3

144 18 25
                                    


– A co było dalej? – spytała z uprzejmym wyrazem twarzy moja psychoterapeutka.

Skupiłem wzrok na skórzanym notatniku opartym na jej kolanie. Czułem się zdecydowanie lepiej. Może nie idealnie, ale również nie najgorzej. Ból głowy nieco zelżał. Ostre pulsowanie w czaszce przemieniło się w przyprawiające o dyskomfort, lecz całkiem znośne, ulokowane gdzieś między oczami ćmienie.

– Zacząłem biegać – odparłem, odrywając wzrok od notatnika i skupiając go z powrotem na mojej psychoterapeutce.

– Codziennie?

– To zależy – odparłem szczerze. – Czasem zdarzało mi się biegać codziennie, ale najczęściej biegałem co drugi dzień.

Znałem siebie, swój organizm i swoją żałosną kondycję fizyczną, a przede wszystkim nie byłem skończonym masochistą. I po prostu wiedziałem, na co go stać i na ile mogę sobie pozwolić, a nie było tego zbyt wiele. Bieganie co drugi dzień w zupełności mi wystarczyło. Lena to doskonale rozumiała i nie naciskała mnie, choć zdarzały się wyjątki. Niekiedy, a zwłaszcza, na samym początku, choć nie było to najmądrzejszym pomysłem, na jaki wpadłem w życiu, przychodziłem codziennie.

– Słaba kondycja?

– I jeszcze słabsza motywacja – zażartowałem.

Usta terapeutki zadrżały z rozbawieniem i rozciągnęły się w szeroki uśmiech, przez który od razu wyglądała o kilka lat młodziej. Lubiłem patrzeć na ten uśmiech, to dzięki niemu byłem w stanie przetrwać kolejną sesję. Uspokajał mnie i dawał złudne poczucie bezpieczeństwa. Za każdym razem, gdy się pojawiał, wydawało mi się, że kobieta, siedząca przede mną naprawdę próbuje mi pomóc. Sprawiał, że chciałem jej zaufać.

– Trenowałeś razem z Leną? – upewniła się.

– Razem z Leną – potwierdziłem.

Gdy następnego dnia, pomimo okropnych zakwasów i jeszcze gorszego bólu w nogach przyszedłem do parku, nie spodziewałem się, że ponownie ją zobaczę. Nie myślałem, że naprawdę przyjdzie, ale przyszła. Czekając na mnie, siedziała na skraju ławki, przy której zatrzymałem się wczoraj całkowicie zdyszany. Z głową uniesioną delikatnie do góry i oczami przysłoniętymi ogromnymi okularami przeciwsłonecznymi, które spoczywały na jej małym, lekko zadartym nosie, wpatrywała się w niebo. Obok siebie postawiła nieduży, skórzany plecaczek. Podszedłem do niej powoli i trochę niepewnie, nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Tak naprawdę wcale jej nie znałem.

– Cześć – przywitałem się ostrożnie.

– Cześć – odparła z delikatnym uśmiechem. – Już myślałam, że nie przyjdziesz.

– Taki miałem zamiar – rzuciłem żartobliwie. Nie skłamałem. Przez chwilę na poważnie rozważałem kapitulację. Po wczorajszym biegu ledwo podniosłem się z łóżka i z trudem dokuśtykałem do parku.

– W takim razie cieszę się, że jednak zmieniłeś zdanie. – Jej uśmiech trochę się rozszerzył. – Przyda mi się towarzystwo. To zawsze miła odmiana.

– Zazwyczaj biegasz sama?

– A widzisz tutaj kogoś poza nami?

Rozejrzałem się wokół. Faktycznie, wczesną wieczorną porą park wydawał się całkowicie opustoszały. Wydawało się, że poza naszą dwójką nikogo w nim nie było. Ostatnio kompletnie nie zwróciłem na to uwagi. Za bardzo byłem skupiony na powolnym truchtaniu i sapaniu, aby to zauważyć.

– No właśnie – skwitowała. – Nie zrozum mnie źle. Wcale mi to nie przeszkadza. Przynajmniej nikt mnie nie widzi i nie ocenia. I mogę się w spokoju wywalić. Bez obaw, że za chwilę ktoś mnie wyśmieje – zaśmiała się lekko, odsuwając zamek błyskawiczny plecaka.

Jestem przy tobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz