Rozdział 16

6 0 0
                                    

- A to było moje ulubione miejsce na ziemi, gdy byłam mała. Dzień w dzień namawiałam rodziców, żebyśmy poszli na plac zabaw, a kiedy już się zgodzili, nie mogli mnie z niego ściągnąć. 

- Dobrze wiedzieć, że już od dzieciaka jesteś taka uparta. - Uniosłam wysoko brwi i spojrzałam na Davida pretensjonalnie.

- Tylko troszkę. Nie moja wina, że większość dzieci lubi place zabaw. 

- Tak, ale ty już jesteś trochę taka wyrośnięta. Dalej kłócisz się z koleżankami o zabawki w piaskownicy, czy wykazujesz się dojrzałością i bawisz się grzecznie? - Był bardziej dumny, niż moja mama na którymkolwiek odebraniu mojego stypendium.

- Ha ha, bardzo zabawne. Ale tak bawię się bardzo grzecznie, przychodzę i czekam w kolejce do huśtawki zawsze.  

Podczas naszego spotkania po meczu obiecałam chłopakowi, że jeśli następnym razem zdecyduje się wpaść do mojego miasta, to oprowadzę go po każdym jego zakątku. Niestety przez moją chorobę musieliśmy to odłożyć w czasie, jednakże uznałam, że skoro mogę już wychodzić to niedzielne popołudnie będzie idealną ku temu okazją.

- Widocznie rodzice cię dobrze wychowali, skoro tak cierpliwie czekasz na swoją kolej. Muszę ich pochwalić, gdy następnym razem ich zobaczę. - Nie przestawał się uśmiechać, nawet kiedy omal nie potknął się o wystający korzeń w piasku. - Właśnie, miałaś mi opowiedzieć dzisiaj czemu twoja mama się wkurzyła na ciebie. 

- Oh, no tak. Racja. - Miałam minimalną nadzieję, że jednak zapomniał o tym fakcie i nie będę musiała streszczać mu dramy z dnia poprzedniego z udziałem mojego ex. Wiedział, że byłam wcześniej w związku, ale na tym się jego wiedza kończyła. Nigdy nie mówiłam, jaki był Caleb, co zrobił i jak się z tym czułam. Możliwe, że domyślał się, że moje problemy z zaufaniem wywodziły się z poprzedniej relacji, jednakże nigdy o to nie pytał, za co byłam mu wdzięczna. - A więc miałam dość nieprzyjemną sytuację z moim byłym chłopakiem, który zaczepił mnie przy paczkomacie, no i przez to wydłużyło mi się, a mama omal się nie spóźniła do pracy. - Spojrzałam na niego i ujrzałam mały grymas konsternacji. Widać było, że się nad czymś zastanawia.

- Dlaczego nieprzyjemna? Powiedział ci coś, miał do ciebie jakiś problem? Wiem, że nigdy nic nie wspominałaś o nim i też nie wiem w jakich stosunkach się rozstaliście, ale nie brzmi to za fajnie. 

- Rozstaliśmy się w dość sporym napięciu, jeśli mogę to tak nazwać... - Wzięłam wdech próbując ułożyć słowa w głowie, aby nie powiedzieć za dużo. - Po prostu miał lekkie pretensje do mnie, że jego czterech najlepszych kumpli z którymi tworzył paczkę stanęło po mojej stronie. - Zaczęłam wspinać się po drabince, żeby wejść na jedną z platform połączonych mostkami i różnymi przeszkodami.

- Wydaje mi się, że kiedy wszyscy twoi najbliżsi przyjaciele, stawiają się po stronie twojej dziewczyny to znaczy, że to z tobą może być coś nie tak. Nie rozumiem więc, o co miał do ciebie pretensje. 

- Po prostu jest idiotą, nigdy nie zrozumiesz jego zachowania, ja też nie potrafię. Nic co kiedykolwiek zrobił nie było racjonalne, taki już po prostu jest... - Zdecydowałam się usiąść na drewnianych barierkach kompleksu, na który się wspięłam. 

Ogromnie chciałam mu powiedzieć, co zaszło między mną, a Calebem, jednak nie potrafiło mi to przejść przez gardło. Nie wiedziałam, jak zareaguje ani co sobie o mnie pomyśli. Wiedziałam, że nie zrobiłam nic złego, jednak nie chciałam, żeby miał mnie za naiwną i łatwowierną. Z drugiej jednak strony wiedziałam, że prościej by było, jeśli by znał powód moich niektórych zachowań i obaw, a być może dzięki temu lepiej to zrozumiał.

- Roni... - Przeniosłam wzrok z moich butów na niego. Nie wiedziałam, kiedy zdążył wejść do mnie i stanąć naprzeciwko. - Wiesz, że nie musimy o nim mówić, jeśli nie chcesz. Widzę, że nie jest ci z tym łatwo. Zawsze cię wysłucham, jeśli będziesz chciała o tym pogadać, ale nie musisz się wcale z tym spieszyć. On nie ma dla mnie znaczenia. Liczy się dla mnie teraz tylko czas z tobą, tym bardziej, że tyle dni miałaś areszt domowy, że już się obawiałem czy mi nie oszalejesz tam. 

- Sama byłam pewna, że oszaleję. Ledwo dałam radę. - Moje usta uformowały delikatny uśmiech. - Dobrze, że wczoraj miałam okazję wyjść, pomijając całą tę sytuację. Miałam chociaż tyle szczęścia, że Otto akurat przechodził obok i uratował mnie przed dalszą konwersacją z Calem. - Dopiero, gdy zobaczyłam grymas na twarzy Davida doszło do mnie, że powinnam była ugryźć się w język.

- Aż ciężko uwierzyć, że ten cwel, choć raz zrobił coś dobrze. Myślałam, że jest tylko samolubem, który na dodatek nie umie grać w piłkę. Szkoda, że mnie tam nie było. Sprawiłbym, że już nigdy by cię ten idiota Caleb nie zaczepił... - Przestał patrzeć mi w oczy, a skupił się na jakimś punkcie w oddali. Nie myślałam, że po tylu tygodniach dalej samo wspomnienie o Otto, będzie go tak szybko irytować.

- Davie wiem, że go nie trawisz... 

- Nie trawię to mało powiedziane. - wtrącił mi w zdanie.

- Dobrze, wiem, że bardzo go nie trawisz i wcale nie będę was zmuszać żebyście się polubili, ale mógłbyś się trochę pohamować przy mnie z ksywkami dla niego. Wiem, że postąpił źle podczas meczu, jednakże wczoraj naprawdę mi pomógł i wobec mnie zachowuje się bardzo w porządku. Nie każdy by zareagował, a on to zrobił i upewnił się, że wszystko ze mną okej. Może i nie zawsze zachowuje się idealnie, ale uważam, że to dobry kolega. Zrozumiem, jeśli ty uważasz inaczej, bo wiem jaka jest między wami sytuacja, ale proszę cię tylko o to, żebyś go przy mnie nie wyzywał dobrze? 

- Może dobrze traktuje tylko osoby, które mu się podobają albo od których czegoś oczekuje... - odburknął. Patrzyłam na niego szerokimi oczami. Nie wiedziałam, nawet dlaczego to powiedział i co mu przyszło do głowy, dlatego też wyczekiwałam w milczeniu na dalszy rozwój jego wypowiedzi. - Okej dobrze, nie musisz patrzeć na mnie, jakbyś chciała mnie spiorunować wzrokiem. Postaram się powstrzymywać swoje słownictwo, ale nie mogę nic obiecać. Najlepszym będzie, jeśli postaramy się nie poruszać jego tematu, bo nie chcę denerwować ani ciebie, ani siebie. Możemy tak zrobić? 

- Jak najbardziej możemy, a teraz lepiej się stąd ruszmy, bo mam ci jeszcze wiele do pokazania. - zeskoczyłam energicznie na piasek i omal się nie wywróciłam co wywołało śmiech u mojego przyjaciela. - Wiesz, jesteś strasznie nie miły. Ja miałam tyle honoru, że się nie śmiałam, gdy jeszcze kilkanaście minut temu to ty o mało co nie zaliczyłeś gleby. - Obserwowałam, jak dalej chichocze samemu zeskakując z wiszącego mostu, choć dla niego było to bardziej zwykłe zejście, jako że był dużo wyższy.

- Wybacz mi to moja miła, ale wyglądało to tak komicznie, że nie umiałem się powstrzymać. A więc, gdzie teraz wędrujemy? 

- Tak się składa, że właśnie idziemy odwiedzić moją dzielnię, także uważaj, szemranych typów możemy spotkać. Nic się jednak nie martw, zna mnie tutaj każdy, mam wyrobioną reputację i póki będziesz przy mnie nic ci nie grozi. Raczej. - Odwróciłam się od niego i w podskokach wręcz ruszyłam przed siebie. Zdążyłam zauważyć jedynie, jak wywraca oczami.

- Czy to oznacza, że w końcu się dowiem, gdzie mieszkasz? 

- Może tak, może nie. Jeszcze nie zdecydowałam się, czy mogę ci zdradzić tak ważną informację. Wiesz dzieją się tam różne krzywe akcje, przemyt, handel ludźmi, fabryka narkotyków i takie tam. Zadzwonisz jeszcze na psy i cały biznes z dymem pójdzie. - Czasem zastanawiałam się skąd przychodzą mi takie pomysły do głowy.

- Aha, czyli masz mnie za 60? No nieźle, przykre trochę. 

- Nie udawaj smutnych minek, nie ze mną te numery. Pamiętaj, że wchodzimy na mój teren i każdy niepokojący ruch, może skutkować złamanymi żebrami. No w najgorszym przypadku torturami, ale to tylko jak mam dobry mood. - Nie ukrywałam, że lubiłam się droczyć i wymyślać. Każdy, kto poznał mnie bliżej wiedział o moich abstrakcyjnych historyjkach.

- A jaki masz teraz? - Uśmiechnęłam się szyderczo na wydźwięk tych słów.

- Wyśmienity wręcz. 

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz