Carmen POV:
Drżącymi dłońmi włożyłam pudełko do wcześniej wykopanego przez Ashtona dołu w ogrodzie.
-Zakop, nie mogę już na to patrzeć.. -westchnęłam, przecierając twarz. Uspokoiłam się i zaczęłam trzeźwo myśleć. To wszystko dzięki niemu. Jego obecność jest jak lek. Sama nie dałabym sobie rady.
-Znajdziemy go, nie martw się. -próbował mnie pocieszyć.
-Chyba nie musimy daleko szukać. Podejrzewam Ethana.
-Pojadę do niego i już nawet na Ciebie nie spojrzy. -odpowiedział skupiony na zakopywaniu dołu.
-Co chcesz mu zrobić? -zmarszczyłam brwi.
-Póki co tylko sobie z nim porozmawiam. Potem zobaczę.. Nie przejmuj się, nic za co będziesz odpowiadać. -wykonał ostatni ruch łopatą, a pudełko zostało całkowicie przykrte ziemią. Ściągnął koszulkę, przez co odwróciłam wzrok. Chciałam patrzeć, lecz zwyczajnie nie wypadało. -Przepraszam, ale już nie wytrzymuję. Jest za gorąco.
-W porządku. -zdedydowałam się na spojrzenie. Jego dobrze zbudowane ciało pokryte było kilkoma pięknymi tatuażami. Aż przykre, że nigdy nie będzie należeć do mnie. -Chcę jechać z Tobą.
-Nie.. To niemożliwe. Nie chcę, żebyś przy tym była.
-Ale ja chcę. Muszę spojrzeć mu w oczy i powiedzieć co czuję. Mam dosyć siedzenia cicho.. Robię to przez całe życie. Odkąd pamiętam, on i cała klasa traktują mnie jak najgorsze gówno, pora coś z tym zrobić. -powiedziałem zdecydowana. Byłam tak głupia, myśląc, że się zmienił.. Przeżyłam zbyt dużo, aby się na to nabrać. Naprawdę nie powinnam.
-To chyba nie jest dobry pomysł. -spojrzał mi w oczy.
-Dlaczego?
-Jesteś za delikatna. -odparł, a ja parsknęłam śmiechem. Rzucił łopatę na ziemię, po czym zaczął kierować się w stronę domu.
-Przestań pierdolić, przecież tylko z nim porozmawiasz. -dogoniłam go. Wszedł do kuchni i nalał sobie wody.
-Nie dasz mi spokoju, co nie? -zapytał po wzięciu łyka.
-Nie. Ten idiota musi wiedzieć, co dziś przeżyłam. Zabrał mi istotę, którą opiekowałam się przez cztery lata. To może zabrzmieć głupio, ale ja kochałam to zwierze. To uczucie jest straszne..
-Zabiłbym każdego, kto tylko dotknąłby moje psy. Nie wyobrażam sobie tego.. -znów zobaczyłam współczucie w jego oczach.
-Masz psy? -zapytałam.
-Dwa dobermany. -odłożył szklankę do zlewu.
-Pewnie są urocze. Chciałabym mieć psa, ale ojciec nie chce się zgodzić. Próbuję go namawiać, ale na nic.
-Nie są. Potrafiłyby zagryźć, gdybym odezwał się chociaż słowem i dał im taką komendę. Takie słodkie maszyny do zabijania. -powiedział to w taki sposób, że ciężko było mi się nie zaśmiać.
-Chyba, że tak.. Cofam te słowa.
♡♡♡
Zaparkowaliśmy przed domem Ethana. Uspokoiłam się, więc mogłam przypomnieć sobie drogę.
Wysiedliśmy z samochodu, po czym podeszliśmy pod drzwi. Chłopak już miał w nie walić, gdy go powstrzymałam.
-Odejdź, chcę żeby myślał, że jestem sama. -powiedziałam, a ten zmarszczył brwi. Odsunął się, a ja zapukałam.
Otworzył po krótkiej chwili. Spojrzałam na niego i poczułam w sobie narastającą złość. Bez Ashtona zamknęłabym się w sobie i bała się odezwać. Ale on jest obok.. Wiem, że nic mi się nie stanie. Nie pozwoli na to.
-Czego? -zapytał ozięble.
-Co zrobiłeś mojemu królikowi? -zapytałam, a ten wpadł w śmiech. -Co Cię bawi?..
-Ale masz śmieszną mordę, kiedy się złościsz. -zadrwił ze mnie.
-Co zrobiłeś mojemu królikowi, gnoju?! -tym razem krzyknęłam.
-Zamknij pysk, bo nie jestem sam. Nie wiem o czym mówisz. -udał.
-Chyba jednak wiesz. -sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam z niej kartkę. Pokazałam mu ją, a ten zmarszczył brwi.
-No i prawidłowo. -zaśmiał się. Nie mogłam w to uwierzyć.. Co za dupek.
-Wiem co mi podałeś.. Trafiłam do szpitala.
-Przez jednego skręta? Jesteś głupia, że nie zauważyłaś co palisz. -znów zaczął się śmiać. -Zrobiłem to, żebyś przestała być taka święta. Nawet marihuana nie pomogła, nie dasz się ani dotknąć. I tak pewnie byłabyś słaba, nie miałbym satysfakcji. Spójrz na siebie, kto chciałby ruchać coś takiego? -te słowa zabolały mnie, ale nie chciałam tego po sobie pokazać.
Nagle za nim pojawiła się jakaś dziewczyna. Spojrzała na mnie zdezorientowana, nie wiedząc co się dzieje.
-Co tu się.. -przerwał jej.
-Wejdź do środka, kochanie. -rozkazał.
-Kochanie? -parsknęłam. -Jedyne co kochasz, to swój samochód. Jesteś pojebany, nie zasługujesz na miłość. -stwierdziłam.
-Jeszcze jedno słowo i.. -tym razem to ja przerwałam jemu.
-I co? Dobrze, że tu jesteś. Twój chłopak chciał mnie zgwałcić, podał mi marihuanę. Potem mnie uderzył i.. -nie dokończyłam, bo złapał za moje włosy i próbował skrzywdzić. Znowu.. Zrobiłby to, gdyby nie Ashton. Szybko go ode mnie odciągnął, po czym złapał za szyję i przytwierdził do muru. Jego mina była komiczna, ale wcale nie było mi do śmiechu. Ash był od niego o wiele wyższy, więc nie miał z nim problemu.
-Przeproś ją. -rozkazał, nadal go nie puszczając. Nie odezwał się, więc ten uderzył go z pięści w twarz.
-P-Przepraszam.. -zająknął się jak zwykła cipka.
-Spróbuj tylko na nią spojrzeć, to Cię kurwa zabiję. Ciebie i tą dziwkę. -puścił go, a ten upadł na ziemię, głośno łapiąc powietrze. -Co, nie masz nic do powiedzenia? Przecież byłeś taki rozgadany. -warknął, patrząc mu w oczy. Rzeczywiście, bał się spojrzeć.. Zasłonił twarz rękami jak dziecko. -To powtórzy się i nie wrócę sam, rozumiesz? -zapytał, ale ten był w takim strachu, że nie mógł się odezwać. -Rozumiesz?! -krzyknął, a ten zaczął machać głową, zaciskając powieki. Aż sama poczułam się spięta..
Nagle złapał mnie za rękę. Wiedziałam, że zrobił to na pokaz, ale mimo to, poczułam się nieco lepiej. Odeszliśmy.
-Potraktuj to jako ostrzeżenie. -dodał po raz ostatni, wyjmując z kieszeni scyzoryk. Otworzył go, po czym przebił opony w jego samochodzie. Porysował też drzwi.. Uśmiechnęłam się, patrząc za siebie. Wyglądał tak żałośnie.. Prawie było mi go szkoda.
♡♡♡
CZYTASZ
You Can Be The Boss
RomanceZapłakana spojrzałam na mężczyznę, który ściągnął mnie z mostu. Jego przerażona twarz i pędzące za nią samochody były jedynym, co widziałam. Wpadłam w jego ramiona, głośno zanosząc się płaczem. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie chciałam jeszcze umier...