Rozdział 22

8 0 0
                                    

Zanim się spostrzegałam, dobiegła połowa listopada i dni stały się znacząco mroźniejsze. Wszyscy biegali już w kurtkach i ja sama ubierałam na siebie kilka warstw, aby nie zmarznąć. Z tego wszystkiego zrobiłam gruntowny przegląd szafy w poszukiwaniu ubrań na zimę i pozbyciu się tych, których już nie założę. Finalnie nie odłożyłam ich zbyt wiele, ale i tak czułam potrzebę kupna czegoś nowego i świeżego, bo miałam wrażenie, że ciuchów zimowych mam znacznie mniej. Miałam dzięki temu okazję poprosić Davida o pomoc w ramach odwdzięczenia się za mą ówczesną przysługę. Uprzedziłam go jednak, że tym razem nie będzie to szybka wizyta w galerii.

- Widzę, że jesteś równie podekscytowany jak ja. - Widząc jego zmarnowaną na samym starcie minę, jeszcze bardziej byłam usatysfakcjonowana zapowiadającym się dniem. Skakałam wręcz zmierzając do centrum handlowego, w którym jeszcze nie byliśmy.

- Tak, jestem niezmiernie szczęśliwy, że będę przez następne pięć godzin chodził od sklepu do sklepu, żebyś znalazła bluzę idealną. - Zamrugał dwukrotnie i ścisnął wargi ze sobą, cofając kąciki ust tworząc swoisty grymas nieszczęścia.

- Tylko żartowałam no. Postaram się, żebyśmy zamknęli się w czterech. - Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i przyśpieszyłam kroku.

- A nie no, jak cztery to okej. Od razu mi lepiej. 

- Co ty dzisiaj jakiś taki markotny jesteś? Nie wyspałeś się? Spójrz na to w ten sposób, spędzisz cztery wspaniałe godziny z najpiękniejszą damą, jaką w życiu widziałeś, a na dodatek jako jedyny dostałeś szansę, by pomóc jej w wyborze tej jedynej bluzy. To ogromny zaszczyt, więc lepiej zacznij doceniać. 

- Wybacz mi tą niesubordynację, masz rację. Od teraz będę się pilnować, droga panienko. - Skłonił się i ucałował moją dłoń. Jego czarne włosy zasłaniały mu delikatnie oczy, których głębia zapierała dech w piersiach. Miałam wrażenie, że nigdy nie przestanę zachwycać się ich pięknem. Nie mogłam też już dłużej sama przed sobą zaprzeczać, że ten chłopak coraz bardziej ogrzewał moje serce. Zastanawiałam się, czy to właśnie ten żar, który wznieci popiół pozostały z dawnej mnie. 

- Gdzie pierwsze idziemy? Od razu mówię, chciałbym też zajrzeć do jakiegoś sklepu z biżuterią, bo doszedłem do wniosku, że muszę sobie dokupić jeszcze jeden sygnet. 

- Kolejny? Widziałam już u ciebie z trzy różne. 

- Ej, ja się nie czepiam, kiedy cię widzę z kolejnym naszyjnikiem czy pierścionkiem. 

- No przecież nie mówię poważnie, nie musisz robić obrażonej minki szczeniaczka. - Zatrzymałam się, żeby potargać mu włosy. Próbował mnie powstrzymać, więc złapał mnie za oba nadgarstki jedną dłonią, a drugą zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam zwijać się praktycznie do ziemi na środku galerii, przez co ludzie zaczęli rzucać nam krzywe spojrzenia. Podczas duszenia się ze śmiechu, próbowałam go ubłagać, żeby przestał. W końcu wyrwałam jedną dłoń i sama zaczęłam go łaskotać. Po kilku minutach oboje podnieśliśmy ręce w geście poddania i zawarliśmy rozejm.

- Chyba pora zniknąć z radaru tych ludzi, bo wyglądają, jakby zobaczyli psycholi. Nie wiem, który sklep najpierw. Będziemy szukać, aż znajdziemy. - Weszliśmy na schody ruchome, aby wjechać na wyższe piętro. Nie znałam jeszcze dobrze rozmieszczenia sklepów, gdyż częściej odwiedzałam tę drugą galerię, która była zdecydowanie bliżej dworca, a nawet miała bezpośredni przystanek. 

Ta natomiast znajdowała się na drugim końcu miasta i była ona dość nowa, przez co nawet z mamą nie zdążyłyśmy dobrze jej zwiedzić, a była rozległa. Starałam się streszczać w sklepach, by nie obciążać mojego towarzysza niepotrzebnymi minutami, mimo że wiedziałam, że wcale nie ma mi za złe zakupów, a wręcz cieszył się tak jak i ja, że mieliśmy okazję do spotkania. Właściwie od dłuższego czasu spotykaliśmy się sam na sam bez obecności Aurory czy Patricka, który swoją drogą był dziwnie cicho od jakiegoś czasu i nigdzie nas nie zapraszał. Stwierdziłam, że może powinniśmy sami niedługo wyjść z inicjatywą. 

Tamiza naszych uczuć (Tom 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz