Rozdział 37

4.3K 149 2
                                    

Carmen POV:

Ojciec musiał gdzieś wyjść, prawdopodobnie dokończyć sprawy związane z kupnem domu. Swoją drogą jest on piękny. Idealnie urządzony i nowoczesny. Dokładnie taki, o jakim marzyłam. Nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mi się tu spodoba.

Stwierdziliśmy, że nie ma na co czekać i od razu wyjęłiśmy alkohol. Impreza trwa od jakiegoś czasu i o dziwo bawię się naprawdę dobrze. Na początku byłam niesamowicie nieśmiała, ale picie trochę pomógło mi w przełamaniu strachu. Otworzyłam się i nieco lepiej poznałam chłopaków. Jest ich czterech, ale póki co najlepszy kontakt mam z Cole'm. Teraz Gramy w ,, nigdy przenigdy ". Jesteśmy już po paru pytaniach, więc nikt nie jest trzeźwy.

-Nigdy przenigdy nie spałem z kimś, kogo imienia nie znam. -zaczął Thony. Między innymi to Ashton wziął łyka. Zbytnio nie zwracałam uwagi na innych. Gdy wchodziły takie pytania, skupiałam się raczej tylko na nim.

-Nie dziwię się, Ash, to było do przewidzenia. -zaczął się śmiać. -Dobra, teraz ja.. Nigdy przenigdy nie oszukiwałem swojego partnera. -powiedział. Ashton znów się napił.

Przyszła kolej na moje pytanie.

-Nigdy przenigdy nie byłam w klubie ze striptizem. -jak zwykle nie ruszyłam swojej szklanki w porównaniu do całej reszty. Dziwnie czułam się z faktem, że robił takie rzeczy. Trochę jakby było mi przykro, co było totalnie głupie, bo przecież nie byliśmy wtedy razem.

-Nigdy przenigdy nie uprawiałem seksu w miejscu publicznym. -rzucił Cole. Napiłam się. -Szczęściarz. -powiedział, a ja wpadłam w śmiech. -No co? Jesteśmy pijani, ale muszę powiedzieć Ci, że gdybyś nie była córką szefa.. Sporo by się działo.

Ashton mocno położył szklankę na stole, przypominając o swojej obecności. Wściekł się.. Wstał z kanapy, po czym poszedł na górę. Nie chciał w ogóle o tym słyszeć. Jego nastrój zmienił się w ciągu sekundy.

-A temu co? -zapytał Kevin.

-Nie znasz go? Odpierdala mu bez powodu, nie ma czym się przejmować. Więc.. -chciał kontynuować gadanie głupot, ale mu na to nie pozwoliłam.

-Zrobiło mi się niedobrze, muszę iść do łazienki. -skłamałam.

-Iść z Tobą? Wiesz, żeby nic Ci się nie stało.

-Nie, dzięki. Dam sobie radę. -odmówiłam z uśmiechem.

-Jasne.

Wstałam i szybkim krokiem udałam się na górę. Drzwi od łazienki były otwarte, światło w środku zaświecone. Westchnęłam, podchodząc bliżej. Ashton stał oparty o dużą marmurową umywalkę. Spojrzał na mnie.. W jego oczach zobaczyłam czysty gniew.

-Czemu tak uciekłeś, wszystko okej? -zmarszczyłam brwi, a ten złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej. Zamknął za nami drzwi, aby nikt nas nie usłyszał.

-Wszystko okej?! Ty się mnie pytasz, czy jest okej?!

-Tak, bo nie rozumiem Twojego zachowania. -wyrwałam rękę.

-A ja Twojego. Powinnaś zaprotestować, a nie śmiać się jak idiotka!

-Jezu, Ash.. Przecież on jest pijany, jutro nawet nie będzie tego pamiętał.

-Ale ja będę! To chore, że będę musiał ciągle Cię pilnować, bo jest tu tylu facetów! -krzyknął z wyrzutami.

-Nie ufasz mi? -z niedowierzaniem spojrzałam mu w oczy.

-Ufam, ale.. -przerwałam mu.

-Czyli nie ufasz. Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś. -parsknęłam.

-Bo jestem zdenerwowany! Muszę na to wszystko patrzeć, bo nie mam wyjścia. Postaw się w mojej sytuacji. Pomyśl jak czułabyś się, gdyby w domu były cztery dziewczyny.

-Nijak, bo Ci, kurwa, ufam! Jak masz tak mówić, to nie mów nic! -uniosłam się. Odwróciłam się i już łapałam za klamkę, gdy ten znowu się odezwał.

-I co, idziesz do nich?

-Tak. -odpowiedziałam zdecydowanie, a następnie po prostu wyszłam. Uderzył w lustro, a ja poczułam dreszcz. Mimo to, nie zatrzymywałam się. Nienawidzę go od tej strony, czasem tak bardzo mnie przeraża..

To ja powinnam czepiać się, że chodził do klubów i pieprzył przypadkowe dziewczyny bez zapytania je o imię. Wypomniałabym mu to, ale nie chcę się z nim kłócić.

Wróciłam do reszty. Usiadłam na tym samym miejscu, co wcześniej, obok Cole'a. Nie miałam zamiaeu czekać, aż nadejdzie dobre pytanie. Od razu się napiłam.

-Przecież było Ci niedobrze. Myślałem, że się położyłaś.

-Przeszło mi. Gramy dalej? -sztucznie się uśmiechnęłam. Udałam, że wcale nie jest mi przykro.

-Nigdy przenigdy nie byłem prawdziwie zakochany. -powiedział Matt. Napiłam się. Jestem.. Do bólu.

-Nigdy przenigdy nie paliłem marihuany. -tym razem powiedział Thony. Również wzięłam łyka. Robiłam się coraz bardziej pijana..

♡♡♡

You Can Be The BossOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz