Rozdział 24

3.9K 108 51
                                    

Usłyszałam pukanie do okna, szybko tam podbiegłam. Musiałam z nim prędko porozmawiać. Zrobił jeden krok i wszedł do pokoju. Ja wróciłam się do drzwi i przekręciłam zamek. Co prawda jest już po dziesiątej i mama pewnie śpi, ale dla pewności musiałam je zamknąć.

-Nate, Boże nie mów mi, że go zabiłeś - wróciłam się do niego i stanęłam naprzeciwko. Patrzyłam mu w oczy, bo z nich wyczytam czy mówi prawdę. Chociaż czasami ciężko cokolwiek z niego wyczytać.

-Nie zabiłem, tylko postraszyłem - powiedział tak jakby nie robiło to na nim żadnego wrażenia.

-Ale się pobiłeś? - spojrzałam na niego z wyrzutem, przecież o coś prosiłam.

-Co? Nie - zaprzeczył. Pieprzony kłamca.

-Tak? A co sobie zrobiłeś w brew? Łuk brwiowy rozwaliłeś wchodząc przez okno? - jak to powiedzialam, złapał sie na brew i syknął.

Wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku. Złapałam się za głowę, musiałam się postarać żeby znów nie zacząć panikować. Wzięłam dzisiaj pięć tabletek uspokajających. Nie mogę już więcej.

-Madelyn, już nie musisz się o nic martwić...

-Muszę! Powiedziałam ci, że on nie odpuści - spojrzałam na niego z wyrzutem - Czemu nigdy mnie nie słuchasz?

-Da ci spokój, przysięgam - mówiąc to wyciągnął w moją stronę mały palec. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego w niezrozumieniu - Zawsze z Riley, przysięgaliśmy sobie wszystko na mały palec. Tak właściwie to uważałem to za głupotę, ale jak tak teraz myślę, to to był dobry pomysł. Ta przysięga jest nie do złamania - mówił uśmiechając się smutno pod nosem, pewnie przypominał sobie chwilę z jego siostrą.

Szkoda, że ja nigdy nie miałam rodzeństwa, chciałabym mieć z kimś taką relacje jak on ze swoją siostrą. Być w stanie wskoczyć za siebie w ogień, a czasami nawet pokłócić się o głupotę.

-Jesteś pewien, że już więcej nic nie zrobi? - zapytałam, aby jeszcze się upewnić.

-Tak - odpowiedział bez zawahania i cały czas jego palec był wystawiony w moją stronę. Dołączyłam do niego, swój i ścisnęłam.

-Dobrze, skoro to mamy z głowy to chciałabym się zapytać, kiedy wreszcie zamierzasz pojechać ze mną do szpitala? - Kiedy to powiedziałam odrazu uśmiech zszedł mu z twarzy. Westchnął głośno.

-Może nigdy?

-Nathan!

-Dobra spokojnie, pojedziemy jutro - opadł na łóżko i zgarnął sobie poduszkę pod głowę, chyba przysypiał.

-Ej to ja zasypiam w losowych momentach, nie ty - uderzyłam go w udo, uśmiechnął się lekko, ale dalej miał przymknięte oczy.

-Właśnie się o ciebie pobiłem, trochę litości - wymruczał już w półśnie.

-Wstawaj, nie możesz tu spać - uniosłam się i poszłam w stronę łazienki i zaczęłam grzebać w szafce. Gdzieś powinnam ją mieć... - O mam.

Wróciłam się do pokoju, ale nie zdążyłam, bo zasnął. Chciałam mu opatrzyć ranę, ale szkoda mi go teraz budzić. Szybko wyjrzałam przez okno. Nie stanął pod domem. Dobra to może sobie przysnąć na chwilę. Wezmę się za naukę i obudzę go za godzinę.

***

-Myślałem, że nie pozwolisz mi spać - usłyszałam zachrypnięty głos za swoimi plecami. Odwróciłam się w jego stronę.

-Miałam cię właśnie budzić - wstałam z krzesła i usiadłam na łóżku.

-Długo spałem? - zapytał otwierając jedno oko.

DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz