Rozdział 35

3.5K 106 157
                                    

Cały tydzień przeleżałam w łóżku, wmawiając rodzicom, że jestem chora. Specjalnie przed tym jak wstawali parzyłam herbatę i wkładałam do niej termometr żeby wyszło na to, że mam gorączkę.

Trochę było mi głupio, że ich okłamuje, ale nie miałam siły chodzić do szkoły, a co dopiero myśleć na lekcjach. Nie jest ze mną dobrze. Za niecałe dwa miesiące pisze egzaminy i czuję, że nie przygotowuje się odpowiednio. Ciągle mam coś na głowie, a nauka spada na dalszy plan.

Nathan nie odzywał się cały tydzień. Zdaję sobie sprawę, że on też jest "zajęty" i nie ma dla mnie czasu, ale miałam nadzieję, że przyjedzie do mnie kolejnego dnia i pogadamy. Chyba jednak jego plany zmieniły się przez pewną brunetkę.

Zacisnęłam szczękę i przewróciłam się na drugi bok. Muszę zaraz wstać i uzupełnić lekcje. Jutro już muszę iść do szkoły, a mamy niedzielę dziesiątą wieczorem. Szykuje się zarwana nocka, ale nie robi to na mnie wrażenia. Praktycznie przespałam cały tydzień, bo tylko tak odbiegałam od rzeczywistości. Należy mi się teraz bezsenna noc.

W pokoju było ciemno, a wpadały do niego tylko światła ulicznych lamp. Wpatrywałam się na krople spływające po oknie, które mnie uspokajały i usypiały. Nie wiem jakim cudem po takim czasie ja miałam jeszcze ochotę spać.

Słyszałam na dole rozmowy i śmiech rodziców. Cieszę się, że już jest między nimi dobrze i nie kłócą się wcale. Tata wprowadził się już do końca wczoraj. Wreszcie czuję, że nasza rodzina zaczyna stawać się normalna.

Moje rozmyślania i ładny widok deszczu przerwała posatać stojąca za oknem. Później usłyszałam tylko pukanie. Zerwałam się do siadu. On to wie kiedy się pojawić.

Wstałam i otworzyłam okno, wpuszczając chłopaka i chłód do środka. Chwiał się na nogach, zastanawiam się jak on wlazł po rynnie.

- Madelyn, słońce ty moje - odezwał się pijacko i zaczepił na mojej szyi. Od zapachu alkoholu, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Już nawet nie czułam jego przyjemnych, leśnych perfum.

Nie podoba mi się stan w jakim teraz jest. Nigdy nasze spotkania nie kończyły się dobrze kiedy był pod wpływem.

- Co ty tu robisz? - zapytałam odchylając trochę głowę do tyłu.

- Przepraszam... - zaczął coś niezrozumiale bełkotać pod nosem - Nie chciałem cię zawieść...

Znów skrzywiłam się na zapach alkoholu.

- Jak tu przyjechałeś? - zignorowałam jego wczesniwjsze słowa.

- Sam... - Teraz złapała go czkawka - samochodem.

Rozszerzyłam oczy i odsunęłam go od siebie. Patrzył na mnie pijacko. Miał rozbiegany i wystraszony wzrok.

- Zwariowałeś?! Chcesz zginąć?! - zaczęłam głośniej. To jak nieodpowiedzialnie się zachował... poprostu brakuje mi do niego sił.

- Madelyn, słońce... - znowu się przytulił i oparł głowę na moim barku. Ja stałam jak słup z opuszczonymi rękoma. Nie wiem jak miałabym się zachować.

- Nathan, ogarnij się - odsunęłam go od siebie. W jego oczach zauważyłam łzy - odwiozę cię do domu, daj kluczyki...

- Nie, ja nie chce do domu! - przerwał mi gwałtownie i głośno. Jeśli nikt na dole tego nie usłyszał to mam szczęście.

- Dawaj - wyciągnęłam rękę ignorując jego słowa.

- Madelyn... - załamał mu się głos, a po policzku popłynęła łza. Odwróciłam wzrok, bo nie mogłam na to patrzeć - Nie daje sobie rady - pociągnął nosem.

DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz