Rozdział 2

28 1 2
                                    

- Wcale tak dużo nie marudzę prawda? - zapytałam przyjaciółkę, siedząc w ławce i zastanawiając się nad słowami chłopaka. Wiedziałam, że robiłam to często, ale obawiałam się, że mogłam już z tym przesadzać i nawet o tym nie wiedzieć.

- Roni, naprawdę słuchasz Kevina? Wiesz przecież, że połowa rzeczy, o których on mówi nie jest na poważnie. 

- No czysto teoretycznie, to go nigdy nie biorę na poważnie, ale tyle razy było już o tym mówione, że zaczęłam się zastanawiać... 

- Zdecydowanie za często się zastanawiasz. Nie musisz analizować każdej najdrobniejszej cechy swojego charakteru. Wiem, że chcesz być jak najlepszą wersją siebie, ale jak tak dalej pójdzie to popadniesz w jakiś obłęd. - Aurora położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Pamiętaj, my cię uwielbiamy taką jaką jesteś i nie widzę w tobie nic, co powinno ulec zmianie. 

- Jesteś naprawdę wspaniała Rory, dziękuję. Czasem potrzebuje małego przypomnienia o tym.

- Zdaję sobie z tego sprawę i właśnie od tego masz mnie skarbie. - Wiedziałam, że ma całkowitą rację. Prawie wszystko w moim życiu analizowałam i rozkładałam na czynniki pierwsze. Choć pracowałam nad tym i było już ze mną zdecydowanie lepiej, to i tak często się łapałam na tym, że dalej to robiłam. Nie było to jakieś ogromnie uciążliwe, jednakże czasem przez to szukałam dziury w całym, gdy rozwiązanie miałam tuż przed sobą. 

Ale ja nigdy nie lubiłam rzeczy łatwych i prostych. Jeśli mogłam, utrudniałam sobie drogę, czasem nawet nieumyślnie, głównie przez moje wysokie ambicje. Przykład? W pierwszej klasie liceum, mogłam spokojnie cieszyć się czerwonym paskiem na świadectwie, bo poradziłam sobie na tyle dobrze w ciągu roku, że nie musiałam niczego poprawiać. Jednakże, uznałam, że stać mnie na więcej i postanowiłam, że oceny poprawię tak, aby mieć najwyższą średnią w szkole. I udało mi się. Właściwie to nie brałam pod uwagi porażki. Jeśli coś postanowiłam i zależało mi na tym, to byłam w stanie zrobić wszystko, żeby dojść do celu.

- Ej dziewczyny zrobiłyście już trzecie zadanie? - Podniosłam szybko głowę znad zeszytu, mimo, że kompletnie nie ogarniałam co właśnie robiliśmy.

- Jakie zadania? - Wpatrywałam się zdziwiona w chłopaka.

- Taka pilna uczennica, a nawet nie wie co się na lekcji dzieje. - Matthew wyglądał na bardzo rozbawionego całym zajściem. Rzadko kiedy zdarzało mi się zamyślić do tego stopnia, żeby nie wiedzieć nawet co robimy na lekcji. Umiałam już na tyle podzielić uwagę, żeby jednocześnie bujać w obłokach i robić to co jest zadane. - Trzymaj mój zeszyt. Jak chcesz to sobie przepisz te dwa zadanka. 

- Dzięki Matty, totalnie odleciałam dzisiaj. 

- Zaraz skończę trzecie i ci je wyślę na Messengerze. - dołączyła się do rozmowy moja przyjaciółka.

- Świetnie, wielkie dzięki Ari - Rzucił jej wdzięczny uśmiech i odwrócił się z powrotem. Na szczęście nie było tego jakoś dużo, zresztą był to tylko angielski, który umiałam dość dobrze. Pani Williams nie była też zbyt wymagająca, a jej lekcje określiłabym raczej jako jedne z tych naprawdę nudnych. Zwłaszcza, gdy były dwie pod rząd... 

 Szybko nadrobiłam zaległości, a nawet wyprzedziłam Aurorę w zadaniach. Wbiłam delikatnie długopis w plecy Mattiego, żeby oddać mu zeszyt.

- Dziękuję pięknie za pomoc. A tak w ogóle to, gdzie się podział twój wierny kompan? - zapytałam, przyglądając się pustemu krzesłu obok niego.

- Prawdopodobnie jeszcze śpi, bo jest nieaktywny. Przyjdzie znając życie dopiero na trzecią godzinę albo wcale. Z Otto nigdy nie wiadomo, kiedy się pojawi. 

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz