Rozdział 27

3.6K 108 23
                                    

-Co za kutas! - krzyknęła zdenerwowana brunetka.

Wzruszyłam ramionami, bo na mnie to już chyba nie robi wrażenia. Chciałabym żeby mi się to wszystko przyśniło, ale nie tym razem.

-Jakim cudem ja nie zauważyłam, że dziwnie się zachowujesz, przecież to było widać gołym okiem - cały czas się obwiniała za to, że pozwoliła mi na to żebym się upiła do nieprzytomności i wyzywała Nathana.

Oczywiście nie bezpośrednio. Wbijałam szpileczki za każdym razem jak na niego spojrzałam. Z tego co pamiętam przez mgłę i to co mówi Stella, to tak go zdenerwowałam, że sobie pojechał.

-Nie wiń siebie za to Stella - powiedziałam spokojnie i wstałam z jej łóżka odkładając kubek herbaty na szafke nocną - Nikt nie jest temu winny, oprócz samego niego. Taki jego wybór - wzruszyłam ramionami.

-I wina tej blond szmaty - dodała jeszcze na koniec - Kochanie, ale napewno wszystko w porządku? Znowu masz nie przyjemne wspomnienie z chłopakiem...

-To nie był mój chłopak, więc możesz być spokojna - rzuciłam smutno - nigdy nie dopuszczę nikogo tak blisko. Widzisz jak to się kończy?

-Nie możesz się zrażać, napewno trafisz na kogoś odpowiedniego - pocieszała mnie ze smutnym uśmiechem.

-Dobra koniec tych smutów - zmieniłam swój humor o sto osiemdziesiąt stopni i teraz tryskałam energią i uśmiechem - Mamy już trzecią, a nic nie zrobiłyśmy. O siódmej zaczyna się sylwester, trzeba zacząć ogarniać dom.

-Madelyn, napewno nie masz nic przeciwko, że tu przyjdzie? - zapytała niepewna.

-Ile razy mam Ci mówić, że nic się nie dzieje? Nie zadzwonisz teraz do niego, że nie może przyjść jak zaprosiłaś wszystkich - chociaż on potraktował mnie podobnie, ja nie jestem taką świnią - Zresztą, jest za późno na odkręcanie tego. A no i będę go traktować jak powietrze. Tak jak on mnie.

-Dobrze, skoro tak stawiasz sprawę - powiedziała i wstała z łóżka - Muszę ogarnąć salon i porozwieszać dekoracje. Pójdziesz na zakupy? Przeleje Ci kasę na konto i wyślę listę.

-Tak, już idę - odwróciłam się do wyjścia z pokoju i zeszłam schodami na dół. Założyłam kurtkę, buty i wyszłam na zewnątrz.

Dzisiaj było chłodno, bo zaledwie dziewięć stopni, a ja jestem ciepło lubna, tęsknię za wakacjami, ale z drugiej strony nie chcę żeby się zbliżały, bo to oznacza egzaminy i wyprowadzkę na studia. A planuję przeprowadzić się do Nowego Jorku. Tam już nie jest tak ciepło jak tutaj o tej porze roku. Pomimo wszystko będę tęsknić, za tą pogodą i za przyjaciółmi.

Weszłam do auta, przekręciłam kluczyk w stacyjce i odjechałam. Jadę do najbliższego marketu po jedzenie i alkohol, mam nadzieje, że mi go sprzedadzą, bo jak wrócę do Stelli bez to mnie zabije. Zaparkowałam i wysiadłam z auta. Wzięłam wózek i weszłam do środka. Przechodziłam po różnych alejkach rozglądając się za tym co było na liście Stelli. Denerwowała mnie. Co chwila musiałam się wracać, bo dosyłała różne rzeczy. Kiedy znowu musiałam się wrócić do alejki z alkoholem wjechałam w czyjś wózek przez co zarzuciło mnie do tyłu i straciłam równowagę. Nie dziwi mnie to w końcu po piętnastym razie zawracania, musiałam w kogoś wjechać.

-Wszystko w porządku? - usłyszałam nademną niski głos. Głos, który znam bardzo dobrze.

Czemu spośród wszystkich ludzi na świecie los podsyła mi tego bruneta? Piętnaście razy się wracałam, piętnaście razy mogłam wjechać w zupełnie kogoś innego, ale nie. Musiałam wejść w Camerona.

Spojrzałam do góry, miał zmartwiony wyraz twarzy i wciągniętą rękę w moją stronę. Parsknęłam śmiechem i wstałam bez jego pomocy. Teraz nagle jest zmartwiony.

DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz