36

19 3 14
                                    

Zgodziłem się wrócić do brania leków, bo wiedziałem, że inaczej mama nie dałaby mi spokoju. Mamrotałaby mi do tego dniami i nocami. Każdą wolną godzinę przeznaczyłaby na to, żebym tylko mnie do tego przekonać. Ułatwiłem jej, więc zadanie i zgodziłem się od razu. Nie tylko po to, żeby uniknąć jej ciągłych próśb, żebym to zrobił, ale też po to, żeby oszczędzić jej zmartwień.

Nienawidziłem, kiedy mama martwiła się o moje zdrowie psychiczne. Czułem się z tym naprawdę źle, dlatego wolałem tego uniknąć.

Nie zgodziłem się za to na powrót na terapię. Twierdziłem, że terapia nie była mi potrzebna, a nawet jeśli tak było to chciałem widzieć na niej również Lenę. Wydawało mi się, że potrzebowała jej znacznie bardziej ode mnie. Tylko wciąż nie miałem odwagi poruszyć z nią tego tematu.

Te myśli kotłowały mi się z tyłu głowy, pęczniały w niej, ale nie byłem w stanie wykrzesać z siebie na tyle siły, żeby wypowiedzieć je na głos. Wtedy myślałem, że jeśli przemilczę temat nic złego się nie stanie. Teraz żałuję, że tego nie powiedziałem. Nie byłem na tyle pewny siebie, żeby naciskać Lenę na terapię. To był okropny błąd, za który zapłaciłem najwyższą cenę.

Na początku kwietnia wybrałem się na wizytę do swojego psychiatry. Tym razem przepisał mi sertralinę twierdził, że to powinno dobrze działać na moje zaburzenia lękowe. Miałem przyjmować jedną tabletkę rano.

Początki były trudno. Już zapomniałem, jak to jest stale przyjmować leki psychotropowe i kompletnie się od nich odzwyczaiłem. Po zażyciu tabletki byłem apatyczny i ospały. Potrafiłem przesypiać większą część dnia, a gdy nie spałem snułem się po mieszkaniu kompletnie wypompowany z energii. Ciało niemiłosiernie mi ciążyło. Świat poza moim łóżkiem przestał istnieć. Myślałem tylko o spaniu. Poszedłem na tygodniowe zwolnienie lekarskie, bo w tym stanie w pracy nie dałbym rady.

Lena w początkowej fazie leczenia była bardzo cierpliwa i wspierająca. Okazywała mi dużo ciepła i zrozumienia. Angażowała się w cały proces leczenia. Pilnowała, żebym nie zapominał o lekach. Codziennie rano podawała mi je do śniadania.

Z początku byłem jej za to bardzo wdzięczny. Z czasem jednak zacząłem się czuć przez nią kontrolowany. Nie wiedziałem tylko, czy to uczucie to prawda, czy kolejne urojenie.

Lena każdego ranka pilnowała, żebym brał leki. Niezależnie od tego, czy był to weekend, czy dni pracujące. Kiedy wstawałem o piątej na ranną zmianę ona wstawała ze mną, choć nie musiała i upewniała się, że na pewno połknąłem tabletki. Zapisywała też w kalendarzu moje wizyty u psychiatry.

Lena uczyniła z tego naszą kolejną poranną rutynę. Najpierw było bieganie, później zdrowe śniadanie, a na koniec musiałem wziąć swoje tabletki, które popijałem sokiem pomarańczowym. I tak każdego dnia, aż do znudzenia.

Nie tylko nasza poranna rutyna uległa małej modyfikacji, ale też ta wieczorna. Odkąd zacząłem brać leki w Lenie zaszła pewna zmiana – stała się znacznie bardziej napalona. Miała większą ochotę na seks, zwłaszcza w weekendy. I tutaj pojawił się pewien problem...

Odkąd zacząłem przyjmować antydepresanty moje libido było praktycznie zerowe. Seks kompletnie przestał dla mnie mieć znaczenie. Nie tylko z ochotę na seks zacząłem mieć problemy, z erekcją również. Mój penis nie działał już tak, jak powinien.

Lena próbowała coś z tym zaradzić. Naprawdę próbowała, ale to nic nie dawało. Każda próba kończyła się niepowodzeniem.

Miałem już dość patrzenia na zawiedzioną twarz Leny i słuchania z jej ust:

– Może następnym razem się uda.

Było to dla mnie zbyt upokarzające. Więc ilekroć Lena proponowała stosunek, odmawiałem. Szukałem przy tym coraz to lepszych wymówek: „Głowa mnie boli.", „Jestem padnięty.", „Ten tydzień był dla mnie naprawdę ciężki i w weekend chciałbym odpocząć.".

Jestem przy tobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz