Rozdział 20

3.6K 111 55
                                    

Poczułam jakieś szarpnięcie, więc szybko otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy w jakimś garażu. Spojrzałam pytająco na chłopaka, a ten parsknął śmiechem i pokręcił głową.

-Mówiłem ci już kiedyś, że zbyt pewnie się czujesz, bo zasypiasz przy mnie w każdym możliwym momencie? - spojrzał na mnie rozbawiony.

-Po pierwsze to nie prawda - odpowiedziałam mu zaspana - a po drugie to gdzie my jesteśmy?

-To jest mój garaż na mój samochód. Carter też ma swój. Obok jest motocykl - wskazał na niego przez szybę. Faktycznie tam stał.

Wyszliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę drzwi do wyjścia. Kiedy je otworzył zobaczyłam w oddali tłumy ludzi. Wszystko wyglądało bardzo dobrze. Gdybym była obserwatorem, byłabym zachwycona. Najdalej była linia startu, wokół niej kilka siedzeń z ekranami. Pewnie dla Vipów. Kawałek dalej były trybuny, na których gromadzili się ludzie. Przed nimi były wielkie dwa ekrany. Poza tym wszystkim, dookoła było pełno budek z jedzeniem i piciem. Nawet był sklepik z jakimiś pierdołami, typu małe motocykle.

Może mi ktoś powiedzieć jakim cudem to tutaj się znajduję i nikt z tym nic nie robi? Przecież to jest nielegalne. Co Cameron musiał zrobić żeby to wszystko tutaj mogło stać. Jeszcze tyn bardziej, że nie jesteśmy w Oxnard, tylko gdzieś daleko za nim. Nawet nie wiem szczerze gdzie, bo Nate mi nie powiedział.

Nathan prowadził mnie w stronę Vipów, gdzie prawdopodobnie siedzieli nasi przyjaciele. Będę musiała pogadać ze Stellą i opieprzyć ją za to, że zostawiła mnie samą z Nathanem. Ale zanim to zrobię będę musiała chyba pogadać sobie z kimś innym, bo nagle z nikąd stanął przed nami Carter.

-Przyszedłeś się pożegnać, przed tym jak dzisiaj zginiesz? - powiedział prześmiewczo Nate.

-Nie sądzę, żebym zginął - zjechał spojrzeniem Camerona i spojrzał na mnie - szkoda, że nie pojedziesz ze mną, wtedy byś wygrała.

-Nawet jakbym miała zginąć, to wolę jechać z nim niż z tobą - odpowiedziałam mu udając pewną siebie. Tak naprawdę bałam się potężnie, cały czas w mojej głowie pojawiały się czarne scenariusze.

-Szkoda, nigdy więcej cię nie zobaczę - zrobił krok w moją stronę i chciał chyba mnie złapać za polik, ale jego ręka została strącona, tak szybko jak ją podniósł.

-Nie dotykaj mojej partnerki - odezwał się lekko poirytowany Nathan, który przywołał na siebie ponownie jego wzrok.

-W porządku - uniósł ręcę do góry i odsunął się kawałek - Chciałem się tylko pożegnać. Żegnaj Madelyn - mówiąc to uśmiechał się pod nosem. Minął nas i poszedł w stronę garaży.

-Wszystko okej? - zapytał chłopak, spojrzałam szybko na niego i uśmiechnęłam się słabo.

-Tak chodź, idziemy do nich - odpowiedziałam i ruszyliśmy w stronę przyjaciół.

Cała czwórka tam siedziała. Stella się odwaliła jak na jakąś galę. Ubrała się w fioletową długą sukienkę, a na to zarzuciła dlugi płaszcz. Chlopaki ubrali się jak na codzień, bluzy, spodnie i kurtki. Kiedy podeszliśmy do nich odrazu zerwali się na równe nogi. Ja patrzyłam na brunetkę, która posyłała mi ukradkowe spojrzenia i uśmiechała się pod nosem. Przysięgam, że ją zatłukę.

-No to jak się czujesz Madelyn? - głos Alexa odwrócił moją uwagę od Stelli.

-Dobrze - skłamałam. Czułam się okropnie i byłam przerażona po tym co powiedział mi Nathan. Mam nadzieję, że nie będę musiała używać pistoletu. Cały czas siedziało mi to z tyłu głowy i nie chciało wylecieć.

DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz