54. Ben

63 6 0
                                    

Po tym jak Fay wróciła do Cintray jedyne o czym myślałem, to to żeby jak najszybciej znaleźć się obok.

Dzwoniłem do niej po przebudzeniu. Pisałem do niej tuż przed zaśnięciem. I robiłem wszystko, żeby nie myśleć o tym, że ona jest w Cintray a ja w Nowym Jorku.

Na szczęście zajęć mi nie brakowało.

Spotkania z doktor Morrant, pisanie raportów podsumowujących otwarcie Small Town Cafe w Cintray, zacząłem nawet próbować swoich sił w gotowaniu.

Poza tym, każdą wolną chwilę spędzałem z Simonem w schronisku. Codzienne wizyty przerodziły się w dodatkową terapię i jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że Blu i Choco staną się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Zacząłem już nawet kompletować pierwsze pieskie gadżety.

Z każdym kolejnym dniem udawało mi się też lepiej poznać Simona, z którym jak się okazało nie miałem wiele wspólnego, ale to chyba właśnie dzięki temu tak dobrze nam się rozmawiało.

– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to za dwa dni Choco i Blu będą mogli wrócić z tobą do domu.

– Myślisz, że są gotowe na swój pierwszy lot samolotem?

Podrapałem Blu za uchem i przyciągnąłem do siebie.

Nie wspomniałem jeszcze Fay, że udało mi się wynająć mieszkanie w Cintray, na czas nieokreślony. Do tej pory było opłacane przez firmę, jako moje zakwaterowanie na czas pracy, ale udało mi się dogadać z właścicielem nową umowę i właściwie mogłem wprowadzić się w każdej chwili.

Całymi nocami zastanawiałem się, czy to dobra decyzja, ale Vi i moja psycholog utwierdziły mnie w przekonaniu, że to świetny pomysł.

– Czyli to już pewne, że się wyprowadzasz?

– Tak, ale raczej i tak będę tu często.

– Musisz koniecznie nas odwiedzać. Masz dryg do zajmowania się zwierzętami.

– Przyznaj, że tak naprawdę ty będziesz tęsknić za naszymi męskimi pogaduszkami – zaśmiałem się.

–  Chyba śnisz.

– Ja też będę za tobą tęsknić – przyznałem.

Wszystko w końcu zaczęło się układać. Z rozsypanych puzzli jakie tworzyło do tej pory moje życie, w końcu zaczął wyłaniać się obraz. Obraz, który bardzo zaczął mi się podobać.

Co najważniejsze, zacząłem dostrzegać pozytywne skutki terapii. Może nie były jakieś spektakularne, ale czułem się ze sobą dużo lepiej i z optymizmem zacząłem patrzeć na swoją przyszłość z Fay u boku.

Nigdy nie było za późno na drugą szansę. Na nowy początek.

*

– Byłam dzisiaj z Emmą u lekarza – podekscytowany głos Fay rozbrzmiewał mi w uszach.

– I? Wszystko w porządku z nią i dzieckiem? – zapytałem rzucając Vivienne kolejną wielką torbę z Ikei.

Rozpoczęliśmy właśnie kolejny etap mojego nowego życia, a znaczyło to tyle, że musiałem w końcu pozbyć się ubrań Sar. Od trzech lat siedziały i kurzyły się w szafie. To była najwyższa pora, żeby je przejrzeć i wszystkie w dobrym stanie oddać potrzebujących.

Wiedziałem, że sam nie dam rady tego zrobić, więc poprosiłem Vivienne o pomoc. Właśnie zaczęliśmy zabierać się wstępną segregację, kiedy zadzwoniła Fay.

– Tak, wszystko jest prawidłowo. Pierwszy raz słyszałam bicie serca tego maluszka. Nie spodziewałam się, że odbiorę to tak emocjonalnie.

– To twoja przyjaciółka Fay i jakbym miał obstawiać, będziesz to dziecko rozpieszczać w każdy możliwy sposób.

– Będę najlepszą ciocią pod słońcem!

Nie miałem co do tego najmniejszych wątpliwości. Będzie najlepsza. Troszczenie się o innych płynęło w jej krwi z taką samą intensywnością, co kawa. I to była jedna z jej cech,  które tak bardzo uwielbiałem.

– Co robisz? Pracujesz? Czy tęsknisz za mną?

– Właściwie to robię porządki. Sprzątanie w pokoju to takie trochę sprzątanie w głowie.

–  Czyli przeszkadzam?

– Ty? Nigdy. – odpowiedziałem szczerze. Choćby starała się z całych sił, nie mogłaby mi przeszkadzać.

– Mimo wszystko, udanego sprzątania. Odezwij się potem!

Pożegnałem się z nią zabrałem się za wyjmowanie ubrań z szafy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że Vivienne siedzi nieruchomo na podłodze i intensywnie się we mnie wpatruje.

– Co? Co jest?

– Nic, po prostu brakowało mi widzieć cię takiego.

– To znaczy jakiego?

– Szczęśliwego, Ben. Szczęśliwego. Tęskniłam za tym.

Podszedłem do niej o zamknąłem ją w uścisku. Gdyby nie ona to pewnie nie byłbym w tym miejscu. Gdyby nie ona, to pewnie wciąż tkwiłbym sam ze sobą w swojej głowie, ze swoimi wyrzutami sumienia, ze swoim bólem. A ona była przy mnie zawsze, niezależnie od tego jak bardzo ją to bolało. Była i wspierała mnie na każdym kroku, zachęcała do wzięcia życia w swoje ręce. Raz za razem. Jeszcze raz. I wiem, że zrobiłaby to dla mnie jeszcze milion kolejnych razy.

– Wiesz, że bez ciebie to byłoby niemożliwe.

– Jeśli miałbyś jakiekolwiek wątpliwości to jestem z ciebie dumna.

– Nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobiłaś.

– Nie o to chodzi w przyjaźni. Nie musisz mi się odwdzięczać. Jestem szczęśliwsza, wiedząc, że ty jesteś szczęśliwy. A teraz bierzmy się do roboty, bo szykuje się niezła przeprawa.

Nigdy wcześniej nie myślałem, że ubrania mogą wywołać tyle wspomnień. W miarę jak przeglądaliśmy bluzki, spodnie, sukienki, które należały do Sarah zaczęły wypełniać nas wspomnienia.

Najważniejsza lekcja jaką wyniosłem w ostatnim czasie z gabinetu doktor Olivii była taka, że każda emocja, którą odczuwam jest dobra. Więc pozwoliłem moim emocjom płynąć. Opowiadałem Vivienne historie o jej siostrze, których nie znała. Ona opowiadała mi. Miałem wrażenie, że oboje czuliśmy jak bardzo oczyszczające było to doświadczenie. Bardziej niż mógłbym przypuszczać.

Godziny upływały, a nam nie brakowało opowieści o Sar. Śmialiśmy się, płakaliśmy i gdzieś między tym udało nam się zapakować większość ubrań i zanieść je do samochodu Vivienne.

– Jak się czujesz? – zapytała, kiedy ostatni karton wylądował na tylnym siedzeniu.

– O dziwo czuję się spokojny, wiesz? Myślę o Sar i nie mam wyrzutów sumienia. Myślę o Fay i czuję, że w końcu mogę jej dać całego siebie, bo w końcu zna całego mnie.

– W takim razie jeszcze musimy spakować twoje walizki. Nigdy nie wyobrażałam sobie ciebie mieszkającego gdzieś indziej niż Nowy Jork, ale właściwie to myślę, że ty i Cintray idealnie do siebie pasujecie.

Nie mogłem się nie zgodzić. Pokochałem Cintray. Ten spokój, ciszę, to że praktycznie każdy każdego zna. Ekscytowała mnie myśl o staniu się częścią tamtejszej społeczności. Nie mogłem się też doczekać aż zobaczę minę Fay, kiedy w końcu dowie się o tym, co zrobiłem. W mojej głowie miałem już cały plan.

Romantyczny wieczór, muzyka i miałem nadzieję, dużo całowania. Uwielbiałem to jak Fay całuje. Pełna pasji, a jednocześnie delikatna. Nie mogłem się już doczekać momentu, w którym znów znajdzie się w moich ramionach. A kiedy to nastąpi już nigdy jej nie puszczę.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz