisku. Poruszała się po nim z niesamowitą lekkością, błyszcząc przy tym niczym diament.

Wykonywała przeróżne figury i piruety. Jej skronie i powieki były pokryte cyrkoniami, jasne włosy rozwiewał wiar. Była bardziej, niż piękna.

Miała na sobie krótką niebieską sukienkę ozdobioną kryształami. Posiadała głęboki dekolt, ale nie był on wyzywający. Wyglądała jak anioł.. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Podjechała do mnie, po czym złapała mnie za policzki i głęboko pocałowała. Oddałem to, łapiąc ją w talii. Przymknąłem powieki, czując od niej piękny zapach wiśni.

Otworzyłem oczy. Przenieśliśmy się do innego miejsca, tym razem był to nasz ogród. Siedzieliśmy na kocu przy basenie, słuchając piosenki ,, Video Games ".

Smarowałem jej plecy kremem, podczas gdy ta czytała poezję Lany Del Rey.

Pamiętam, jak go poznałam. To było tak oczywiste, że jest dla mnie tym jedynym. Obydwoje od razu to wiedzieliśmy. I gdy lata mijały, wszystko stawało się trudniejsze. Stawialiśmy czoła większej ilości wyzwań. Błagałam go, by został, spróbował przypomnieć sobie to, co przeżyliśmy razem na początku. Był charyzmatyczny i elektryzujący. Kocham go.. Kochałam i będę kochać.
-przeczytała spokojnie.

Delikatnie posmarowałem kremem jej ciążowy brzuch, odchylając mokre włosy. Pocałowałem ją w kark, a ta uroczo zachichotała. Przez to również się uśmiechnąłem.

Zauważyliśmy krople deszczu na wodzie w basenie, a następnie poczuliśmy je na skórze.

Zamknęła książkę, a ja wstałem i pomogłem się jej podnieść. Okryłem ją ręcznikiem i weszliśmy do środka.


-Szkoda, była taka ładna pogoda.. -westchnęła, otulając się nim.

-Jutro też wyjdziemy. Mamy na to całą wieczność.. -uśmiechnąłem się, dotykając jej brzucha.

-Mała jest głodna, zrobisz mi coś do jedzenia? -zapytała, wpatrując się w komórkę. Zmieniła piosenkę na Young and Beautiful.

-Jasne. Odpocznij sobie.. -pocałowałem ją w policzek, po czym puściłem i wyszedłem do kuchni. Usiadła na kanapie, cicho śpiewając.
To jedna z naszych ulubionych piosenek..

Nie mogę doczekać się porodu. To już niedługo, jestem taki szczęśliwy.. Został tydzień, a ja nigdy nie byłem bardziej niecierpliwy.

Zacząłem przygotowywać dla niej kanapkę. Ktoś wszedł do domu, ale nawet nie zdążyłem się odwrócić, bo usłyszałem strzał.

Jakiś mężczyzna strzelił do niej, po czym zwyczajnie uciekł. Wszystko działo się tak szybko, że nad tym nie nadążałem.

Pobiegłem do niej i padłem na kolana. Trzymałem ją w ramionach, głośno płacząc. Dziewczyna traciła coraz więcej krwi..

-Carmen! Carmen, mów do mnie!.. -wrzasnąłem zapłakany.

-Ratuj dziecko.. -szepnęła, przymykając powieki. Zacząłem krzyczeć, ściskając jej martwe ciało. W ciągu sekundy straciłem całe swoje życie.

♡♡♡

Zerwałem się z łóżka, głośno oddychając.
Odsunąłem przepoconą pościel i szybko wstałem. Jezu, to był tylko sen.. Nigdy tak bardzo nie cieszyłem się z tego, że się obudziłem.

Od razu sięgnąłem do szuflady po skręta. Muszę zapalić, bo nie wytrzymam..
Był jeden problem, nie miałem przy sobie zapalniczki. Na dole na pewno jakaś się znajdzie.

Opuściłem pokój i zszedłem po schodach. Wszedłem do kuchni, gdzie stała Carmen. Była odwrócona tyłem i robiła sobie śniadanie.

-Carmen. -odezwałem się, ale ta mnie zignorowała.
-Car.. -westchnąłem. Nadal nic..
-Musimy o czymś porozmawiać. Nie udawaj, że mnie nie słyszysz. Chodzi mi o.. -przerwałem, bo usłyszałem jak ktoś również schodzi po schodach. Był to Scott.

-A Ty nadal w gaciach? Zaraz się zbieramy.

-Tak, wiem.. -mruknąłem, sięgając po pierwszą lepszą zapalniczkę. Dziewczyna nareszcie na mnie spojrzała. W jej oczach dostrzegłem smutek.. Nie chciałem tego.

Odpaliłem skręta, po czym znów odłożyłem zapalniczkę. Chciałem powiedzieć jak bardzo ją kocham, ale przeszkadzał nam w tym Scott. Nienawidzę tego, że muszę przy nim uważać na każde słowo..

♡♡♡

Wróciłem wcześniej. Nie mogłem przestać o niej myśleć, totalnie przeszkadzało mi to w pracy.

Podjechałem do najbliższej kwiaciarni i kupiłem jej bukiet róż. Uważam, że wina leży pośrodku. Ja też nie jestem święty.. Nienawidzę się z nią kłócić, chcę to jak najszybciej zakończyć.

Położyłem kwiaty na blacie.

Wszedłem na górę, gdzie usłyszałem jej głos. Rozmawiała z kimś przez telefon. Rozmowa stawała się co raz bardziej dziwna.

-Wiem, ale ja jakoś ich nie liczę. I tak wszystko ze mnie zejdzie, to bez sensu. -Ile zjadłam? Jakieś trzy tysiące kalorii, nie wiem, tak na oko. -mówiła. Zatrzymałem się przed drzwiami, aby usłyszeć jeszcze więcej. -Dobra, idę to zwymiotować, bo potem będzie gorzkie. Wtedy mam z tym większy problem.. Pa, Allie. -zakończyła rozmowę.

Schowałem się w pokoju Cole'a, aby mnie nie zauważyła.

Weszła do łazienki, biorąc głęboki wdech.

Opuściłem jego sypialnię i podszedłem bliżej. Serce łamało mi się, gdy słyszałem jak na siłę wymiotuje. Klęczała przy toalecie, wpychając palce do ust.

Wszedłem do środka i delikatnie złapałem ją za włosy. Wzdrygnęła się, szybko zabierając palce.

-To ostatni raz, kiedy to robisz, Carmen.. Więcej Ci na to nie pozwolę. Będę kochać Cię najmocniej jak się da, dopóki nie pokochasz siebie samej.

-Nie patrz na mnie, wyglądam obrzydliwie.. -odpowiedziała załamującym się głosem. Zrobiło jej się wstyd.. Podniosła się z kolan, ale nie chciała na mnie spojrzeć. Starła łzy, które nagromadziły się w jej oczach i spuściła wodę.

Stanęła przy umywalce, zaczęła myć ręce. W lustrze było widać jej odbicie, więc zauważyłem, że jest bliska płaczu.

-Dlaczego to robisz? -zapytałem.

-Bo chcę być dla Ciebie atrakcyjna. -pociągnęła nosem.

-Twoje ciało jest idealne. Ty.. Ty jesteś idealna. -przytuliłem ją od tyłu, a ta nareszcie spojrzała na mnie w odbiciu
-Kocham Cię. Nie pozwolę Ci niszczyć swojego organizmu.. Obiecaj mi, że to ostatni raz.

-Nie wiesz jakie to trudne, Ashton..

-Masz rację. Nie wiem, ale zawsze będę Cię w tym wspierał. I zawsze, ale to zawsze będę chciał dla Ciebie dobrze. -obiecałem. Łza spłynęła po jej policzku. -Chodź tu.. -odwróciłem ją, a ta szybko się we mnie wtuliła. -Jeśli chcesz, możemy iść do lekarza.. Pójdziesz na terapię. -zaproponowałem. Złamała się i zaczęła cicho płakać.

-Nie.. Nie chcę. -wymamrotała.

-W porządku.. Obiecaj mi jeszcze jedną rzecz. Nigdy nie będziesz połykać waty.. Nie mogę Cię stracić. Już raz umarłaś w moim śnie, wystarczy.

-Skąd Ty.. -przerwałem jej.

-Po prostu obiecaj.

-Dobrze.. -mruknęła, nie odklejając się ode mnie.

♡♡♡

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz