Rozdział 17

6 0 0
                                    

Nadrabianie zaległości okazało się cięższe niż myślałam. Miałam wrażenie, że nauczyciele rzucili się na mnie, jak lwy i każdy pospieszał mnie z pisaniem zaległych sprawdzianów czy kartkówek. Szczęśliwie według praw ucznia, miałam na to dwa tygodnie czasu, jednakże nie rozumiałam nacisku, jaki próbowali na mnie nałożyć. W głowie miałam już ułożony harmonogram, dzięki któremu mogłam na spokojnie poświęcić czas na naukę i odpoczynek. Zawsze starałam się planować do przodu, choć czasem i za bardzo wybiegałam w przyszłość, to znacząco ułatwiało mi to pracę. Bawiłam się także w międzyczasie w listonoszkę podczas przerw, roznosząc zaproszenia na naszą cudowną imprezę przebieraną.

- A gdzie tak panowie pędzą? 

- Do sklepiku po coś do jedzenia, bo umieram z głodu. - Mathew wydawał się nie w sosie, choć obstawiałam, że to właśnie głód to powodował.

- W takim razie zajmę wam tylko minutkę. Mam przyjemność oznajmić wam, iż w tę sobotę odbywa się impreza w posiadłości szanownego Pana Kevina Millera. Jest to oczywiście impreza Halloweenowa więc stroje i upiorny nastrój będą mile widziane, a nawet wymagane. Wszystkie konieczne informacje, znajdziecie w zaproszeniu i prosiłabym, żebyście do jutra dali znać czy będziecie, czy też nie. - mówiłam to cały czas idąc tyłem i byłam pod wrażeniem, że po drodze na nikogo nie wpadłam.

- No tak się składa, że będę musiał przemyśleć sprawę. Mam bardzo napięty grafik i wiele zajęć, także może być ciężko. - Otto akcentował każdy wyraz, jakby był kimś wysoko postawionym. Szczerze mówiąc zawsze bawiło mnie, gdy tak robił i bardzo lubiłam mu wtedy dogryzać.

- No trudno, jeśli odpuścisz taką rewelacyjną imprezę to będzie to tylko i wyłącznie twoja strata mój drogi. A teraz zmykam w poszukiwaniu kolejnych ofiar. Smacznego życzę. - Skłoniłam się niczym na dworze królewskim i zdecydowałam się poszukać Evie i Ari, które chwilę wcześniej zostawiłam, aby podbiec do chłopaków. W międzyczasie napotkałam jeszcze kilka osób, którym wręczyłam nasze inwitacje, nawet jeśli niektórych nie znałam najlepiej. Przeprowadziliśmy kilka dni wcześniej zażartą dyskusję na temat tego, komu takie zaproszenie możemy dać. Każdy sporządził swoją listę, którą połączyliśmy w jedno, a potem wykreśliliśmy z niej osoby, z którymi nie było komuś po drodze. Tym samym udało nam się zamknąć w około 35 osobach, wliczając nas samych. 

Zastanawialiśmy się czy dom Kevina pomieści tyle osób, nawet jeśli nie był on mały, a właściwie był pokaźnych rozmiarów. Nie była to villa wyjęta z Los Angeles, jednakże nie można było odjąć tej posiadłości bogatego i przestronnego wnętrza. Zresztą nic dziwnego, skoro miała ona dopiero dwa lata. Rodzina chłopaka mieszkała wcześniej w miejscowości znajdującej się prawie przy samym mieście. Tam też znajdowała się podstawówka, w której poznali się chłopacy. Dosłownie cała piątka chodziła do jednej, tej samej szkoły. Malcolm i Kev byli nawet sąsiadami przez większość swojego życia. 

Dziwiło mnie jedynie, że rodzice Otta, którzy mieszkali na obrzeżach naszego miasta, zdecydowali się wysłać syna do podstawówki w innej miejscowości, a nie tej, do której uczęszczałam ja, czy Camilla albo dwóch innych, które także znajdowały się w Villanie. W przypadku całej reszty było to logiczne, każdy z nich mieszkał najbliżej szkoły w Medarze, jednak Otto miał zdecydowanie bliżej do tych w Villanie.

- Patrzcie, kto nas odwiedził. Jak ci idzie rozdawanie listów do Hogwartu? - Cami zauważyła mnie jako pierwsza.

- A wyglądam ci na sowę? - Wskazałam ręką od swoich stóp po głowę z bananem na twarzy.

- No taką bez piórek, lekko łysą. 

- Ciekawa uwaga, jeszcze takiego porównania nie słyszałam. Właściwie to już prawie wszystkie przekazałam. Jak stoimy z dekoracjami? Błagam powiedz, że przyszły. 

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz