Rozdział 31

4.7K 138 2
                                    

Carmen POV:

Wpatrywałam się w komórkę bez większego celu, gdy nagle zauważyłam od kogoś wiadomość. Niestety nie był to Ashton.. Szkoda, bo na to liczyłam.

Usiadłam, zaskoczona czytając jej treść. To Kate, moja znajoma ze szkoły. Jako jedyna nie uczestniczyła w tym cyrku i nie robiła mi krzywdy. Nigdy mnie nie obgadywała i była naprawdę w porządku. Może stałybyśmy się koleżankami, gdyby nie fakt, że obie dość dużo wagarujemy. Rzadko jesteśmy w szkole, więc co za tym idzie, mało się widujemy.

K: Hej, co tam?

Boże jak ja nienawidzę tego pytania. Nigdy nie wiem co odpowiedzieć i myślę przez dziesięć minut, zanim cokolwiek odpiszę.

Nie miałam zamiaru mówić prawdy. Czasami łatwiej jest skłamać.

C: Wszystko w porządku, a co u Ciebie?

K: Jest okej, właściwie ciągle tak samo. Tylko czisiaj mój dzień wygląda trochę inaczej. Szykuję się na imprezę i pomyślałam, że może chciałabyś przejść się ze mną?

Odłożyłam telefon. Nie.. Nigdzie nie pójdę. Imprezy to nie mój klimat, źle czuję się przy dużej ilości ludzi. Lepiej to zignoruję.

Nagle zaczęła dzwonić.. Próbowałam nie zwracać na to uwagi, ale ta nie przestawała. Zaczęło mnie to irytować, byłam zmuszona odebrać.

-Tak? Przepraszam, wyszłam z pokoju. -skłamałam.

-Naprawdę zależy mi na tym, żebyś ze mną poszła. To znajomi mojego chłopaka, totalnie nie mój świat. Nie chcę być tam sama.. -przyznała, a ja zaczęłam się zastanawiać. Może to jednak mi się przyda?.. Dobrze byłoby się czegoś napić i choć na chwilę przestać myśleć o Ashtonie. Wezmę ze sobą telefon, w każdej chwili będę mogła z nim porozmawiać, gdy poczuje taką potrzebę.

-No dobra.. -westchnęłam, a ta wręcz pisnęła ze szczęścia. Nie wiedziałam, że sprawi jej to aż tyle radości..

-Będziemy za godzinę, zdążysz się wyszykować?

-Jasne.. Do potem.

-Do potem! -zachichotała.

Ubranie się nie zajmie mi dużo czasu. Nie mam zamiaru odwalać się jak modelka.. Nie wiem nawet, czy robić mocny makijaż. Po prostu nie mam dla kogo.

Ashton POV:

Obudziłem się z okropnym bólem głowy. Nie dziwię się, pomieszałem narkotyki z alkoholem.. Wtedy kac jest nie do wytrzymania.

Sięgnąłem po telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Nie zobaczyłem na nim żadnego powiadomienia. Druga w nocy.. Zaczęliśmy imprezę dość wcześnie, ale ja od początku się nie ograniczałem. Szybko odpadłem.

Przeszkadzała mi suchość w gardle. Kaszlnąłem, powodując jeszcze większą chrypę. Wstałem z łóżka, przez co poczułem intensywniejszy, pulsujący ból. Mimo tego wyszedłem z pokoju.

Zszedłem ze schodów i zobaczyłem kogoś, kogo w życiu bym się tu nie spodziewał.

-Carmen? -odezwałem się, ale ta mnie nie zauważyła. Siedziała pomiędzy moimi kolegami, paląc skręta. Jeden z nich zaczął dotykać jej kolana, Ciągle zabierała jego ręce, lecz ten był natarczywy. Zagotowało się we mnie.. -Carmen! -podszedłem bliżej. Zdziwiona spojrzała na mnie swoimi zaczerwienionymi od marihuany oczami. Wyłączyłem głośną muzykę, tym samym zwracając na siebie uwagę.

-Co Ty tu robisz? -zmarszczyła brwi.

-Mógłbym zapytać Cię o to samo. -zszokowani zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy,. Nagle wtrącił się Paul.

-Czekaj, to ta Carmen? Ta, z którą łazisz? -podniósł brwi.

-Wracamy do domu. -zignorowałem go.

-Nie. -odmówiła mi.

-Nie? -myślałem, że się przesłyszałem. Zaczynałem być co raz bardziej wściekły. Nie chcę, żeby była w takim towarzystwie. Nie powinna palić, znowu może jej odbić.

-Nie jestem Twoją niewolnicą. -to jedno zdanie wyprowadziło mnie z równowagi.

-Odłóż skręta. -rozkazałem, a ta zaśmiała mi się w twarz. Chciała napić się drinka, ale zabrałem jej szklankę, a następnie roztłukłem ją na ziemi. Dziewczyna zadrżała, nie wiedząc, co się dzieje.

-Powiedziałem odłóż! -złapałem ją za rękę i podniosłem. -Nie rozumiesz, że oni mogą zrobić Ci krzywdę?! -krzyknąłem na nią.

-Teraz to Ty robisz mi krzywdę! -wyrwała się.

-Jesteś pijana, nie wiesz co mówisz.. -warknąłem.

-Ash, ona nawet się nie odzywała, wyluzuj.. -odezwał się Paul.

-Nie wtrącaj się! Jeszcze raz zobaczę Twoją łapę na jej kolanie, to Ci ją, kurwa, utnę! -wrzasnąłem. Zignorowałem to, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi.

-Przerażasz mnie, uspokój się.. -powiedziała.

-Nie uspokoję się, bo zostałaś ostatnią osobą na której mi zależy! Nie pozwolę Ci się stoczyć, rozumiesz?!

-Stoczyć się od skręta?.. Sam mi je dawa.. -przerwałem jej.

-Mam to wszystko w dupie, spierdalam stąd! -zacząłem kierować się do wyjścia.

-Nie jesteś trzeźwy, nie powinieneś jeździć samochodem.. -uprzedziła mnie, ale totalnie to olałem. Po prostu wyszedłem.

Czterdzieści minut później:

Zdenerwowany wyjąłem klucz z kieszeni i włożyłem go do zamka. Zacząłem nim kręcić, ale drzwi za nic nie chciały się otworzyć. Pchałem mocniej i mocniej, aż się złamał.

-Kurwa! -krzyknąłem zdenerwowany, kopiąc w drzwi. Carmen wkurwiła mnie do takiego stopnia, że nie mogłem wytrzymać. Ten jej lekceważący ton, jakbym nic dla niej nie znaczył.. Wyprowadziła mnie z równowagi.

Gorszy od tego jest fakt, że nie mam gdzie spać. Przecież nie wybiję okna, ani nie wezwę nikogo do zmiany zamka, jest środek nocy..

Jedyną opcją będzie dom Carmen. Scott na pewno jest w środku..

♡♡♡

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz