35. Fay

40 2 0
                                    

Kiedy się stresuję robię rzeczy bezmyślnie. I właśnie w ten oto sposób z kilku smacznych drożdżówek dla mnie i rodziców, powstało kilkadziesiąt bułeczek, które już jutro nie będą tak smaczne.

Kilkanaście zdążyłam już podrzucić Emmie i Scottiemu, kiedy Ben napisał, że i on przygarnie trochę.

Właściwie to ten cały drożdżówkowy problem to była jego wina.

Moją głowę nieustannie zaprzątała myśl o tym, że zapewne za kilka dni Ben wyjdzie i tyle go widziałam. A ja bardzo nie chciałam żeby wyjeżdżał.

Przyzwyczaiłam się do świadomości, że widuję go codziennie. Że jest na wyciągnięcie ręki. I że mogę tak o wpaść do niego w każdej chwili. A jeśli wróci do Nowego Jorku wszystko się skomplikuje.

Nie chciałam utrzymywać relacji na odległość. To się udaje tylko w nielicznych przypadkach, a przy skłonnościach Bena do zamykania się w sobie, po prostu wiedziałam, że na odległość nie mieliśmy najmniejszych szans. 

To dlatego upiekłam całą masę drożdżówek.

Miałam czas na przeanalizowanie całej sytuacji w każdym najmniejszym szczególe.

Do ślubu Emmy zostały niecałe dwa tygodnie. Miałam nadzieję, że uda mi się do tego czasu sprawić, że Ben będzie chciał tu zostać.

Ale pozostawały dwie niezałatwione sprawy. Pierwsza – musiałam zapytać Bena, kiedy wraca do Nowego Jorku. I druga – musiałam go w końcu zaprosić na ślub Emmy i Sottiego. W końcu to był już najwyższy czas.

– Ale one pachną! – powiedział Ben, biorąc do ręki jedną z drożdżówek i wciągając jej zapach do płuc.

– Mam nadzieję, że będą ci smakować. Najlepsze będą dziś. Jutro też będą dobre, ale już nie tak bardzo.

– Nie wiedziałem, że umiesz też piec słodkości. Zaskakujesz mnie na każdym kroku. Czy jest coś, czego nie potrafisz?

Zamyśliłam się.

Nie potrafiłam wielu rzeczy.

– Nie potrafię rysować. Ani robić na drutach. Jestem też beznadziejna w grach komputerowych. A no i nie potrafię pływać.

Ben wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Nagle na jego czole pojawiła się zmarszczka, dokładnie taka jak zawsze, kiedy jego myśli błądziły gdzieś daleko.

– Wszystko w porządku?

– Tak, tylko mam wrażenie, że wyglądasz na smutną. Coś się stało? To stąd te wypieki?

A niech mnie!

Czy on już był tak dobry w odczytywaniu mnie, że potrafił wyciągać tak trafne wnioski z mojego zachowania, czy po prostu mu się udało zgadnąć? 

Nieważne. Poczułam ulgę, że zapytał. To był dla mnie idealny pretekst, żeby zacząć rozmowę, na którą nie miałam najmniejszej ochoty.

– Właściwie to tak. Piekę, kiedy się stresuję.

– Hej, jeśli chcesz mi o tym opowiedzieć, to jestem i słucham.

To nie był moment na owijanie w bawełnę. To był moment na bycie szczerą.

– Ben, na jak długo jeszcze zostaniesz w Cintray? – miałam wrażenie, że wypowiadam moje pytanie szeptem, ale sądząc po tym jak Ben w jednym momencie cały się spiął, miałam pewność, że mnie słyszał.

Patrzył na mnie tak jakby grunt zaczął uciekać mu spod nóg. Złapałam go za rękę, bo sama czułam się tak jakbym spadała.

– Nie wiem, Fay. Zupełnie o tym nie myślałem. Ale masz rację, kiedyś będę musiał wrócić do Nowego Jorku. A potem pewnie znów zostanę wysłany gdzieś dalej, żeby znów nadzorować kolejny projekt.

Pokiwałam głową. No tak. Właściwie mogłam spodziewać się takiej odpowiedzi.

– Chciałabym, żebyś nie musiał wyjeżdżać. Lubię cię, Ben. Uwielbiam mieć cię blisko.

W jednej chwili znajdowałam się przy kuchennym blacie, a w drugiej byłam już zamknięta między ciepłymi ramionami.

Zaciągnęłam się cudownym zapachem Bena. Pachniał tak świeżo. Jak połączenie mięty i cytryny. Mogłabym tak trwać i trwać.

– Ja też cię lubię Fay. Obudziłaś we mnie uczucia, które myślałem, że już dawno straciłem. Ostatnim czego chcę to cię stracić. Nie martw się, coś wymyślę.

Objęłam go jeszcze mocniej. Tak mocno, że poczułam jego bijące serce, a nasze oddechy nagle odnalazły wspólny rytm.

– Ben, jest jeszcze jedna sprawa.

– Tak?

– Czy pójdziesz ze mna na ślub Emmy i Scottiego?

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz