25

17 4 13
                                    


Obudziłem się nagle ze snu i rozejrzałem przerażony wokół. Miejsce obok mnie, które w nocy zajmowała Bianka było puste. Nigdzie też w pobliżu nie widziałem Marlona i Whiskasa.

Serce zatrzepotało mi w klatce piersiowej. Bianka mnie zostawiła. Obudziła się wcześniej i bez słowa pożegnania wyszła z domu. Wróciła do swojego normalnego życia. Do swojej uroczej kawalerki i Rebeki, która zapewne czekała na nią z poranną kawą. Z dala od wariata, który wierzy, że zmarła dziewczyna próbuje zabić go w trakcie i jego popapranych problemów. Chaotycznego nieogarniętego życia. Zasikanych podłóg i dywanów. Brudnych, śmierdzących ubrań. Zarzyganych kibli. Z dala ode mnie.

Poczułem nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. Łzy zaszczypały mnie w oczy. Odpędziłem je mrugając. Nagle usłyszałem trzask drzwi wejściowych i energiczne skrobanie psich łap po ceramicznej podłodze. Zaraz po tym z korytarza dobiegł głos Bianki.

– Marlon, spokojnie, piesku. Też się cieszę, że sobie tak długo pospacerowaliśmy, ale musisz być ciszej, bo obudzisz Aleksa.

Niemalże widziałem, jak nachyla się nad Marlonem i głaszcze go po grzbiecie, gdy pies radośnie merda ogonem.

– Grzeczna psinka, grzeczna. Teraz pójdziemy do kuchni i coś przekąsimy, tak?

Po korytarzu rozbrzmiał jej wesoły śmiech. Pewnie Marlon skoczył na nią i zaczął lizać ją po twarzy.

– No już starczy. Chodź idziemy na śniadanie.

Gdy dźwięk oddalających się kroków ustał, położyłem się z powrotem na kanapie. Całe moje ciało zalewało ogromne uczucie ulgi. Jednak Bianka mnie nie zostawiła. Jednak jeszcze nie ma mnie dosyć.

Przymknąłem powieki. Mogłem jeszcze trochę poleżeć. Po jasnym świetle, które wpadało do salonu przez okna i drzwi tarasowe wnioskowałem, że jest jeszcze bardzo wcześnie. A ja wciąż byłem senny i zmęczony. Obiecałem sobie, że jeszcze z dziesięć minut i pójdę do Bianki.

– Hej, Aleks. – Poczułem delikatne ciągnięcie za ramię.

Wybełkotałem coś niezrozumiałego i przewróciłem się na drugą stronę.

– Wstawaj, Aleks.

Kolejne delikatne szarpnięcie. Próbowałem odgonić je machnięciem dłoni, ale moja ręką była jakaś wiotka i wcale nie współpracowała. Gdy tylko uniosłem ją do góry, od razu opadła. Podciągnąłem kołdrę wyżej, częściowo zasłaniając twarz i uszy. Miałem nadzieję, że to pomoże stłumić natarczywy głos.

– No dalej, Aleks. Jest już dziesiąta. – Tym razem Bianka znacznie energiczniej potrząsnęła mnie za ramię.

Niechętnie otworzyłem oczy. Ledwo na nie widziałem.

– Co jest? – spytałem nieprzytomnie.

Głos miałem zachrypnięty jak stary fortepian i bolało mnie gardło.

– Zrobiłam śniadanie.

– Yhm – wymamrotałem. – Zaraz wstaję.

Oblizałem spierzchnięte wargi. Miałem wrażenie, że ktoś w nocy nasypał mi do ust piasek. Całe podniebienie miałem okropnie przesuszone. Ślina z trudem przechodziła mi przez gardło.

– Podasz mi wodę?

– Jasne.

Usłyszałem jak Bianka odchodzi. Pociągnąłem nosem. Miałem lekki katar. Z trudem podniosłem się z kanapy i przetarłem zaropiałe oczy. W głowie dalej mi łupało. Nieprzyjemny ból mięśni nie ustąpił od wczoraj. Całe moje ciało było okropnie rozpalone, jakby ktoś w jego środku wzniecił pożar. Miałem nadzieję, że chociaż woda pomoże mi ugasić pragnienie.

Jestem przy tobieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz