Epilog. Ben

179 11 2
                                    

– Ben! Ben! Ben! – wrzaski Fay przywołały mnie do rzeczywistości. Od pięciu godzin tkwiłem nad strategią komunikacyjną na social media dla Small Town Cafe. Ostatnie miesiące utwierdziły mnie i Arthura, że to właśnie mediami społecznościowymi powinienem się zająć.

Właściwie to wszystko dzięki Fay. To ona wciągnęła mnie w ten świat, pokazała jak wszystko działa i jak bardzo fascynujące to jest. Planowanie contentu, strategii i nowych akcji stało się dla mnie formą nie tylko pracy, ale też rozrywki.

Lubiłem to. Miałem to szczęście, że byłem jednym z tych nielicznych ludzi, którzy naprawdę czerpali radość ze swojej pracy.

Fay mogła powiedzieć to samo. Kilka dni temu dostała nominację do nagrody przyznawanej przez portal Your turn w kategorii najlepszego bloga lifestylowego.  Cały czas powtarzała, że nie ma szans na zwycięstwo, ale ja tam wiedziałem swoje. Była wspaniała i wcale bym się nie zdziwił, gdyby jednak zgarnęła tę nagrodę. W każdym razie ona potraktowała tę nominację jako swoje zwycięstwo więc świętowaliśmy jej sukces już od kilku dni.

– Musimy jechać do szpitala – powiedziała stając w progu. Intensywnie wpatrywała się w telefon.

To jedno proste zdanie sprawiło, że cały się spiąłem. Coś musiało być nie tak. W jednej chwili mój mózg przeszedł w stan absolutnej paniki.

– Co... Co się stało? – wydusiłem.

– Emma rodzi – powiedziała, po czym zniknęła w sypialni, a ja słyszałem tylko dźwięk otwieranych i zamykanych szafek.

No tak. Nie mam pojęcia jakim cudem, mogłem pomyśleć, że to coś innego. W końcu od tygodnia siedzieliśmy jak na szpilkach czekając na tę wiadomość. Oficjalny termin porodu wyznaczony był na wczoraj, więc ta wiadomość nie powinna mnie zaskoczyć.

A jednak to zrobiła.

– Ben! Zbieraj się! Musimy jechać!

Mimo wszystko nie potrafiłem wstać z kanapy. Moje ciało całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa.

– Ben? – Fay pojawiła się w zasięgu mojego wzroku, a po chwili już siedziała przy mnie i trzymała mnie za rękę.

– Wszystko w porządku?

– Tak, właściwie to tak – powiedziałem zgodnie z prawdą. Bo naprawdę było w porządku.

– Jesteś pewny?

– Tak. Tylko wiesz, jaki wpływ mają na mnie szpitale.

To miał być pierwszy raz, kiedy pojadę do szpitala w pozytywnym, szczęśliwym celu. Mimo wszystko moje ciało, było napięte do granic możliwości.

– Hej, jeśli nie chcesz jechać to pojadę sama.

– Przecież wiesz, że chcę. Może teraz tego po mnie nie widać, ale naprawdę się cieszę.

Fay położyła dłoń na moim policzku i delikatnie zmusiła mnie do tego, żebym na nią spojrzał.

– Kocham cię, Ben – powiedziała patrząc mi głęboko w oczy, po czym mnie pocałowała. Delikatnie i powoli. – Lepiej?

Pokiwałem głową i się uśmiechnąłem.

Ostatnie miesiące udowodniły nam, że jej pocałunki mają na mnie leczniczy wpływ. Całowała mnie, kiedy miałem gorszy dzień, całowała mnie, kiedy ogarniał mnie smutek, całowała mnie, gdy zalewała mnie fala myśli.

I zawsze szeptała przy tym, że mnie kocha.

Choco podbiegł do nas i polizał mnie po ręce.

– Zobacz! On też cię kocha – zaśmiała się i pogłaskała psa za uchem.

Nowy początek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz