Rozdział 7

11 1 0
                                    

Przez szybę autobusu zobaczyłam grupkę pierwszaków palących Iqosy na naczelnej palarni, pod jednym ze sklepów na obrzeżach miasta. Prawie każdego dnia ich mijałam, więc nie miałam większego problemu z rozpoznaniem ich w szkole czy na mieście. Zresztą nie ciężko było ich zauważyć, skoro ciągle robili wokół siebie sporo szumu. 

Villana nie była największym miastem, właściwie liczyła zaledwie 15 tysięcy mieszkańców. Jako że mieszkałam na osiedlu, odkąd tylko pamiętam znałam większość ludzi w okolicy. Wielokrotnie, gdy byłam mała i tata zabierał mnie na plac zabaw rozmawiał on z sąsiadami i witał się z prawie każdą mijaną osobą. Dzięki temu podczas spacerów po okolicy, czy gdy szłam po prostu do szkoły podstawowej wiele osób witało się ze mną i mówiło mi, jak to nie wyrosłam lub jaka już byłam duża. Miałam z tatą wiele wspólnego, a obserwując od najmłodszych lat jego zachowania często je naśladowałam. Tym samym, sąsiadów w promieniu kilometra od mojego domu znałam na wylot. 

Jako dziecko byłam uwielbiana przez staruszków, ze względu na moje gadulstwo, z którego w sumie nie wyrosłam. Byłam także, bardzo grzecznym i kulturalnym maluchem, za co moi rodzice zbierali wiele pochwał, a ja wiele cukierków i drobiazgów. Często także odwiedzałam dziadków, którzy mieszkali kilka domów dalej i zabierali mnie do swoich przyjaciół. Gdy tylko zapraszałam swoich znajomych do siebie i wychodziliśmy się przejść, byli w ogromnym szoku ilością osób, która się ze mną witała i rzucała mi ciepłe uśmiechy. 

W naszym mieście nie było zbyt wiele atrakcji. Mogliśmy co najwyżej korzystać z parku miejskiego, który był całkiem spory i nowy, a także z rynku. Ewentualnie na upartego mogliśmy się spotykać na placu zabaw, co ja mimo swojego wieku czasem praktykowałam. Lubiłam od zawsze huśtawki, więc gdy nam się nudziło proponowałam właśnie takie zajęcie. Moi przyjaciele, wiele razy powtarzali mi, że mają wrażenie, że żyje we mnie dziecko, jednakże z empatią podchodzili do moich pomysłów. Śmialiśmy się także, że żyje we mnie jeszcze 49 innych osobowości i nigdy do końca nie wiesz na jaką danego dnia trafisz. 

Ale wracając do wątku, przez to, że Villana nie miała sobą wiele do zaoferowania byliśmy często zmuszeni do wycieczek do pobliskiego miasta. Najbliższym, bo oddalonym jedynie o 25 kilometrów było Fereal. Było ono znacznie większe, posiadało dwa centra handlowe, wiele sieciówek i sklepów, o których w naszym mieście mogliśmy pomarzyć. Oczywiście ja sama dalej kochałam moje rodzime miasto, gdyż w nim się urodziłam i wychowałam, lecz czasem potrzebowałam wyjechać, choćby na chwilę, żeby złapać oddech od codzienności. Między tymi dwoma miejscowościami mieliśmy świetnie rozwiniętą sieć komunikacyjną, przez co mogłam właściwie co pół godziny wsiąść w autobus. 

Podczas każdej, nawet najmniejszej podróży moim nieodłącznym towarzyszem były moje słuchawki. Muzyka była dla mnie jedną z potrzeb fizjologicznych. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Towarzyszyła mi właściwie w każdej chwili i potrzebowałam jej, nie ważne jakie emocje mi towarzyszyły. Była wytchnieniem w ciężkich chwilach, a także dodatkowym wzmocnieniem, gdy byłam szczęśliwa. Nawet w zapracowane dni musiałam przesłuchać chociażby jednej piosenki, nie było innego wyjścia. 

Kiedy tylko ujrzałam galerię wcisnęłam na szybko przycisk i stanęłam przy drzwiach autobusu. Wysiadłam i energicznie ruszyłam w stronę wejścia.

- A gdzie się tak panienka wybiera. - Omal nie wypadł mi telefon z ręki, gdy usłyszałam głos obok siebie.

- Naprawdę, kiedyś dostanę przez ciebie zawału... Tyle razy ci już mówiłam, nie zachodzi się mnie, gdy mam słuchawki. - Zrobiłam oburzoną minę, więc David zdecydował potargać moje włosy, aby jeszcze bardziej mnie podirytować, chociaż nigdy zirytowana przez niego nie byłam.

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz