Rozdział 37

3 0 0
                                    

Razem z Aurorą rozkładałyśmy obrusy na stole, który przyniósł nam Kevin. Ustawiliśmy go prawie na środku garażu, by każdy miał do niego swobodny dostęp. Początkowo planowaliśmy zrobić wigilię w naszym kinie domowym, jednakże brak okien, a także trudność w znoszeniu tak dużego stołu na dół, okazała się być dla nas decydującą, by zmienić nasze plany. Byliśmy w trójkę, ponieważ z Rory zdecydowałyśmy się pomóc Kevinowi i przyjechać wcześniej, by nie musiał sam się wszystkim zajmować. Ustawiliśmy obok stołu niedużą choinkę, którą ustaliliśmy, że wspólnie ubierzemy. Powiesiłyśmy także na ścianach trochę lampek, które wspaniała mama Kevina wygrzebała ze starych pudeł. Na stole postawiłyśmy kilka świeczek i stroików i zgodnie uznaliśmy, że możemy zakończyć nasze przygotowania.

- To, ile nam zostało do ich przyjazdu? - zapytała Ari, rozkładając ostatnie talerze.

- Jakieś dwadzieścia minut. Mamy coś jeszcze do roboty?

- Wydaje mi się, że nie. Pozostało nam czekać na tych gagatków. - Obie spojrzałyśmy na Kevina. - No co? Normalne słowo.

- Nikt tego nie używa na poważnie w tych czasach. - wybuchła śmiechem moja przyjaciółka, a ja razem z nią.

- Jak zawsze się musicie czepiać. Idę do łazienki i podkręcić temperaturę, żebyśmy tu nie pomarzli. Mam nadzieję, że do tego czasu się uspokoicie... - Wyszedł zawiedziony naszą postawą. Zajęło nam chwilę dojście do siebie, gdyż obie cały czas się nakręcałyśmy. Kiedy jedna przestawała się śmiać, druga dalej to robiła i rozśmieszała tą pierwszą. Trwało to tak długo, że z naszych oczu ciekły już łzy.

- Zaraz się cała rozmaże i tyle będzie z mojego makijażu. A tak się dzisiaj wyjątkowo postarałam, nawet się w kieckę wcisnęłam.

- Wybacz kochana, że to powiem, ale ogromnie się cieszę, że nie muszę się tym martwić. Mogę jedynie dzisiaj szminkę rozmazać, bo uznałam, że chociaż tyle zrobię, jak już jest okazja. - Zastanawiałam się, po co ją nałożyłam, skoro prawdopodobnie barszcz zmaże wszelkie pozostałości po niej, lepiej niż gumka do mazania. Podobało mi się jednak, że miała ona w sobie złote drobinki, które cały czas nadawały blasku moim lekko bordowym ustom.

- Właśnie zauważyłam, że tutaj jakiś nowy kolor na usta wleciał. Cieszę się, że trzymasz się swoich postanowień i jeśli nie chcesz się malować, to tego nie robisz, nieważne co mówi społeczeństwo.

- Ty się malujesz dla siebie, więc też dobrze. Byle by robić wszystko zgodnie z samym sobą. Inaczej nie ma to według mnie sensu.

- Święta prawda, skarbie. Idę napisać na grupie, że mogą być szybciej, jeśli chcą, to może nie będziemy na nich tyle czekać. - Dziewczyna wyciągnęła telefon i zaczęła stukać w klawiaturę. Po chwili samemu dostałam powiadomienie z grupy.

- No proszę, jak tu cichutko, aż miło. - Kev wrócił do nas cały w skowronkach.

-A ty co taki szczęśliwy?

- Mamusia uznała, że zrobi dla nas ten barszczyk, bo obawia się, że was zatruję, jeśli sam to zrobię. Trochę przykre to było, nie powiem, ale dzięki temu nie mam już nic do roboty. - Usiadł uśmiechnięty na jednym z krzeseł.

- Prasowałeś tę koszulę czy już ci się tak wygniotła? - zapytałam, przyglądając się jego plecom.

- Nie mów, że się porobiły fałdy... Sam ją dzisiaj prasowałem. Choć raz w życiu się za to wziąłem, prawie ją spaliłem i wszystko to na marne... - Chłopak próbował zobaczyć swój tył, co wyglądało komicznie, bo wiadomym było, że człowiek nie jest w stanie, aż tak obrócić głowy.

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz