29

21 4 23
                                    

Więcej nie wróciliśmy do żadnego z tematów. Nie rozmawialiśmy ani o moim koszmarze, w którym rzekomo zepchnąłem Lenę ze schodów. Ani o czymś, co być może było pierwszą rzeczą, którą od czasu wypadku sobie przypomniałem. Ani o moim upiciu na przyjęciu urodzinowym Leny, o którym nie miałem pojęcia dopóki Bianka mi o nim nie powiedziała. Nawet nie miała żalu do niej, że tak długo trzymała to przede mną w tajemnicy. Nie chciałem o tym rozmawiać. Nawet nie chciałem o tym myśleć. Bianka też najwyraźniej nie miała na to ochoty, bo temat w ciągu dnia nie wrócił ani razu.

Powinienem się tym wszystkim znacznie bardziej przejmować. I w pewien sposób tak właśnie było. Myśli cały czas krążyły mi po głowie i nie mogłem ich z niej wyrzucić, ale były dziwnie przytłumione. Miałem wrażenie, że mój mózg dostrzega powagę i niebezpieczeństwo całej sytuacji, ale nie był w stanie poprawnie reagować. To pewnie zasługa leków, którymi Bianka mnie nafaszerowała. Z samego rana dostałem potężną mieszankę proszków przeciwgorączkowych i psychotropowych, które każdego by powaliły.

Leżałem więc pod kocem i w rzeczywistości kompletnie nic mnie nie obchodziło. Czasem przyłapywałem się na tym, że śmieję się sam do siebie. Miałem śmieszne uczucie w głowie. Zdawało mi się, że moje myśli płyną w absurdalnie zwolnionym tempie, przez co ledwo byłem mogłem zrozumieć ich znaczenie. Nie wiedziałem, czy było to spowodowane lekami, przeziębieniem, czy potwornym zmęczeniem, czy może wszystkim na raz, ale niesamowicie mnie to bawiło.

Bianka cały czas przy mnie siedziała. Pilnowała, żebym brał tabletki, cały czas się nawadniał i usilnie próbowała wmusić we mnie jedzenie, którego ja notorycznie odmawiałem pod pretekstem, że najprawdopodobniej zwymiotuję zaraz po jedzeniu. Mój żołądek był jak tykająca bomba. Trzeba było postępować z nim ostrożnie inaczej naprawdę mógłby wybuchnąć.

Prawie pół dnia zajęło mi uświadomienie sobie, że dzisiaj był poniedziałek, co za tym idzie był to początek tygodnia i Bianka powinna od rana siedzieć w pracy, bo na pewno w salonie fryzjerskim miała mnóstwo klientów. Zamiast tego siedziała ze mną i pilnowała, żebym nie umarł z głodu i odwodnienia. Przeze mnie musiała wziąć urlop na żądanie. I choć byłem jej za to naprawdę wdzięczny również czułem się z tym faktem cholernie źle. Znowu miałem wrażenie, że jej okropnie ciążę i za bardzo się dla mnie poświęca. Bianka była moją przyjaciółką, nie niańką, która musiała mnie wiecznie pilnować.

Nie powiedziałem jej o tym. Za bardzo bałem się, że ją urażę. Nie miałem też za bardzo siły poruszać tak poważnych tematów. Przez cały dzień spałem lub byłem w półśnie. Ewentualnie byłem tak bardzo zamroczony lekami, że i tak ledwo kontaktowałem.

Bianka cały czas siedziała przy mnie, oglądając jakieś seriale na Netfliksie. Kilka razy wyszła z salony, żeby nakarmić zwierzęta, zrobić sobie coś do jedzenia lub wyprowadziła Marlona na spacer, ale tak poza tym cały czas trwała przy mnie. Kilka razy, gdy leżałem z zamkniętymi oczami czułem, że mi się intensywnie przygląda. Czasem korciło mnie, żeby zapytać, dlaczego to robi, ale za każdym razem rezygnowałem. Pewnie za każdym razem myślała, że mocno śpię i w ogóle tego nie czuję. Wolałem tak to zostawić i udawałem, że faktycznie nie zdaje sobie z tego sprawy.

Godziny mijały. Powoli zaczął zapadać zmierzch. Było po dziewiętnastej. Oglądałem razem z Bianką na Netfliksie jakiś serial o łyżwiarstwie, dopiero niedawno się obudziłem, gdy Bianka nagle się odezwała:

– Jutro masz sesję ze swoją terapeutką. Pójdziesz na nią?

Zastanowiłem się nad tym przez chwilę. Prawdę mówiąc, kompletnie o niej zapomniałem. Byłem zbyt zajęty chorowaniem.

– Chyba tak – mruknąłem. – Jeśli nie będę się czuć jakoś tragicznie.

Zerknąłem na Biankę. Miałem wrażenie, że na mojej poprzedniej sesji terapeutycznej wydarzyło się coś złego, tylko nie byłem w stanie sobie tego przypomnieć. Czułem się tak, jakby ktoś wymazał mi z głowy większą część wspomnień ostatniego weekendu.

Jestem przy tobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz