Rozdział 24

9 0 0
                                    

Zamówiliśmy Otto, zgodnie z umową, jego upragniony gorący napój w największej opcji, jaka była dostępna. Aurora zdecydowała się na zwykłe latte, ja natomiast sięgnęłam również po gorącą czekoladę, jednak najmniejszą z dostępnych. Chłopak przez cały czas patrzył na nas zza stolika, jednak jego twarz jak zawsze wydawała się być poważna i pozbawiona emocji, a wręcz znużona. Śmiał się jedynie przy chłopakach lub gdy miał coś do opowiedzenia, a jeśli się uśmiechał, to najczęściej robił to sarkastycznie. Całą resztę czasu wydawał się jakby obojętny i nie potrafiłam powiedzieć czy to był tylko wyraz twarzy, czy faktycznie jego charakter.

- Za kilka minut nam przyniosą. - powiedziała Ari siadając obok mnie.

- Matty nie chciał z nami iść czy nie pytałeś go? Bo tak się zastanawiałam już wcześniej, jak go odprowadziłeś czy nie powinniśmy byli i go zapytać. 

- Może i by chciał, ale i tak ma korki z matematyki, więc nie miałby jak. - odpowiedział mi chłopak.

- O kurde, czyli jednak zasięgnął fachowej pomocy.

- Myślał, żeby iść do ciebie, skoro dzięki tobie ostatni sprawdzian napisał na tę dwójkę, mimo że się nie uczył, ale jego mama widząc oceny z następnych jego kartkówek uznała, że sama mu załatwi korepetycje u kogoś. 

- Nie ukrywam, mega mi miło. Dobrze jednak, że poszedł do profesjonalisty, bo ja też nie zawsze bym miała czas i nie gwarantuję, że nauczę. - Kelnerka podeszła do nas z tacą i podała nam nasze zamówienie. - Dziękujemy bardzo! - Posłałam jej wdzięczny uśmiech i odpowiedziała mi tym samym, życząc smacznego. Podziwiałam każdego, kto pracował w gastronomii. Wiedziałam, że nie jest to łatwa praca, a klienci potrafią być bezczelni, dlatego też starałam się być życzliwa i uprzejma. Nauczyłam się tego od taty, który sam zawsze zagadywał pracowników, wiele razy żartował z nimi i dawał napiwki, gdy tylko mógł. Podziwiałam go za jego umiejętności swobodnego rozmawiania z każdym nieznajomym, jakiego napotkał.

- Kurde, nawet mini pianki i bitą śmietanę dostałeś na wierzch. Ful wypas. - zauważyła Aurora, mieszając swoją kawę. Siedziała ona przy samym oknie, które było obrośnięte różnymi roślinami i bluszczem. Cała kawiarenka była w stylu boho, wszędzie widniały wielorakie odcienie zieleni, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów. Czułam się w tym miejscu bardzo przytulnie i swobodnie, a Aurora ze swoją jasną cerą, wyglądała niczym bogini własnego lasu. Zawsze pasowała mi do postaci Artemidy lub elfa wyjętego ze świata Tolkiena. Niejednokrotnie wiązała dwa małe warkoczyki we włosach, w które wplatała różne spinki lub gumki. Dodawały jej one znacznego uroku i razem z aparatem tworzyły swoistą cukierkową aurę wokół niej.

- No muszę przyznać, wygląda to dobrze. Oby tylko nie było za słodkie, bo nie dopiję tego. - przyglądał się swojej ogromnej filiżance dość przerażony. - A właśnie, mówi się zjem czy wypiję gorącą czekoladę, bo zawsze mnie zastanawiało to?

- No niby mówi się na to inaczej pitna czekolada, więc chyba pije, ale z drugiej strony zupy się je, a one też są cieczami. Dałeś mi teraz rozkminę straszną, bez kitu. - Zaczęłam porządnie analizować, która forma jest poprawna, ale nie potrafiłam znaleźć jednoznacznej odpowiedzi.

- Wy to potraficie znaleźć pytanie filozoficzne. Oboje wpadacie widzę na takie pomysły, że nie potrafię pojąć, skąd takie myśli macie. U Roni już dawno to zauważyłam, bo czasem jak coś powie, to dostaję laga umysłu. Już teraz wiem czemu czasem prowadzicie tak zacięte rozmowy na jakiś temat. - zaczęła się śmiać Aurora. Nie mogłam zaprzeczyć, czasem wpadałam na bardzo głupie pomysły i zadawałam jej dziwne pytania, na które sama nie znała odpowiedzi. - I mówi się pije, jak coś. 

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz