Rozdział 27

6 0 0
                                    

Obejrzeliśmy wspólnie zachód słońca, rozmawiając i śmiejąc się z naszej sytuacji. Nie potrafiliśmy pojąć, co się wydarzyło i oboje zachowywaliśmy się jak dzieci zagubione we mgle. Zrobiło się okropnie zimno, więc zdecydowaliśmy się wsiąść do auta.

- A więc wychodzi na to, że już nie możemy nazywać się przyjaciółmi. Chyba. Nie wiem, jeszcze w takiej sytuacji nie byłam i jestem tak zdezorientowana. 

- Friends with benefits? - Na to pytanie uderzyłam go torebką w ramię, śmiejąc się z jego głupoty.

- Nie ma opcji, tak się nie bawimy. Przez ciebie odwrócił się w mojej głowie obraz relacji. Zawsze mówiłam najpierw związek, potem namiętności, a teraz jest taki bałagan. - Zaczęłam masować swoje skronie licząc, że pomoże mi to znaleźć wyjście z sytuacji.

- Roni, to ci raczej nic nie da. - Złapał subtelnie moje nadgarstki i położył je na moich kolanach. - Wiem, że ta sytuacja jest dziwna, ale nie musimy się z niczym spieszyć, pamiętasz? Nie wymagam, żebyśmy tu i teraz weszli w związek. Zresztą sam jestem tak samo skołowany jak ty. Mieliśmy się cieszyć chwilą prawda? 

- Prawda, masz rację. Zbyt dużo teraz myślę, ale to jest zupełnie nowa sytuacja i straciłam kompletnie głowę. 

- Nic dziwnego, skoro masz obok siebie takiego przystojniaka. - Spojrzał na mnie sugestywnie i oboje zaczęliśmy się śmiać. Zresztą robiliśmy to prawie cały czas. Nie umiałam być przy nim poważna. Łatwo mu przychodziło rozśmieszanie mnie i często to wykorzystywał.

- Racja, bardzo łatwo przy nim stracić resztki rozumu. Porozmawiajmy o czymś innym. Muszę jeszcze przetrawić ten temat, a kompletnie nie jesteśmy w stanie z tego co widzę. Ale, żeby było pewne, niczego nie żałuję. - Spojrzałam mu prosto w oczy, by miał pewność, że mówię kompletnie poważnie. Wiedziałam, że będzie się zastanawiał czy dobrze zrobił, gdyż często tak robił i chciałam tym razem temu zapobiec.

- Ja też nie kochana. Możesz być tego pewna. Mogę ci opowiedzieć o moich treningach, bo zaczęło się robić ciekawie ostatnio. Chcesz? 

- Oczywiście, że chcę. 

- Cieszę się i przy okazji powoli będziemy się kierować pod twój dom, bo obiecałem, że nie wrócę późno. Muszę mamie pomóc jeszcze z remontem. 

- Jasne, na spokojnie. I tak już dużo czasu mi poświęciłeś. 

- A więc ostatnio, jakiś tydzień temu... - jego wypowiedź przerwał dzwonek mojego telefonu. Zapomniałam wyciszyć z powrotem dźwięków, kiedy David wcześniej do mnie napisał. - Masz Sweater Weather  na dzwonku? 

- Przecież wiesz, że to moja ulubiona nuta. Nie mogłabym mieć żadnej innej. Kevin dzwoni, pozwolisz, że obiorę na chwilkę? 

- Pewnie, nie krępuj się kochana. - Posłał mi ciepły uśmiech, więc odebrałam i dałam na głośnomówiący. Przyciszyłam go jednak na tyle, bym głównie ja go słyszała. Zawsze tak robiłam, gdyż bez głośnomówiącego nigdy nic nie słyszałam, nawet dając rozmowę na maksymalną głośność.

- Długo mam jeszcze czekać Roni? Mówiłaś, że ze światłowodem szybko pójdzie, a tu już któraś godzina. Dziwnie długo ci to zajmuje. - Słysząc głos zniecierpliwionego kolegi przypomniałam sobie o mojej instalacji, która czekała już zapewne zrobiona w domu.

- Wiesz co, miałam pilny wyjazd i nie ma mnie chwilowo przy laptopie. Wybacz, nie pomyślałam, żeby dać ci znać, ale wracam już do domu i będę gdzieś za pół godziny, w porywach do godzinki czasu i obiecuję, że zagramy. 

- W takim razie trzymam cię za słowo. Nie zawiedź mnie Tamis. Liczymy z chłopakami na ciebie, a Otto cały czas mi marudzi, że powinnaś być już dawno przeszkolona. - Skrzywiłam się słysząc imię chłopaka wiedząc, że David doskonale wszystko słyszy. Oczywiście Kevin, jak zawsze miał wyczucie do mówienia o pewnych rzeczach w niewłaściwych momentach.

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz