52. Ben

42 1 0
                                    

Otoczyły mnie jej delikatne ramiona. Wtuliła się we mnie tak mocno, jakby próbowała zabrać cały mój ból.

– Hej, spójrz na mnie – szepnąłem.

Uniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Przyłożyłem dłonie do jej policzków i otarłem je z łez. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, po czym ona zrobiła dla mnie to samo. Kciukami czule przetarła moją twarz.

Fay w końcu poznała prawdę i była tu ze mną. Ocierała moje łzy. Uśmiechała się.

Wszystko było dobrze.

Nie wiem jak wiele razy w ciągu dzisiejszego dnia ćwiczyłem ten monolog. Za radą doktor Olivii powtarzałem go w kółko i w kółko, żeby oswoić się z tymi słowami. Co prawda nie wiedziałem, że między poranną wizytą, a tą chwilą minie zaledwie kilka godzin, ale byłem sobie wdzięczny za to, że nie stchórzyłem.

Kiedy zobaczyłem Fay na moim progu, wiedziałem, że już to właśnie ten moment. Nie było sensu już tego ukrywać. Taka była moja przeszłość i niczego nie mogłem zmienić.

Mogłem mieć dziś wszystko. Cudowną żonę u boku i rozkoszną córeczkę lub synka. Ale rzeczywistość była taka, że byłem sam. I byłem cholernie samotny mimo cudownej rodziny i Vivienne u boku.

– Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś – powiedziała Fay, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Wiem, że sporo kosztowało cię czekanie.

– Nie, nie przejmuj się. Doskonale rozumiem, że musiało to być trudne. Widziałam jak wiele bólu sprawia ci każde słowo. Jesteś niezwykle silnym człowiekiem.

– Chciałbym być silniejszy.

– Gdybyś był silniejszy, to musiałbyś nie mieć serca. Spotkało cię coś tragicznego. Nikt nie powinien tracić ludzi, których kocha.

– Dlatego tak panicznie boję się, co przyniesie przyszłość Fay. Nie wiem, czy dam radę udźwignąć taki ból ponownie.

To wyznanie zrobiło na niej ogromne wrażenie. Wydawało mi się nawet, że na chwilę wstrzymała oddech. Zupełnie mnie to nie dziwiło.

Przez chwilę poczułem się okropnie. Jakbym kładł na jej ramiona ciężar, którego nie powinno tam być. Ciężar moich doświadczeń, z którym ona nie powinna się zmagać. Wiedziałem jednak, że to nie ja mogłem zdecydować o tym, czy zdecyduje się go nieść. To musiała być jej decyzja. A żeby mogła ją podjąć, musiałem być z nią szczery.

– Ben, wiesz że nie mogę ci obiecać długiego i szczęśliwego życia. Nikt nie może. Pytanie brzmi, czy znajdziesz w sobie na tyle odwagi, żeby zaryzykować.

Czy byłem na to gotów? Jeszcze nie.

Czy chciałem zaryzykować i zbudować związek z Fay? Niczego bardziej nie pragnąłem. Miałem świadomość, że będzie to wymagało ode mnie dużo pracy psychologicznej, ale byłem gotów ją podjąć. Bardziej niż kiedykolwiek.

– Daleko mi do ideału, na który zasługujesz. Nie mogę obiecać, że z dnia na dzień pozbędę się ataków paniki, że nie będę myślał o Sar, że nie będę zastanawiał się co by było gdyby. Ale chcę spróbować. Na razie czeka mnie miesiąc spotkań z doktor Olivią. To pierwszy krok, a potem... Potem zobaczymy.

Fay pokiwała głową i przez chwilę pozwoliliśmy ciszy między nami wybrzmieć. Lubiłem z nią milczeć. Koiła mnie świadomość, że nie potrzebujemy słów, by czuć się ze sobą komfortowo. W życiu ciężko jest znaleźć ludzi, z którymi milczenie będzie wydawało się czymś naturalnym. Dlatego w tamtej chwili jeszcze bardziej doceniłem obecność Fay.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz